Nie żaden Manchester United, nie Real Madryt, nie Chelsea czy Barcelona. Wigan Athletic z Willem Griggiem – najbardziej znanym nie ze strzeleckich popisów na najwyższym poziomie, a z TEJ rozprzestrzeniającej się dwa lata temu jak wirus piosenki – jest pierwszym zespołem, który w tym sezonie pozbawia Manchester City szans na trofeum. Konkretnie – na wygraną w FA Cup, z którego The Citizens wylatują już w 1/8 finału.
Futbol pisze niesamowite historie. Takie jak ta dzisiejsza wspomina się często latami. Do dziś wszyscy w Krakowie pamiętają, który zespół jako pierwszy w historii pokonał Barcelonę Pepa Guardioli. Tak samo długo w Wigan będzie się pamiętać o dniu, w którym zatrzymany został wielce prawdopodobny marsz Manchesteru City po poczwórną koronę. Marsz zakończony dziś bardzo boleśnie, bo zaledwie kilka dni przed pierwszym w tym roku finałem Guardioli – meczem o Carabao Cup z Arsenalem.
Ale i zakończony na własne życzenie. Piłkarze Manchesteru City nie zagrali bowiem w połowie na takim zaangażowaniu, jakie zaprezentowali choćby w ostatnim spotkaniu Premier League z Leicester City. Tam Kyle Walker potrafił biegać do linii końcowej nawet za pozornie straconą piłką, co przyniosło w rezultacie efekt bramkowy. Tutaj, gdy rywalem był trzecioligowiec, ten sam Kyle Walker nawalił. Przepuścił łatwą piłkę, do której dopadł Will Grigg. Irlandczyk z Północy pognał w kierunku bramki Claudio Bravo, nie dając się już dopaść angielskiemu prawemu obrońcy. I choć jego strzał do najbardziej spektakularnych nie należał – wykonał go już upadając na ziemię – był zabójczo skuteczny.
Dokładnie taki, jak cały zespół Wigan. Gospodarze rozegrali to spotkanie po mistrzowsku, dokładnie na miarę swoich możliwości. Ani przez moment nie dali się ponieść emocjom, co z kolei zrobił Fabian Delph, łapiąc głupią czerwoną kartkę tuż przed zejściem do szatni na przerwę po bezpardonowym wślizgu w Maxa Powera. Zamiast tego wyczekali leniwie snujących się po boisku, widocznie traktujących ten mecz jako przykrą konieczność, piłkarzy City. A potem ukłuli ten jeden, jedyny raz. Wystarczająco, by nie trzeba było grać powtórki, by sprawę awansu do ćwierćfinału rozstrzygnąć już dziś.
Zastanawia jedno – jak na porażkę zareagują zawodnicy The Citizens. Teoretycznie powinna po nich spłynąć, jako że mają na głowie znacznie bardziej prestiżowe rozgrywki, w których idzie im rewelacyjnie – w Lidze Mistrzów są już dwiema nogami w ćwierćfinale, w lidze ich przewaga jest nie do roztrwonienia. W praktyce jednak utrata szans na trofeum tuż przed meczem o kolejne wcale nie jest jednak tak łatwa do przełknięcia. Piłkarze nie raz i nie dwa podkreślali, że takie wpadki mogą mocno odbić się na morale i mieć ogromny wpływ na kolejne występy.
Czy więc Wigan będziemy wkrótce wspominać nie tylko jako katów marzeń Obywateli o poczwórnej koronie, ale i jako zespół, który na piekielnie istotne tygodnie nasypał piachu w tryby dotąd niemal nieomylnej machiny Pepa Guardioli? Cóż to by była za kontynuacja tej, i tak już niezwykłej historii, jaką dziś napisali zawodnicy 3. siły League One…
fot. NewsPix.pl