Masz trochę ponad dwadzieścia lat, należysz do grona najlepszych piłkarzy młodego pokolenia i zgłasza się po ciebie Real Madryt. Złapałeś Pana Boga za nogi, świat stoi przed tobą otworem a kariera rysuje się w pięknych barwach. Kilku młodych śmiałków obrało sobie za cel stanowienie o sile szerokiego składu Królewskich. Do tej pory jednak tylko jeden – choć też z problemami – zbliżył się do realizacji pokładanych w nich oczekiwań.
Królewscy wrócili do korzeni w myśl słów “veteranos y noveles” z hymnu napisanego przez Luisa Cisnerosa Galiane’a i realizują politykę inwestowania w najzdolniejszych piłkarzy młodego pokolenia. Galaktyczni? Wydawało się, że to już przeszłość. Ostatnim razem, gdy przy Concha Espina przeprowadzono transfer cracka za wielomilionową sumę Los Blancos byli świeżo po wstawieniu dziesiątego Pucharu Europy do klubowej gabloty.
Nowa filozofia transferowa
W ciągu trzech lat od roku poprzedzającego zdobycie La Decimy do klubu dołączyło 9 rodzimych graczy. Florentino razem z José Ángelem Sánchezem konsekwentnie hispanizują seniorską kadrę, sprowadzając wyróżniające się na Półwyspie Iberyjskim jednostki, jak niegdyś Isco czy Asensio, bądź wysyłając podopiecznych z Cantery na “erasmusa” w celu zdobycia niezbędnego do gry na Bernabéu doświadczenia. Jednak to, co sprawdziło się w przypadku między innymi Carvajala czy Moraty, zupełnie nie powiodło się przy transferach dokonanych przed rozpoczęciem obecnego sezonu.
REAL OGRYWA BETIS DO ZERA? KURS 2,27 W TOTOLOTKU!
Dani Ceballos, Marcos Llorente, Theo Hernandez, Jesus Vallejo i Borja Mayoral na liście celów do zrealizowania mieli udźwignięcie presji trybun, wywalczenie odpowiedniej liczby minut i godne reprezentowanie białej koszulki. Oprócz tego, najtrudniejsze – wejście w buty wcześniej wspomnianego Alvaro Moraty, Jamesa Rodrígueza i Pepego, ekskluzywnych rezerwowych Realu w sezonie 16/17. W wielu analizach sukcesów Realu z ubiegłego sezonu to właśnie jakość zawodników wchodzących z ławki wskazywano jako główną przyczynę sukcesu. Kibice i zarząd wymagali od chłopców wciąż uczących się futbolu wskoczenia na poziom gwarantujący utrzymanie siły ławki rezerwowych, mimo iż postronne opinie wskazywały, że w lato Królewscy wyraźnie się osłabili. Czy aby na pewno? Jak pokazał przypadek Asensio, który w wymierny sposób przyczynił się do tytułów ekipy Zidane’a, nawet zawodnicy z kategorii U-21 potrafią stanowić o sile zespołu. I tym razem istniało zatem wiele przesłanek, jakoby rekruci z lata 2017 byli w stanie podołać stawianym przed nimi zadaniom. Gdzie popełniono błąd?
Pierwszą osobą, od której trzeba zacząć rozważania jest Zinédine Zidane. Francuski szkoleniowiec nie darzy swoich zmienników tak dużym zaufaniem, jak to miało miejsce w zeszłym sezonie, co jest sprzeczne z jego słowami z konferencji prasowych. – Potrzebuję każdego – mówił po meczu z Getafe, lecz żaden z letnich nabytków nie przekroczył 300 minut w lidze! W poszukiwaniu zrozumienia Zizou i jego przywiązania do swoich “wiernych żołnierzy” możemy dojść do wniosku, iż szkoleniowiec w czasie kryzysu miał na myśli tych, którzy w ciągu dwuletnich rządów na ławce Królewskich osiągali z nim sukcesy. Z drugiej strony, patrząc na opłakaną sytuację Realu w lidze, można było domagać się nieco odważniejszych roszad.
Brak zaufania do byłego Verdiblanco
Najbardziej enigmatycznym przypadkiem jest ten Daniego Ceballosa. Najlepszy piłkarz Mistrzostw Europy U-21 rozgrywanych w Polsce, o którego względy Real intensywnie zabiegał podczas letniego mercado, jest konsekwentnie pomijany. Poziom zaufania, jakim darzy go Zidane wynosi mniej więcej zero. Być może kluczowym elementem tej historii jest fakt, iż Królewscy po wykupieniu Daniego z Betisu zamierzali oddać go na wypożyczenie ze względu na rywalizację w środku pola, lecz pomocnik sprzeciwił się temu, żądając miejsca w pierwszej drużynie.
Sytuacja jest o tyle dziwna, iż gdy były piłkarz Betisu już otrzymał szansę ligowego debiutu od pierwszej minuty, nie zawiódł, a w nagrodę po dublecie na Mendizorrozie wywalczył 110 minut w ciągu kolejnych dziewięciu ligowych starć. Kroos często wygląda na pozbawionego motywacji i jedynie w meczach, gdy trzeba zachować najwyższy poziom koncentracji, jak chociażby w niedawnym meczu z PSG, prezentuje wysoki poziom. Z kolei Modriciowi przez natężenie meczów coraz częściej zdarzają się występy przeciętne i bezbarwne, pisząc zresztą dość eufemistycznie. Ze względu na swoją charakterystykę Dani mógłby czasem zastępować obu i przy odpowiednim zarządzaniu kadrą byłby w stanie rozgrywać odpowiednią liczbę minut dla dalszego rozwoju.
Zidane jednak za wszelką cenę stara się powiedzieć Ceballosowi “A nie mówiłem?”, próbując udowodnić, jakby za karę, iż wypożyczenie przed sezonem było najlepszym dla niego rozwiązaniem. Co ciekawe w styczniu pojawił się cień szansy na powrót Daniego do Betisu. – Rozmawiałem z nim, chciał przyjść do nas, nasz trener także tego pragnął. Nie udało się jednak sprowadzić go z powodów papierkowych – komentował już w lutym Antonio Adan, były bramkarz Realu, reprezentujący obecnie barwy Verdiblancos.
Llorente w zamkniętym kole
Podobnie sprawa ma się z Marcosem Llorente. Casemiro wciąż pozostaje niezastąpiony w akcjach stricte defensywnych, ale ofensywa i wyprowadzenie piłki z Brazylijczykiem jest piętą achillesową Królewskich. Rywale często skupiają się na Kroosie i Modriciu. Aby dać im nieco więcej oddechu dobrym rozwiązaniem na sporą część spotkań ligowych byłoby odważniejsze postawienie na Llorente, który w zeszłym sezonie był prawdziwą rewelacją Primera Divison w barwach Deportivo Alavés.
GOL ZAWODNIKA WPROWADZONEGO Z ŁAWKI W MECZU BETIS – REAL? 3,20 W TOTOLOTKU!
W Baskonii zachwycał przewidywaniem boiskowych wydarzeń, dzięki czemu wielokrotnie przerywał groźne kontrataki rywali. Średnio dokonywał 3,8 wślizgu na mecz, notując przy tym 2,7 odbiorów, co uplasowało go na czwartej pozycji wśród pomocników. Do tego 87% skuteczność podań. To wszystko przykuło uwagę skautów z całej Europy. Paradoksalnie Llorente jest piłkarzem perfekcyjnie pasującym do… Barcelony, jako naturalny następca Busquetsa. Zidane natomiast nadal nie potrafi w odpowiedni sposób wykorzystać skarbu, który posiada. Dotychczasowe występy Llorente w barwach Królewskich, poniekąd przez specyfikę pozycji, były poprawne, tylko i aż. Francuski trener wciąż nie dostał konkretnego argumentu, który pozwoliłby mu zrezygnować z Casemiro na rzecz Marcosa. Koniec końców trudno dać trenerowi powód do gry, gdy otrzymuje się znikomą ilość szans. To zamknięte koło.
Debatę rozpoczyna dyskusja o zaufaniu, którego Llorente ze strony Zidane’a nie odczuwa i do tej pory nie dostał kilku okazji z rzędu na zaprezentowanie swoich umiejętności. Być może sytuacja, gdy to Liga Mistrzów stała się jedyną szansą na uratowanie sezonu przez Real, wymusi na Francuzie dodatkowe rotacje w weekendy, co zagwarantuje dodatkowe minuty młodemu canterano. Sam Marcos pozostaje spokojny i utrzymuje chłodną głowę. – Każdy chce dostawać jak najwięcej minut, ale jestem świadom, gdzie się znajduję. Wciąż jestem młody i mam wiele czasu przed sobą – powiedział dziennikarzom po styczniowym meczu przeciwko Numancii w Pucharze Króla.
Za wcześnie na Real dla Theo?
Spośród debiutantów, zawodnikiem, który rozegrał największą liczbę minut jest Theo Hernández. O ile w przypadku Ceballosa i Llorente otwarcie możemy mówić o braku zaufania ze strony Zidane’a, tak powodów, przez które jeden z najlepiej zapowiadających się lewych obrońców młodego pokolenia nie do końca radzi sobie w Realu Madryt, należy szukać gdzie indziej.
Wychowanek Atlético w zeszłym sezonie na Mendizorrozie wręcz unosił się nad ziemią, napędzając akcje El Glorioso na lewej flance. Dziś ma problemy z przyjęciem piłki, odpowiednim dograniem do partnerów, a większość dośrodkowań zamiast w polu karnym kończy w trzecim rzędzie trybun. Można dojść do wniosku, że problemy Theo zaczynają się w głowie. Zawodnik nie do końca radzi sobie z presją panującą na Bernabéu. Za każdym razem, gdy pojawia się na boisku wygląda na zdenerwowanego, spiętego i niepewnego. Gubi pozycje i taktycznie wygląda jak chłopiec, który w ostatniej chwili dołączył do seniorskiej kadry, występując do tej pory w Juvenilu.
Młody lewy obrońca jedynie przeciwko Realowi Sociedad na Anoecie był w stanie dorównać poziomowi, jaki prezentował w zeszłym sezonie. W niczym nie przypomina siebie z Vitorii-Gasteiz i dziś bliżej mu do pożegnanego w lato Danilo, którego problemy także miały podłoże psychologiczne, aniżeli do Sergio Ramosa, do którego był przyrównywany. Paradoksem jest fakt, iż jak twierdzi mama Theo: – Zidane jest z niego bardzo zadowolony.
Cóż, Zizou wiele dziwnych rzeczy mówił w tym sezonie, może to kolejna z jego naciąganych teorii? Mimo okazywanego wsparcia Bernabéu wciąż nie zobaczyło najlepszej wersji młodszego z braci Hernándezów. Na dziś wydaje się, iż dobrze zrobiłoby mu kolejne wypożyczenie, bo nawet do najgorszej wersji Marcelo nie ma podjazdu.
Obrońca ze szkła
Na szarym końcu pozostaje dwójka graczy, będących na całkowitym marginesie – Jesús Vallejo i Borja Mayoral. Vallejo miał podążać drogą Varane’a, począwszy od roli czwartego obrońcy, aby docelowo stać się partnerem Francuza na środku obrony, w przyszłości tworząc parę V&V. Wielu w wychowanku Realu Saragossa widziało nowego Fernando Hierro, cechującego się bardzo dobrym czytaniem gry, zdecydowaną grą na wyprzedzenie, bezpardonowością i odwagą, co gwarantowało mały dysonans obserwując elegancję Jesúsa przy wyprowadzeniu piłki.
GOL DLA REALU W OBU POŁOWACH? KURS 1,55 W TOTOLOTKU!
Niestety, za Vallejo wciąż ciągną się problemy z niezwykle wrażliwymi włóknami mięśniowymi, które miały swój początek już w Aragonii. Kontuzje wciąż hamują jego rozwój, w Saragossie przez urazy był niedostępny przez 105 dni, we Frankfurcie przez 64, a w Madrycie na dziś licznik stanął na 69. Częstotliwość absencji może budzić niepokój, wszak jest to przypadłość, którą niełatwo można wyeliminować z biegiem lat. Sytuacja pozostaje skomplikowana, pomimo tego, iż sztab szkoleniowy pokładał w Vallejo duże nadzieje i wielce prawdopodobne, że młody środkowy obrońca pożegna się z klubem już latem.
Mayoral natomiast w kadrze jedynie figuruje, choć gdy otrzymywał szanse zaskakiwał jedynie pozytywnie. Obecność Borjy stwarza pozory, jakoby Karim Benzema miał konkurenta do gry w składzie, jednak nikt o zdrowych zmysłach nie mógł przypuszczać, aby młodzieżowy reprezentant Hiszpanii był w stanie wygryźć ze składu ulubieńca Zizou. W tej sytuacji tym bardziej dziwi fakt, iż z taką łatwością pożegnano Mariano, który godnie zastępuje Alexandre’a Lacazette’a w Olympique Lyon.
Asensio przespał zimę
Osobną kwestią pozostaje Marco Asensio, sprowadzony nieco wcześniej niż wyżej opisywani gracze. Rosnąca pozycja w zespole oraz rozwój wiosną Hiszpana z holenderskimi korzeniami pozwalał wierzyć, iż pożegnanie z Moratą i Jamesem odbędzie się mniej boleśnie i bez większych konsekwencji dla zespołu. Występy w Superpucharach jedynie potwierdzały przewidywania. Im większa ranga meczu, tym bardziej Marco rósł, powoli aspirując do miana cracka pukającego do drzwi once de gala. Zerwanie pajęczyny na Camp Nou? Łatwizna. Bomba z 25 metrów zaskakująca ter Stegena? No hay problema! Kto weźmie odpowiedzialność za losy ligowego starcia z Valencią? „Zadzwońcie po Asensio”. Media tak chętnie rozpisywały się o genialności Marco, że nie dziwimy się, że ten pokorny chłopak zdążył uwierzyć w swoją wyjątkowość.
Po spektakularnym początku sezonu zniknął jednak na długie miesiące, a trwającą 8 meczów serię bez bramki przerwał dopiero w końcówce października przeciwko Eibarowi. Kiedy wychodził na murawę od pierwszej minuty bywał bezbarwny i nie wnosił nic ponad próby kolejnych dośrodkowań, do czego przyzwyczaiła ekipa Zizou w tym sezonie. Gdy przychodziło mu wpłynąć na mecz wchodząc z ławki, wyglądał na zniechęconego i pozbawionego pomysłu jak przełamać defensywę rywali. Licząc od połowy listopada do połowy stycznia zaliczył tylko jedną asystę w 10 meczach!
Nic więc dziwnego, iż Zizou zaczął rezygnować z Asensio, u którego regres formy był aż nadto widoczny. Dopiero hymn Ligi Mistrzów i powracający zapach rywalizacji o Puchar Europy podziałał na Marco jak defibrylator. To właśnie on po wejściu na boisko zmienił optykę starcia z PSG i dzięki obecności na murawie zawodnika z “20” na plecach Królewscy byli w stanie wyrobić sobie zaliczkę przed rewanżowym starciem na Parc des Princes. To dobry prognostyk – czyżby Marco nareszcie wybudził się z zimowego snu?
Powiększona przepaść
Po sezonie okraszonym historycznym dubletem przy Concha Espina zapanował spokój. Utrzymano podstawową jedenastkę oraz dokonano korekt w kadrze w zgodzie z realizowaną polityką transferową. Kolejne miesiące pokazały jednak, iż różnica między pierwszą jedenastką a zawodnikami z “Realu Madryt B” jest dużo większa, niż można było zakładać przed sezonem, a letnie ruchy na rynku piłkarskim tylko powiększyły przepaść.
Mimo iż jedenastka pozostaje praktycznie niezmienna na przestrzeni dwóch lat, brak nacisku ze strony rezerwowych zwyczajnie uśpił gwiazdy i dał bodziec do notorycznych braków w zaangażowaniu. Cała piątka nowo sprowadzonych graczy podczas letniego okienka nie może liczyć na zbyt wiele szans, a gdy już dostają okazję do gry, to daleko im do występów, do jakich przyzwyczaili nas w poprzednim sezonie. Niezadowalająca dyspozycja pierwszej jedenastki oraz brak zaufania dla zmienników tworzy pewnego rodzaju perpetum mobile, powodując, że Los Blancos przez kilka miesięcy pozostawali w stagnacji.
NIEMAL 130 ZAKŁADÓW, ŻÓŁTE KARTKI, HANDICAPY, PODWYŻSZONE KURSY. NAJSZERSZA OFERTA NA MECZ REALU MADRYT W ZAKŁADACH BUKMACHERSKICH TOTOLOTEK.PL!
Zidane przespał moment na testowanie nowych rozwiązań z udziałem nowych zawodników, gdyż wiosną, gdy rozgrywa się walka o trofea, nie ma czasu na eksperymenty. Sytuacja w lidze, mimo braku walki o mistrzostwo, wciąż jest napięta, a Villarreal i Sevilla nie zamierzają rezygnować z walki o czwartą lokatę tylko ze względu na to, że rywal nazywa się „Real Madryt”. Na odpowiedź, czy Zidane wciąż posiada pomysł na młodzież nie trzeba będzie długo czekać. Już dziś przeciwko Betisowi Zizou powinien dokonać rotacji, bo zapowiadał to na konferencji prasowej. Mecze ligowe bezpośrednio po Lidze Mistrzów powinny być wyjątkowymi okazjami dla młodzieży na pozytywne zaprezentowanie się. Na przykład Marcelo ma w nogach wyczerpujące 90 minut przeciwko PSG, a Kroos kończył spotkanie z kontuzją, co powinno stworzyć szansę choćby dla Theo i Daniego.
Niezależnie od powodów jednak, na ten moment transfery Theo, Ceballosa oraz powroty z wypożyczeń Vallejo, Llorente i Mayorala można traktować jako niepowodzenia. Sprowadzenie ich kosztem doświadczonych graczy takich jak Morata, James i Pepe było ruchem odważnym, lecz jak pokazał czas niekoniecznie odpowiedzialnym.
Nie bez powodu mówi się też, iż w razie niepowodzenia w Lidze Mistrzów latem w Madrycie dojdzie do rewolucji i poza paroma filarami zespołu niewielu graczy może być pewnymi swojej przyszłości na Bernabéu. Wszystko wskazuje na to, iż młodzież będzie otrzymywać wiosną dodatkowe szanse aby wywalczyć sobie miejsce w kadrze na kolejny sezon. Reakcja i losy całej piątki wciąż pozostają kwestią otwartą, acz mocno martwiącą.
BARTŁOMIEJ ISRKA