Niespełna 12 milionów euro, które Barcelona zapłaciła za transfer Yerry’ego Miny, budzi poczucie, że niekoniecznie na Camp Nou przyjechał kozak. W końcu żyjemy w czasach, w których płaci się 75 baniek funtów za Virgila van Dijka. Dlatego nie ma nic dziwnego w tym, że 11,8 miliona za 23-latka wydaje się kwotą podejrzanie niską. Czy więc na Camp Nou przybył kolejny niewypał pokroju Keirrisona albo Henrique? Niekoniecznie, bo Kolumbijczyk może napisać zupełnie inną historię. W każdym razie ma ku temu predyspozycje.
Przygoda z futbolem dla Yerry’ego Miny zaczęła się w rodzinnym mieście Guachene. Oczywiście początkowo nie grał on na pozycji stopera, ponieważ chciał zostać bramkarzem, tak jak jego ojciec i wujek. Pomysł ten nie spodobał się obu panom, dlatego poradzili Yerry’emu, by spróbował sił na innej pozycji. Młody zawodnik posłuchał najbliższych doradców i zaczął grać w środku pomocy. Dopiero w wieku 19 lat trenerzy w Deportivo Pasto przebranżowili go na stopera. Bardzo szybko okazało się, iż mieli rację, ponieważ młody Kolumbijczyk bardzo szybko pojął grę w środku obrony. Oczywiście taka decyzja był też pokierowana świetnymi warunkami fizycznymi. Prawdziwa lekcja futbolu przyszła jednak, gdy po roku w Deportivo, trafił do Independiente Santa Fe. Tam młodziutki Mina dojrzał jako piłkarz, a tym samym udowodnił, że w przyszłości będą z niego ludzie.
– Pamiętam go dość dobrze z Independiente Santa Fe. Jego znakiem rozpoznawczym jest niesamowity wyskok do piłki. Można powiedzieć, że wyskakuje niemal jak Jordan, bo mówimy też o wysokim piłkarzu. Oczywiście nie są to skoki bez sensu, gdyż dają bramki. Co ciekawe jest przy tym bardzo sprawny, a to rzadkość, gdy mówimy o zawodniku mierzącym 194 cm. Trudno go minąć w pojedynkach jeden na jednego, ponieważ zawsze wie gdzie wsadzić te długie nogi. W tym aspekcie wydaje mi się nawet lepszy od Pique. Potrafi się również dobrze zastawić i przykleić do przeciwnika. Gdy napastnik jest odwrócony tyłem do bramki i próbuje zgarnąć piłkę, to zwykle nie ma z Miną żadnych szans – powiedział nam Bartłomiej Rabij.
Faktycznie, Michael Jordan w wersji piłkarskiej
Indywidualna postawa przyłożyła się na dobre wyniki drużyny, bo w 2015 roku Mina zdobył mistrzostwo Kolumbii i Copa Sudamericana. Zaraz potem przyszedł czas na transfer i zmianę kraju, bowiem Palmeiras zaoferowała 3,2 miliona za jego usługi. Transfer doszedł do skutku, a Mina wjechał w brazylijską ekstraklasę w wielkim stylu. Już w pierwszym sezonie został wybrany na najlepszego obrońcę ligi brazylijskiej. W drugim było nieco gorzej, ponieważ trapiły go kontuzje stóp.
– Ostatni sezon miał niezbyt udany, ponieważ męczyła go kontuzja. On ma dość duży problem ze stopami, gdyż są one bardzo duże. Pamiętam, że w zeszłym roku – bodajże Adidas – robił specjalne odlewy jego stóp, by przygotować mu specjalne wkładki – skomentował Rabij.
Dopiero kilka miesięcy temu problem Miny się rozwiązał, ponieważ Palmeiras wysłało go do Niemiec, by przygotowano dla niego specjalny model buta. Wygląda więc na to, że przez większość czasu 23-latek grał w niedopasowanym obuwiu, a mimo to pokazywał wielkie umiejętności. Bardzo szybko poznał się na nim Alexi Stival, znany jako Cuca, który w 2016 był jego trenerem:
– Gdy Mina zaczynał grać w Palmeiras, powiedziałem, że to piłkarz na rok albo góra dwa lata, ponieważ później kupi go europejski gigant. Pomimo tego, że ma zaledwie 23-lata, jest już bardzo doświadczonym zawodnikiem. On ma świetną technikę i szybkość. Potrafi również dobrze wyprowadzać piłkę prawą stroną boiska, a Barca ma przecież Sergio Busquetsa, który znakomicie asekuruje obrońców podczas ich ofensywnych wejść. Ponadto Yerry świetnie gra głową i gwarantuje przynajmniej kilka strzelonych bramek w sezonie. Co ważne dla Barcelony, Mina potrafi bardzo szybko wrócić na pozycję, gdy drużyna straci piłkę.
Oczywiście nie wątpimy w to, że Mina potrafi grać głową. W końcu trzy bramki w dziewięciu meczach reprezentacji, a także osiem trafień w barwach Palmeiras (rozegrał dwa sezony) nie mogły być przypadkiem. W resztę pochwał – oprócz jednej – również jesteśmy w stanie uwierzyć, wystarczy spojrzeć na powyższy filmik, by wiedzieć, iż coś jest na rzeczy. Poczekalibyśmy jednak z opiniami na temat umiejętności wyprowadzania piłki, przeskok poziomu gry będzie naprawdę spory.
– Problemem może być jednak przystosowanie się do nowego stylu gry. Zupełnie inaczej gra się Palmeiras i Barcelonie. W swoim byłym klubie zbyt długo piłki przy nodze nie trzymał, dlatego trudno mówić o jakimkolwiek rozgrywaniu od bramki. Wyglądało to tak, że grał długą do przodu i nie musiał się tym zajmować. Troszeczkę inaczej było w Independiente, ale nie sposób porównać to z filozofią Barcelony, w której ten aspekt jest bardzo ważny. Jednak mówimy tutaj o problemie, który nie jest znany od dzisiaj. Niemal każdy obrońca przychodzący do Barcelony potrzebuje czasu, by to załapać – powiedział Rabij.
Aklimatyzacja w Barcelonie również może być problematyczna i całkiem możliwe, że Mina będzie zawodnikiem na następny sezon. Tym bardziej że Valverde dysponuje obecnie Pique, Vermaelenem, a niebawem do gry wróci Umtiti. Dlatego trudno przypuszczać, by Kolumbijczyk był – w tym momencie – kimś więcej niż czwartym wyborem. W jego kontekście mówimy więc o następnym sezonie, w tym, jeśli nie dojdzie do żadnych kontuzji, powinien być spokojnie wprowadzany do drużyny.
– Pamiętajmy również, że on przychodzi po zakończonym sezonie, a na dodatek trapiły go kontuzje. Natomiast Barcelona jest w środku sezonu, a poza tym jest piekielnie rozpędzona. Yerry Mina jest więc w zupełnie innej fazie przygotowania fizycznego. Tam gra się od połowy maja do początku grudnia, a jest 38 kolejek do rozegrania. Oczywistym więc jest, że może mu brakować szybkości albo dynamiki. Wydaje mi się jednak, że Valverde jest świadomy, iż Mina będzie potrzebował czasu. Moim zdaniem w tej części sezonu niczym nas nie zaskoczy i nie wyciągałbym daleko idących wniosków z tych kilku miesięcy. Jednak od początku nowego sezonu, po dobrze przepracowanym okresie przygotowawczym, powinien odpalić – dodał Rabij.
***
Co prawda Mina jeszcze się nie rozkręcił, jest w Barcelonie dopiero kilka dni, ale już wiadomo, że szatnia Barcelony zyskała kolejnego śmieszka. Pierwsze wejście na murawę? Bez butów. Cieszynki po bramkach? Spektakularne. Opinia byłych kolegów? Żartowniś.
https://twitter.com/FCBarcelona/status/952152155284127747
Poza tym, że Mina nie jest smutasem, bardzo wierzy w Boga, ponieważ tak został wychowany. Wejście na boisku bez butów również miało swój głębszy sens: – „Jest w Biblii taki werset, który mówi o tym, że trzeba bosa nastąpić na ziemię, na której chce się odnieść sukces. A ja chcę napisać tutaj historię.” Kolumbijczyk bardzo wierzy w swoje umiejętności, ale nie on jeden. Kataloński klub od dłuższego czasu obserwował jego rozwój, ponieważ od dawna widział w nim wielki potencjał.
– Obserwowaliśmy go od dawna, ale nie chcieliśmy go wcześniej ściągać. Woleliśmy, by najpierw trafił do Palmeiras, z którym podpisaliśmy umowę ws. prawa pierwokupu. Yerry ograł się w Brazylii i jest już doświadczonym piłkarzem. Teraz skorzystają na tym obie strony, bo my pozyskaliśmy dobrego piłkarza, a oni zarobią sporo kasy – powiedział Francesc Guitart, skaut Barcelony na Kolumbię.
Zapewne początkowo miało być tak, że Mina trafi na Camp Nou dopiero latem, ale transfer został przyspieszony, ponieważ Mascherano najprawdopodobniej odejdzie już teraz. Cała reszta odbyła się zgodnie z planem. I musimy przyznać, że jak na razie wygląda to naprawdę obiecująco. Jakość do ceny w tym wypadku może okazać się niebawem zdumiewająca.
BARTOSZ BURZYŃSKI