Anglicy mają świra na punkcie wielu rzeczy – piłka oczywiście znajduje się gdzieś w czubie tabeli – ale rasizm to dla nich wyjątkowo wdzięczy temat, czego dowodem jest chociażby „Rooney rule”, o czym pisaliśmy wczoraj (KLIK). Ironia losu, bo przecież w rasizmie nie ma nic przyjemnego, a jednak dyskusji o nim jest od groma. Ostatnio ten odwrócony temat tabu powrócił przy okazji derbów „Merseyside” i kłótni pomiędzy Roberto Firmino a Masonem Holgatem.
– Ja jestem tutaj by rozmawiać o piłce, a wszystkim co jest poza nią powinny zająć się odpowiednie władze – stwierdził Sam Allardyce na pomeczowej konferencji prasowej. Jurgen Klopp natomiast przyjął zupełnie inną postawę. – Myślałem, że chodzi o faul Holgate’a, tak to zrozumiałem. Nie było jednak nawet żółtej kartki, nic z tych rzeczy – dziwił się Niemiec.
Wszyscy skupili się bowiem na słowach Firmino, rzekomo obraźliwych wobec Holgate’a, ale awantura zaczęła się od przewinienia piłkarza Evertonu. Obaj walczyli o piłkę przy linii bocznej, Brazylijczyk specjalnie zastawiał się, by piłka wyszła za linię, a gdy już znajdował się poza boiskiem, wychowanek Barnsley pchnął go przez bandy w trybuny Anfield. Wzburzony napastnik szybko pozbierał się, podbiegł do rywala i zaczął na niego krzyczeć. Po spotkaniu Holgate stwierdził, iż przeciwnik rzucał w jego kierunku rasistowskie obelgi.
Sprawa trafiła więc do FA, a wyrok zapadł wczoraj – Roberto może spać spokojnie, jest niewinny. Bob Madley, który sędziował tamto spotkanie, w raporcie pomeczowym napisał, iż znajdując się w epicentrum wydarzeń nie słyszał żadnych słów, które przekraczałyby granice piłkarskiej przyzwoitości.
Szybką reakcję władz angielskiej piłki popieramy, choć oceniając całą tę sytuację z dystansu, brzmi ona… Bez sensu? Gdyby chociaż Firmino miał inny kolor skóry, to może byłaby w tym wszystkim jakaś logika, a tak? Rasizmu oczywiście nie popieramy, ale w tej historii nieco brakuje ładu i składu. Do tego umówmy się – kilka portugalskich czy angielskich bluzgów na pewno tam poleciało, lecz gdyby arbitrzy wywalali piłkarzy z boiska po każdym przekleństwie, to mecze trwałyby ze trzy razy krócej, bo szybko zabrakłoby niewykluczonych z gry zawodników.
Do Holgate’a natomiast wróciła karma, bo zaraz po tym jak FA rozstrzygnęła spór pomiędzy nim a Firmino, trafiła na ślady niezbyt dobrze świadczące o samym Angliku. Pamiętacie Sergiego Guardiolę? Swego czasu podpisał on kontrakt z Barceloną B, ale jeszcze w tym samym dniu umowa została rozwiązana, bo pracownicy klubu znaleźli w internecie jego stare, obraźliwe wobec Blaugrany i Katalonii posty. Teraz podobna historia dzieje się przy właśnie przy udziale piłkarza Evertonu, przeciwko któremu wyciągnięto komentarze sprzed paru lat. Jego nikt nie wyrzuci na bruk, ale odpowiedzialności raczej nie uniknie. Obrońca wielokrotnie tweetował w sposób wulgarny wobec mniejszości homoseksualnych, wskutek czego teraz to przeciwko niemu zostanie wszczęte postępowanie. Co prawda Anglik szybko usunął konto na Twitterze, ale sami dobrze wiecie jak jest – co raz pojawi się w internecie, zostaje tam już na zawsze.
Premier League footballer Mason Holgate is facing a ban over homophobic ‘faggotttttttttt’ tweets https://t.co/VWwV0CXtw8 pic.twitter.com/3S9kSQlHyV
— PrideWest Magazine (@Pridewest) January 10, 2018
Jeśli FA uzna, że wychowanek Barnsley przesadził ze swoimi chamskimi komentarzami, zapewne czeka go kilka spotkań odpoczynku. Andre Gray, obecny zawodnik Watfordu, w 2016 roku pauzował przez cztery spotkania w ramach kary za niemal identyczne przewinienie. Czy Holgate’a czegoś to nauczy? Nie wiemy, ale jeśli chociaż przestanie zmyślać, oskarżając znacząco innych piłkarzy, to i tak będzie spory sukces.