„How may I assist you?” mógłby zapytać Pione Sisto, gdyby pracował na przykład w restauracji, ale zapewniamy – do kelnera mu daleko. Zawodnik Celty wykonuje znacznie przyjemniejszy zawód, jednak powyższe pytanie pozostaje zasadne. Duńczyk to w tej chwili najlepszy dogrywający Primera División, w związku z czym zaraz pewnie usłyszycie, że interesuje się nim kilka topowych klubów. A skoro tak, to wypadałoby bliżej poznać skrzydłowego z Balaidos.
„Rozwój” jest słowem-kluczem przy opisywaniu niemal każdej części życia Pione. – Oczekuję, że w nadchodzącym roku stanę się lepszy w wielu aspektach gry. Jako drużyna również musimy wejść o jeszcze jeden poziom wyżej – deklarował chociażby w „Faro de Vigo” przed startem sezonu. To tylko jedna z miliona jego wypowiedzi tego typu. Powiecie: „nuda” i będziecie mieli sporo racji, bo Sisto zdecydowanie do złotoustych nie należy. Jak to się utarło – on przemawia na boisku, z każdym kolejnym otwierającym podaniem woła: „hej, patrzcie, tak to się robi!” A że robi się często, to tym bardziej gracz Celty imponuje.
Na początek posłużmy się liczbami, by pokazać, iż Duńczyk nie rzuca słów na wiatr, a wręcz przeciwnie, sam przechodzi przez obrońców niczym huragan przez dach na stadionie Celty. 0,16 – tyle wynosiła średnia asyst na mecz, jaką zanotował w całym sezonie 2016/17. W bieżących rozgrywkach natomiast współczynnik ten wzrósł do poziomu 0,55. Ponadto aktualnie kreuje kolegom 1,44 sytuacji na spotkanie, podczas gdy w poprzednim sezonie stwarzał im tylko 0,6 okazji. Na półmetku Primera División 2017/18 wywalczył natomiast niemal tyle samo rzutów wolnych (42) co w całą poprzednią temporadę (47).
Pione to urodzony drybler i w związku z tym musiał sporo popracować nad dopasowaniem swojego stylu gry do tego typowo hiszpańskiego, który od ładnych paru lat kultywuje się również w Celcie. – W tutejszym futbolu jest znacznie więcej podań, więc powinienem nad nimi pracować. Oczywiście nie zapomnę jakiego rodzaju zawodnikiem jestem, ale muszę się zaadaptować, by moje atuty przysłużyły się całej drużynie – cytowało go El Desmarque.
Sam skrzydłowy twierdzi, że w progresie jaki poczynił dużą zasługę ma Juan Carlos Unzue, obecny trener Galisyjczyków. – Berizzo nie zwracał mi uwagi na tyle detali, skupiał się głównie na poprawie mojej gry jeden na jednego. Wcześniej tylko konkretni zawodnicy mieli odpowiadać za rozgrywanie, teraz zaś wszyscy musimy myśleć znacznie więcej. Unzue to trener wymagający konkretów. W takiej sytuacji masz być dokładnie tu, zrobić to, ale też bardziej zaufać swojemu koledze – opowiadał Sisto w „Faro de Vigo”.
Nie da się ukryć, że wszystko wyżej opisane to efekt tego, iż Duńczyk po prostu gra mądrzej. Kiedyś rzeczywiście bliżej było mu do typowego jeźdźca bez głowy. Nawet w lidze duńskiej, gdzie występował w FC Midtjylland, miewał krótkie i świetne okresy, ale też długie przestoje, gdy jego efektywność znacznie spadała. – On co chwilę musi się z kimś zmierzyć, bo inaczej się nudzi – tak definiował styl gry Pione Kent Kalhoj, jego trener z czasów gry w Tjorring IF, gdzie szkolił się jako junior. – Gdy pojawił się u nas po raz pierwszy, nie wierzyliśmy, że ma dopiero 7 lat. Który siedmiolatek potrafiłby okiwać dorosłego faceta?! – wspominała inna osoba związana z klubem.
– Było wokół niego wiele zazdrości. Dawaliśmy mu dużo luzu w grze, zezwalaliśmy by kiwał się do woli. To było dobre dla jego rozwoju, ale rodzice innych dzieci nie mogli tego zdzierżyć. Pione grywał z chłopakami starszymi od niego o rok lub dwa, bo dopiero oni stanowili dla niego wyzwanie – opowiadał Kent Kalhoj.
Mimo kilku mniejszych lub większych mankamentów Glen Riddersholm, szkoleniowiec FC Midtjylland stawiał na niego uparcie. Jak czas pokazał słusznie, bo zapewne widział w nim równie spory potencjał co Morten Olsen, który prowadził reprezentację Danii przez 15 lat. – On ma talent i kilka specjalnych umiejętności, jakich nie posiada większość duńskich piłkarzy. Pracuje ekstremalnie ciężko, bo ma fantastyczną mentalność – komplementował go legendarny selekcjoner. To właśnie on pozwolił Sisto zadebiutować w seniorskiej reprezentacji, choć dopiero Age Hareide uczynił z niego gracza wyjściowej jedenastki. Pione co prawda w fazie grupowej eliminacji do mundialu nie zaliczył ani gola, ani kluczowego dogrania (na nasze szczęście również!), ale za to dwukrotnie asystował w meczu barażowym z Irlandią, gdy Dania boleśnie stłukła ją 5:1 na wyjeździe.
Z powołaniem do reprezentacji U-21 natomiast wiąże się najsłynniejsza anegdota dotycząca naszego bohatera. Kiedy skrzydłowy został wezwany na zgrupowanie krajowej drużyny, jego rodzice postanowili uczcić osiągnięcie syna w dość nietypowy sposób. Pojawili się bowiem na jednej z konferencji prasowych, w których brał udział Pione i przerwali jej przebieg, by w tym czasie wykonać tradycyjny afrykański taniec. Chwilę potem dołączył do nich sam piłkarz i wysmarowany białym proszkiem pozował do zdjęć razem z matką oraz ojcem.
Można powiedzieć, iż powołanie do reprezentacji Danii (najpierw młodzieżowej, potem seniorkiej) było dla skrzydłowego Celty sporym wyróżnieniem. Sisto stosunkowo późno otrzymał duńskie obywatelstwo, bo dopiero w 2014 roku, choć mieszkał w tym kraju odkąd tylko pamięta. Jego rodzina przeniosła się do Danii mniej więcej dwa miesiące po urodzeniu się Pione w Kampali, stolicy Ugandy. Tak naprawdę jednak państwo Sisto pochodzą z Sudanu Południowego, który w 2011 roku ogłosił niepodległość. Zdecydowali się na opuszczenie swojej ojczyzny z tego samego powodu, co setki innych ich rodaków – przez wojnę domową, trwającą od 1983 do 2005 roku. – Gdy ktoś mnie o to pyta, zawsze odpowiadam, iż jestem Sudańczykiem pochodzącym z południa. Pomimo tego jest też we mnie sporo „duńskości”. Stąd pochodzą moi przyjaciele, a ja również czuję się pełnoprawnym członkiem tej społeczności – tłumaczył niegdyś na łamach portalu Vigoe.es.
W 2013 roku nasz bohater po raz pierwszy odwiedził swoją ojczyznę. – Byłem zaskoczony tym widokiem. Oczywiście słyszałem wiele o kraju, ale to zupełnie co innego, gdy patrzysz na coś własnymi oczami, a nie tylko słuchasz opowiadań rodziców. Sposób w jaki się tam żyje, bieda… „Twoja rodzina naprawdę stąd pochodzi?” pytali wszyscy. To było bardzo wyjątkowe, cenne doświadczenie – mówił.
* * *
Jedną z pierwszych osób, która zwróciła uwagę na Pione, uważając, iż ten może zrobić międzynarodową karierę, był Giulio D’Alessandro, piłkarski skaut, który załatwił mu między innymi testy we Włoszech. – Zaproponowaliśmy go Romie oraz Napoli. Na koncie miał wówczas już ze 20 występów w seniorskiej drużynie FC Midtjylland, ale został skreślony, bo za mało strzelał. Najśmieszniejsze w tej historii jest to, że niedługo po zamknięciu okienka transferowego, Sisto zagrał świetny mecz z FC Kopenhaga, najlepszym zespołem w Danii, któremu strzelił dwa imponujące gole. Wyglądał w tym spotkaniu niczym Ronaldinho występujący niegdyś na Santiago Bernabeu. Po tym wydarzeniu uwagę na niego zwrócił Juventus. Pione znów udał się na tygodniowe testy, ale ostatecznie Bianconeri też z niego zrezygnowali – opowiadał D’Alessandro.
Sisto najwięcej atencji przyciągnął do siebie podczas dwumeczu FC Midtjylland z Manchesterem United w Lidze Europy. Skrzydłowy strzelił gola Czerwonym Diabłom w pierwszym spotkaniu, tym samym stając się autorem sensacyjnej wygranej duńskiego zespołu nad angielskim. Co prawda Wilki ostatecznie odpadły w tej rywalizacji (w rewanżu przegrały 1:5), ale wychowanek Tjorring IF był jednym z niewielu, który wówczas nie zawiódł.
Kto wie, może właśnie te występy ostatecznie przekonały zarządców Celty, by po niego sięgnęli? Galisyjczycy musieli bardzo wierzyć w Pione, bo wydali na niego 6 milionów euro – w skali europejskiej niedużo, ale patrząc z perspektywy samego klubu już sporo. Duńczyk sudańskiego pochodzenia stał się bowiem wówczas najdroższym transferem w historii Celty, ex-aequo z Bennim McCarthym, który w 1999 roku przyszedł na Balaidos za podobną sumę. Ich rekord pobił Emre Mor, sprowadzony latem 2017 za 13 milionów.
Sisto zdecydował się na dołączenie do ekipy z Galicji, choć miał oferty z wielu innych drużyn, również takich o bardziej uznanej marce w Europie i na świecie. Media donosiły chociażby o zainteresowaniu Evertonu, West Hamu, FC Porto a także Ajaksu. – Kiedy pojawiła się oferta z Celty, mój wybór stał się oczywisty. Bardzo lubię styl gry, jaki prezentuje ten zespół. Śledzę rozgrywki Primera División i podoba mi się ten rodzaj futbolu, który daje ludziom wiele radości – przekonywał na powitalnej konferencji prasowej.
Poza aspektami względami sportowymi, Hiszpana przekonała go także pod względem warunków do codziennego życia. W programie „10 preguntas” na oficjalnym kanale Celty można znaleźć wywiad z Pione, w którym opowiada, iż kiedy tylko może spędza czas poza domem. – Gdybym miał wybrać jakieś miejsce, w którym miałbym na stałe zamieszkać, prawdopodobnie wybrałbym właśnie Hiszpanię. Jest tu dużo słońca, dobre jedzenie… Podoba mi się ten styl życia, że wszyscy tak często spędzają czas poza domem. Plaża to zdecydowanie moje ulubione miejsce w Vigo. Lubię też każde miejsce, gdzie mogę znaleźć jakiś piękny widok na okolicę – mówił Sisto.
Wpisywałoby się to zresztą w jego charakter. W tym samym wywiadzie skrzydłowy Celty stwierdził, iż dużo czasu, szczególnie przed snem, spędza czytając książki, ponieważ to pozwala mu się zrelaksować i uspokoić po każdym bardziej emocjonującym dniu. Często słucha też muzyki R&B, a jako ulubionych wykonawców wymienia Chrisa Browna oraz Akona, zwłaszcza z okresu, kiedy nagrywał swoje największe hity. Oprócz tego Pione spędza wolny czas również na nauce. – Poszerzanie wiedzy w kwestiach takich jak funkcjonowanie ciała człowieka jest ważne i pomaga, bym mógł grać jeszcze lepiej, mieć lepsze zdrowie – opowiadał zawodnik.
– Poświęcenie to klucz do jego sukcesu – stwierdził natomiast duński komentator sportowy, Morten Morch. – Jest skromny, rozumie co oznacza ciężka praca, dzięki której może wspiąć się na szczyt. Ma mentalność zawodnika z topu. Od dziecka trenował więcej niż pozostali, wciąż tak robi – opisywał go dziennikarz. To „pozytywne ADHD” nie raz wkurzało trenera Glena Riddersholma, który niemal siłą ściągał Sisto z boiska treningowego, bo martwił się, iż jego podopieczny przeciąży swój organizm. – Pewnego dnia zamykałem klub, ale zobaczyłem, że w hali pali się światło. „Czyżbym zapomniał je zgasić?” pomyślałem. Okazało się, że to Pione tam wszedł i sam dalej trenował – mówił z kolei Kalhoj.
Koledzy skrzydłowego z FC Midtjylland wskazują na inną cechę charakteru, dzięki której Duńczyk sudańskiego pochodzenia może osiągnąć wiele, a mianowicie optymizm. Erik Sviatchenko opowiadał, że nasze bohater najlepiej dogadywał się z Francois Dickohem oraz Rilwanem Hassanem, którzy żartowali bez przerwy – podczas zwykłych rozmów, w szatni, w trakcie treningu… Dzięki temu Sisto stał się jednym z liderów szatni, ponieważ jak nikt potrafił wprowadzić do niej dobrą, luźną atmosferę. On sam zresztą też padał ofiarą szydery kolegów. Śmiali się z niego, że gdyby trafił na bezludną wyspę i mógł zabrać ze sobą tylko trzy rzeczy, to wybrałby trzy części od dresu. Według Sviatchenki chodził w nim ciągle. Kumple dali mu spokój dopiero w chwili, gdy podczas zgrupowania w Portugalii jako drużyna wygrali karty podarunkowe do centrum handlowego, którą wychowanek Tjorring IF zamienił na sweter, byleby tylko inni gracze Wilków przestali się z niego nabijać.
* * *
– Imponuje mi jego technika. Jest sporo zawodników, którzy potrafią grać 1 na 1, bo są silni i szybcy, ale 90% z nich nie posiada odpowiedniej techniki, by dzięki temu osiągnąć odpowiedni poziom w piłce. Pione to ma. Pokazuje wizję gry, dobrze podaje, umie wykonywać stałe fragmenty – komplementował go wcześniej wspomniany skaut, D’Alessandro.
Duńczyk chciałby, aby wszystko powyższe sprawiło, iż następnym przystankiem w jego karierze będzie Barcelona. Marzy o niej i wielokrotnie opowiadał, że stolica Katalonii to właśnie jego piłkarski cel. Od razu uprzedzimy złośliwców – nasz bohater ma na myśli Blaugranę, a nie Espanyol, który nawet już teraz mógłby być dla niego za ciasny. Na razie Sisto sprawił, iż na Estadio Balaidos nikt już nie tęskni za Nolito, który przed dwoma laty uchodził za piłkarza niezastąpionego w szeregach Celty. – Nie boję się porównań do niego. Konkurowanie pozwala mi się rozwijać. Co prawda jest trudniej o grę, ale tak to działa – cytowało go El Desmarque. Ze składu wygryzł już Theo Bongondę, który więcej gadał niż robił. Jeśli Pione nadal będzie rozwijał się tak harmonijnie, to wkrótce zobaczymy go rywalizującego z ze znacznie silniejszymi przeciwnikami. Nie żebyśmy tworzyli jakieś plotki, ale… Może nawet Ousmane Dembele?
Mariusz Bielski