Pep Guardiola mógł rozegrać dwumecz z Bristol City na dwa sposoby – albo wystawić najmocniejszą ekipę i spróbować zgnieść zespół z Championship, albo zamieszać składem, by oszczędzić siły najważniejszych piłkarzy. Wybrał tę drugą opcję. Czy spodziewał się, że w zamian zszarga nerwy sobie i kibicom? Pewnie miał to gdzieś z tyłu głowy, ale raczej obawy nie spowodowały zmiany jego decyzji. Było trudno, lecz Obywatele sami sobie zgotowali taki los.
Zastanawiamy się – jak wyglądała reakcja hiszpańskiego trenera w przerwie meczu? Niby nie jest jakimś wielkim nerwusem, ale skoro chwalić potrafi tak ekspresyjnie, że niektórzy myślą, iż spuszcza komuś (konkretnie Redmondowi) solidny opieprz… Chętnie zapytalibyśmy Johna Stonesa. Anglik zdecydowanie nie ma najlepszej passy – w meczu z Burnley po jego kiksie Barnes strzelił z łatwością strzelił gola, przez co City musiało gonić wynik, a w spotkaniu EFL Cup historia poniekąd się powtórzyła. Nie było takiej możliwości, by wślizgiem czysto odebrać piłkę Bobby’emu Reidowi w polu karnym. Mimo tego stoper źle ocenił sytuację, wjechał w nogi napastnika, a ten po chwili pokonał Claudio Bravo po oczywistym rzucie karnym.
Nie dziwimy się, że Guardiola chciałby sprowadzić jakiegoś sensownego stopera jeszcze zimą (tak przynajmniej twierdzą dziennikarze Manchester Evening News) skoro Stones momentami zachowuje się jak amator, Kompany psuje się od podmuchu wiatru, a Mangala zachowuje się jakby w ogóle nie wiedział o co chodzi w sporcie, który uprawia.
Wracając do meczu – podopieczni Lee Johnsona ewidentnie zaskoczyli gospodarzy swoim podejściem taktycznym. To nie była obrona oblężonej twierdzy, bardziej wojna partyzancka – poczekaj, uderz z zaskoczenia i czekaj na kolejną szansę. Czasem nawet atakowali bronią swojego wroga. Przytrzymanie piłki i szturm po przerzucie? Nie ma problemu. Pressing w sześciu na połowie rywala? Proszę bardzo! Już po końcowym gwizdku zresztą Guardiola podszedł do Johnsona, by zamienić z nim kilka słów. Wcale by nas nie zdziwiło, gdyby Anglik usłyszał z ust bardziej utytułowanego kolegi sporo komplementów.
– Najlepsze co możesz zrobić grając przeciwko zawodnikom o tak wysokiej jakości, jest zepchnięcie ich do defensywy – to słowa Pepa sprzed kilku lat. Bristol City postanowiło skorzystać z tej rady, ale mimo dobrych chęci ostatecznie uległo pod naporem Obywateli. Była 55. minuta, gdy Manchester uwolnił się spod naporu The Robins, a po chwili zdobył wyrównującą bramkę. Ukarał ich Kevin De Bruyne. Belg najpierw przebiegł swobodnie kilkadziesiąt metrów środkiem boiska, odegrał na prawo do Sterlinga, wbiegł w pole karne i umieścił piłkę w siatce po zwrotnym podaniu od Anglika.
Właściwie w poprzednim akapicie moglibyśmy napisać: „Była DOPIERO 55. minuta…” ponieważ już w pierwszej odsłonie meczu zawodnicy Guardioli stworzyli sobie kilka okazji, których nie wykorzystali. Raheemowi Sterlingowi będzie dzisiaj śniła się akcja, gdy próbował przelobować bramkarza The Robins, ale na linii bramkowej nagle wyrósł Aden Flint, wybijając głową jego strzał.
Reprezentant Anglii był w tym meczu wszędzie i nigdzie. Zaczynał mecz w roli środkowego napastnika, za chwilę pojawiał się bliżej lewej strony, niedługo potem został przesunięty na prawą. Normalnie napisalibyśmy o wymienności pozycji, ale bardziej wyglądało to na taktyczny chaos ze strony Guardioli. Zapiszcie sobie ten dzień w kalendarzach. Wystawienie Anglika na szpicy – jakby to powiedzieli komentatorzy Ekstraklasy – było dobrym pomysłem, ale jego wykonanie okazało się beznadziejne. Utrata Gabriela Jesusa z powodu kontuzji może okazać się ważniejsza niż by się wydawało.
Póki co – jak trwoga, to do Aguero, który nerwy The Citizens koi lepiej niż wszelkie leki uspokajające. Argentyńczyk pojawił się na murawie 20 minut przed gwizdkiem, kiedy jego koledzy z drużyny zamknęli The Robins w zamku hokejowym. Rozgrywali po „wielkim U”, podawali prostopadle, klepali, dośrodkowywali… Ta ostatnia metoda okazała się najskuteczniejsza. W 92. minucie centrował Bernardo Silva, a Kun uderzył głową, choć pilnował go – o zgrozo! – prawie dwumetrowy Aden Flint. Ileż jednak można nadrobić, dzięki idealnemu ustawieniu względem rywala. To są te detale!
Półfinały EFL Cup rozgrywa się w formie dwumeczów, więc Bristol City jeszcze będzie miało szanse postraszyć Guardiolę i spółkę. Jeśli dziś goście zagrali tak odważnie, to zapewne i na własnym stadionie przed swoim polem karnym nie postawią drutu kolczastego, nie wykopią wilczych dołów ani rowu z fosą. Z drugiej strony porównanie indywidualnych umiejętności nie pozostawia złudzeń na kogo powinno się stawiać, nawet jeśli scenariusz z pierwszego spotkania miałby się powtórzyć. Nie będziemy jednak oceniać szans The Robins na korzystny wynik, nie znamy takich tajemnych wzorów. Z naszych obliczeń wynika jednak, iż poświęcenie kolejnych 90 minut na obejrzenie rewanżu to nie będzie zmarnowany czas.
Manchester City – Bristol City 2:1 (0:1)
0:1 Reid 44′
1:1 De Bruyne 55′
2:1 Aguero 92′