Nie bez powodu ostatnimi czasy Juventus określany jest mianem mistrzów tanich bądź darmowych transferów. Nazwiska, które przeszły do Turynu za jakieś grosze, powodują, że Giuseppe Marotta jest uznawany za włoskiego Midasa. Weźmy na przykład takiego Wojtka Szczęsnego. 12 milionów euro, czyli, oczywiście przy obecnych realiach, niewiele. Kwota poszła na bramkarza, który nie dość, że jest naprawdę top-golkiperem, to na dodatek pobroni w Juve jeszcze co najmniej cztery lata. Czemu o tym wszystkim przypominamy? A no dlatego, że dzisiaj „Szczena” znów pozamiatał i był po prostu najlepszy, zachowując przy tym szóste czyste konto w obecnej kampanii Serie A.
Przed samym spotkaniem można było przewidzieć, że Juventus mocno rzuci się na ekipę z Sardynii i faktycznie – tak się stało. Ale nie był to w żadnym wypadku mecz do jednej bramki. Faktycznie, najpierw z wolnego w poprzeczkę uderzył Paulo Dybala, a niespełna kwadrans później Federico Bernardeschi przylutował z narożnika pola karnego w słupek bramki Rafaela. Już wówczas było blisko. Dzieło zniszczenia mogło się dopełnić w 26. minucie, gdy. Miralem Pjanić zacentrował w szesnastkę, a tam Medhi Benatia zdobył bramkę. Na całe szczęście dla Rafaela – Marokańczyk znajdował się na spalonym. To nie było nic zaskakującego, ot, typowy Juventus u typowego Cagliari. Ale później, o dziwo, Cagliari przejęło pałeczkę.
I tu właśnie dochodzimy do sedna. Juve w bramce miało fe-no-me-nal-ne-go Wojtka Szczęsnego. Powoli staje się to już tradycją, ale znów, dzięki swojemu refleksowi, Polak wyjął dwa strzały – napierw Pavolettego, a przed samą przerwą Fariasa. Na brak emocji kibice zebrani na Sardegna Arena w pierwszych 45 minutach narzekać nie mogli.
Zresztą kibice Juve już wiedzieli jak ukoronować Wojtka za pierwsze 45 minut.
Szczesny stasera pic.twitter.com/OLsIo9jRjf
— Totó La Rocca (@TotuLaRocca) 6 stycznia 2018
W drugiej odsłonie tak kolorowo pod względem sytuacji nie było. Murawa zamieniła się raczej w pole bitwy, więc naturalnie musieli znaleźć się ranni. Pierwszy? Paulo Dybala. Mechaniczny uraz. Nie było to spowodowane żadnym ostrym wejściem ze strony któregoś z piłkarzy Cagliari. Argentyńczyk w końcowej fazie rajdu złapał się za mięsień dwugłowy uda i migiem pokazał, że bez zmiany się nie obejdzie. Kilkanaście minut później, w podobnej sytuacji znalazł się Sami Khedira. Jego kontuzja również wymagała jak najszybszego opuszczenia murawy. Ostatnią osobą poszkodowaną ze strony Juve był Giorgio Chiellini. Raz stuknął go pięściami Szczęsny, następnie stoper mistrza Italii oberwał w szesnastce gospodarzy. Jednak to Giorgio. Szybki opatrunek i z powrotem na boisko. Później zaczęły się kontrowersje i nareszcie okazje do zdobycia bramek.
Juventus wrócił do swojej konkretności. Douglas Costa zakręcił obrońcami Cagliari na prawej stronie, płasko zacentrował w pole karne, gdzie Federico Bernardeschi, dokładając nogę, skorzystał z bierności defensorów przeciwnika i strzelił jedynego gola sobotniego, zimowego wieczoru. Potem zawodnicy Diego Lopeza próbowali stwarzać sobie sytuacje, nawet raz domagali się karnego, ale wyglądało to raczej na desperackie wołanie o pomoc. Tak, zgadliście – nie udało się. A więc skromnie, bo skromnie, ale Juve wyjeżdża z Sardynii z trzema oczkami.
Napoli 51. Juventus 50. Może i od kilku tygodni oba zespoły w lidze z reguły męczą bułę. Może i kontuzje za chwilę ich wykończą. Natomiast walka o majstra w tym sezonie Serie A zapowiada się smakowicie.
Cagliari – Juventus 0:1
0:1 Bernardeschi 74′