Jeśli chcecie pochwalić – na przykład swojego pracownika – za produktywność, powiedzcie mu, że jest niczym Dawid Kownacki. Wraz z upływem kolejnych tygodni to porównanie jest coraz bardziej na miejscu. Dziś były napastnik Lecha znów pojawił się na boisku w drugiej połowie meczu Sampdorii, ale 23 minuty wystarczyły, by wpisać się na listę strzelców. Do czego zresztą zdążyliśmy się już przyzwyczaić.
Kownacki bowiem łącznie rozegrał we Włoszech tylko 257 minut (12 występów), ale zdążył strzelić już 6 bramek i zaliczyć 2 asysty. Czyli w barwach Sampdorii wypracowuje bramkę średnio co NIECO PONAD 32 MINUTY. Czasami aż trudno uwierzyć, że przy takich statystykach chłopak wciąż nie wyszedł w pierwszym składzie na mecz Sampdorii w lidze. Jeśli chodzi o długość występu, tylko raz Marco Giampaolo dał mu więcej minut niż w dzisiejszym starciu z Benevento.
Na tym nie koniec dobrych wiadomości. Co prawda Bartosz Bereszyński znów usiadł na ławce (Sala zobaczył czerwoną kartkę), ale asystę przy golu “Kownasia” może zaliczyć sobie na konto Karol Linetty. Wrócił na boisko po ponad miesięcznej przerwie i dostał od Giampaolo pół godziny. Oczywiście widzieliśmy bardziej finezyjne podania zakończone golem, ale przecież nie będziemy narzekać.
Zżymać można się na coś innego – był to gol na otarcie łez, bo Sampdoria przegrała i to z drużyną, która jeszcze przed chwilą o wygrywaniu na tym poziomie nie miała zielonego pojęcia. Benevento najpierw pacnęło Chievo, a dziś 3-2 Sampodorię i powoli przestaje był pośmiewiskiem na skalę Europy. Sześć punktów straty do przedostatniego Hellasu. Osiem do bezpiecznego SPAL. To nie jest przepaść, a zostało jeszcze 18 meczów, by zniwelować te różnice. Jak już wygrali, to od razu dwa razy z rzędu.
***
Bardzo głęboko zasmucił nas Maurizio Sarri, który zdecydował, że Piotr Zieliński mecz z Hellasem powinien rozpocząć na ławce rezerwowych, Zdecydowaliśmy się spędzić dziś ponad 90 minut z piłkarzami Napoli. No bo wiecie – dobra strzelanina nigdy nie jest zła. A skoro mówimy o starciu lidera Serie A z przedostatnią drużyną w tabeli, od której tylko Benevento straciło więcej goli (i to jedynie dwa więcej), to właśnie tego się spodziewaliśmy. Nawet fakt, że Hamsik i spółka rok zaczęli od odpadnięcia z Pucharu Włoch, nie był w stanie zbić nas z tropu – czekaliśmy na pogrom.
I wiecie co? Nawet nie żałujemy, bo dawno nie widzieliśmy takiego festiwalu nieporadności pod bramką rywala. Jeśli chodzi o kreowanie gry i sytuacji strzeleckich, Napoli wyglądało tak, jakby przez cały mecz grało w przewadze jednego piłkarza. Jeśli chodzi o ich wykończenie, mieliśmy wrażenie, że to strzelecki trening noworoczny, do którego doszło, bo opróżnieniu cysterny z szampanem. Mertens, Insigne czy nawet Allan zmarnowali tyle sytuacji, że można by tym obdzielić ze trzy paździerzowe mecze ekstraklasy. Dwa razy piłka odbiła się od słupka, kilka razy wykazać mógł się Nicolas lub chłopcy od podawania piłek.
Na gola trzeba było czekać aż do 66. minuty. Nieskutecznych kolegów wyręczył Koulibaly, który zapakował czwartego gola w sezonie ligowym. Tyle samo trafień we włoskiej ekstraklasie ma aktualnie Piotr Zieliński. Dziś jego liczink nawet nie drgnął. Od Sarriego dostał 14 minut, bramka w tym czasie padła, ale strzelił ją Jose Callejon.
Łapcie też wyniki pozostałych meczów.
Napoli – Hellas 2-0 (Koulibaly 66′, Callejon 78′)
Benevento – Sampdoria 3-2 (Coda 69′ i 84′, Brignola 91′ – Caprari 45′, Kownacki 94′)
Torino – Bologna 3-0 (De Silvestri 39′, Niang 53′, Falque 85′)
Milan – Crotone 1-0 (Bonucci 54′)
Genoa – Sassuolo 1-0 (Galabinov 80′)
SPAL – Lazio 2-5 (Antenucci 8′ i 31′ – Alberto 5′, Immobile 19′, 26′, 41′ i 51′)