Jeśli ktoś optymistycznie zakładał, że po odejściu Virgila Van Dijka z Southampton, naturalnym następstwem będzie poprawa sytuacji Jana Bednarka, to… miał rację. Polak po osiemnastu spotkaniach poza kadrą meczową wczoraj wreszcie znów usiadł na ławce rezerwowych. Tylko czy to oznacza, że przed rekordowo sprzedanym z polskiej ligi zawodnikiem już tylko krok do pierwszego składu Świętych?
Spójrzmy przede wszystkim na okoliczności. Bednarek wczoraj był jednym z czterech środkowych obrońców w kadrze meczowej. Trzech wyszło w podstawowej jedenastce – Yoshida z Hoedtem w centrum bloku defensywnego, a Jack Stephens po prawej stronie. W teorii Bednarek byłby pierwszym do wejścia na środek, w praktyce jednak – niekoniecznie. W razie potrzeby na środek mógłby wskoczyć bowiem sprawdzony już w 26 meczach Premier League Stephens, a jego miejsce na prawej stronie zająć obecny wśród rezerwowych Francuz Pied. Do którego Mauricio Pellegrino nie ma co prawda szczególnego zaufania, jeśli na jego pozycji w obliczu kontuzji Cedrica wystawia przemianowanego ze stopera Stephensa. Ale też który swoje przetarcie w Premier League już miał.
Sam Cedric Soares, pewniak na prawej stronie, wrócić do gry ma około połowy stycznia. Wysyłając na ławkę Stephensa, spychając tym samym Bednarka o jedno miejsce w dół w kolejce oczekujących do pojawienia się na boisku. O ile w klubie, za część pieniędzy ze sprzedaży Virgila Van Dijka, nie pojawi się kolejny stoper o większym od Bednarka doświadczeniu w którejś z najmocniejszych lig. A taki zawodnik jeszcze oddali Polaka od debiutu – tak jak Hoedt latem, który wobec pozostania VVD zrzucił Polaka na pozycję numer pięć w rankingu obrońców Świętych.
Na pewno Bednarkowi nie pomaga też fakt, że Southampton jest w dość trudnym położeniu. Znacznie łatwiej byłoby wierzyć w pojedyncze szanse dla Polaka, gdyby Święci nie mieli symbolicznej przewagi nad strefą spadkową (w tym momencie, przed meczami 17. Crystal Palace i 18. West Hamu, są to ledwo dwa punkty). A tak – wątpliwe, by zabezpieczenie środka obrony Mauricio Pellegrino miał powierzyć gościowi, który cały czas czeka na swój debiut w angielskiej elicie.
Bednarek mógłby co prawda liczyć na to, że w pewnym momencie sezonu jego rywale się wykartkują lub złapią kontuzje, ale akurat w przypadku trio Hoedt-Yoshida-Stephens naprawdę trudno na to liczyć. Holender przez ostatnie dwa i pół roku opuścił z powodu urazów zaledwie sześć meczów (maksymalnie dwa z rzędu), Japończyk od kiedy w 2012 roku zasilił Świętych, tylko raz wypadł na pięć spotkań (w sezonie 14/15), z kolei Stephens od kiedy przestał błąkać się po wypożyczeniach, nie pauzował z tego powodu ani razu. Z kolei jeśli chodzi o kartki – Hoedt uzbierał w 12 meczach dopiero 3 żółtka, Stephens ma 2, Yoshida – 1. Pierwsze, jednomeczowe zawieszenie, zalicza się po pięciu upomnieniach, a więc i na to na razie się nie zanosi.
Szczyptą optymizmu może być fakt, że i wśród kibiców Southampton, i wśród dziennikarzy snujących przewidywania odnośnie styczniowego okienka transferowego dominuje opinia, że Święci byli gotowi na odejście Van Dijka już latem. Że Hoedt i Bednarek byli sprowadzani właśnie po to, by natychmiast zasypać dziurę po Holendrze. Wobec tego zimą wzmocnienia mogą się doczekać inne, słabiej obsadzone pozycje. Dlatego na razie nie czytamy o możliwym przyjściu kolejnego stopera, a raczej o potencjalnych transferach Theo Walcotta czy Daniela Sturridge’a. Jeśli tak się stanie i Southampton nie zainwestuje w obrońców – Bednarek wiosną powinien przynajmniej łapać się do kadry meczowej.
Wciąż jednak przed nim bardzo długa i wyboista droga do debiutu, o wywalczeniu sobie miejsca w pierwszym składzie na dłużej nawet nie wspominając. Ale ściskamy kciuki, by w końcu się udało. Bo wiemy doskonale, że kto jak kto, ale ten chłopak łatwo się nie podda.