Zaczniemy od komunikatu, który być może nie odmieni waszego życia, ale można uznać to za duże wydarzenie tej nudnej soboty. Benevento wygrało mecz w Serie A! Jednak dla nas ważniejszy było spotkanie Sampdorii ze SPAL. Liczyliśmy na kilku Polaków w wyjściowych jedenastkach, a od pierwszej minuty dane było nam oglądać tylko jednego. Natomiast plusów nie zabrakło – jest nim choćby asysta Dawida Kownackiego.
W bieżącym sezonie Bartosz Salamon odżył i kto wie, czy podobnie jak przed Euro 2016 – nie wparuje do kadry na chwilę przed kolejną dużą imprezą. Odkąd przeszedł do beniaminka Serie A, opuścił tylko trzy mecze i co ważne – SPAL każdy z nich przegrało. Dzisiaj był pewnym punktem defensywy, chyba nawet pokusimy się o stwierdzenie, że z trójki środkowych obrońców grał najlepiej. Zaliczył kilka odbiorów, najbardziej spektakularny wtedy, gdy na połowie rywala zaskoczył Quagliarellę i wyskakując zza jego pleców, przerwał akcję Sampy. Innym razem zgasił szarżę Torreiry, a nawet uchronił też zespół przed stratą bramki, kiedy zablokował strzał Dennisa Praeta. Mógł też mieć asystę, kiedy dał podanie – niczym wymierzone cyrklem – z własnej połowy w pole karne rywala, ale Viviano wybronił sam na sam z Antenuccim.
Bartek Bereszyński nie dał trenerowi powodów do posadzenia go na ławce, ale jednak w pierwszym składzie wyszedł Sala. Chociaż wszystko wróci raczej do normy, bo Bereszyński zmienił go w 70. minucie i znów zaprezentował się na plus. Dobrze byłoby oglądać też wracającego do regularnych treningów Karola Linettego, ale środek pola funkcjonuje w Sampdorii na tyle dobrze, że zmiany na razie są niepotrzebne.
Nie ma co rozpisywać się o pięknym widowisku i kolejnych akcjach, bo był to mecz bez historii. Sampdoria kontrolowała jego przebieg, ale stuprocentowych sytuacji sobie nie stworzyła. My, jak i chyba wszyscy na stadionie Sampdorii, byliśmy przekonani, że zakończy się na 0:0 po bezbarwnym widowisku. Ale że piłka to sport, w którym wystarczy jedna zapalna sytuacja, aby dać czy zabrać komuś punkty, to się myliliśmy. Kiedy gospodarze w doliczonym czasie starali się jednak wepchnąć jakoś piłkę do bramki, ułatwił im to Federico Viviani.
Piłkarz SPAL nie skontrolował swoich nóg i wywalił się o nie Ramirez. Czy był faul… chyba pięciu by gwizdnęło, innych pięciu kazałoby Urugwajczykowi jak najszybciej się podnosić. Sędzia wskazał na „wapno”, ale zanim Quagliarella uderzył dawno ustawioną piłkę minęło sporo czasu na konsultacje z sędzią VAR. Zmiany decyzji nie było, a chociaż Gomis wyczuł kapitana Sampy, to strzał w róg bramki był tak mocny, że nie było szans na obronę.
Miało dojść do podzielenia się łupem, a jednak SPAL przyjęło cios tuż przed końcem meczu. I jak się okazało – wcale nie ostatni. Ekipa Salamona chciała zagrać jeszcze na chaos i dać obrońcom Sampdorii szansę na błąd, ale popełnili go sami. Tak nieudolnie wychodzili spod pressingu piłkarzy Giampaolo, że stracili piłkę, ta trafiła do Dawida Kownackiego i Polak – zachowując się bardzo koleżeńsko – wyłożył ją Quagliarelli. Zagrał niecałe dziesięć minut, ale znów poprawił liczby. Żeby przez marne 239 minut zdobyć 5 bramek i zaliczyć 2 asysty? „Kownaś” daje do zrozumienia, że aklimatyzuje się świetnie i, oprócz strzelania i asystowania, w Sampdorii powinien też grać.
***
Porażka Benevento, ewentualnie z podpórką w postaci remisu, to do tej pory największy pewniaczek przy obstawianiu meczów. Myśleliśmy, że zapiszą się w historii Serie A jako zespół, który nigdy nie wygrał spotkania, ale jednak w okresie poświątecznym doszło do cudu i fajerwerki wystrzelą tam nie tylko w sylwka, ale też dzień wcześniej po meczu z Chievo. Historia pisze się na naszych oczach.
GOAL Coda!! Benevento 1-0 Chievo pic.twitter.com/GvZMk24EcR
— Serie A News (@TransfersCalcio) 30 grudnia 2017