Reklama

Bardzo dobre zawody Bereszyńskiego, ale nie uchroniło to Sampdorii przed Lazio

redakcja

Autor:redakcja

03 grudnia 2017, 23:20 • 3 min czytania 2 komentarze

Patrząc na ogólne dobro Sampdorii – wyszło bardzo słabo. Zerkając na polskie wątki – już lepiej, w przypadku Bereszyńskiego nawet zdecydowanie lepiej. Sampa rozpoczęła sezon Serie A najlepiej w swojej historii, jeszcze nigdy po 14. kolejkach nie miała 26 punktów. Tym bardziej musi ją boleć porażka z Lazio, jednak nie da się ukryć, że to właśnie Rzymianie prędzej zasłużyli na trzy punkty. 

Bardzo dobre zawody Bereszyńskiego, ale nie uchroniło to Sampdorii przed Lazio

Bartosz Bereszyński bardzo dobrze wywiązywał się ze swoich zadań defensywnych, a w ataku był odważny, miał ciąg na bramkę, choć czasem tracił piłki i brakowało może precyzji w jego dośrodkowaniach, to i tak trafiały one do jego kolegów, jak na przykład balon posłany w „szesnastkę” w pierwszej połowie, który trafił do Zapaty. Jednak obrońcę – jak sama nazwa wskazuje – rozliczajmy z tego, co zrobił w obronie. A tam nie popełniał błędów. Zaimponował zwłaszcza, gdy wybił piłkę sprzed linii bramkowej, ratując Sampdorię przed stratą bramki.

Bereszyńskiego można by postrzegać nawet jako zawodnika meczu i wcale nie jest to wybór życzeniowy. Senad Lulić i schodzący na lewą stronę Sergej Milinković-Savić nie radzili sobie z byłym obrońcą Legii. Co Bereszyński poprawił względem jego początków we Włoszech? Zdecydowanie ustawianie się. Reprezentant Polski atakuje przeciwnika wtedy, gdy powinien, a nie za każdym razem, pozwalając mu na drybling i rozpędzenie się z piłką.

Lazio miało więcej z gry. Jeśli w futbolu obowiązywałoby rozstrzyganie zwycięstwa jak w boksie, czyli punktowo, to obywatele Rzymu mogliby grać i świętować na pełnej. Jednak nie radzili sobie z zabójczo skuteczną obroną Sampy, a do tego doszła mordercza akcja ofensywna i Rzymianie byli w fatalnej sytuacji. Bartek Bereszyński zagrał do Torreiry, po jego dośrodkowaniu Fabio Quagliarella wygrał pojedynek w powietrzu i zgrał piłkę tyłem głowy do Duvana Zapaty, a napastnik Sampdorii pewnie wykończył akcję strzałem po ziemi. Zapaty, który wśród obrońców rozpychał się dziś jak dziki, a przy bramce nie czuł nawet oddechu na swoich plecach.

Po tym Lazio jeszcze bardziej rzuciło się na bramkę Sampdorii i wpieprzyło bramkę, której trudno było się spodziewać. Luis Alberto posłał dośrodkowanie w pole karne Sampy, piłkę uderzył, a raczej… odbił głową Parolo, aż ta trafiła w pole bramkowe, co wjeżdżając w nią wślizgiem wykorzystał nie kto inny jak Milinković-Savić. No właśnie, pewnie liczyliście na nazwisko Immobile, tymczasem Włoch zalicza drugi mecz z rzędu bez bramki. Ewidentny kryzys. I to poważny!

Reklama

O takim może mówić też Dawid Kownacki, który pojawił się na ponad 20 minut. Patrząc na jego niebywały bilans strzelonego gola co 32 minuty, dziś zawiódł na całej linii – nie zdobył bramki, nie asystował, sami przyznacie, że ewidentnie podupadł. Ba, nie miał nawet okazji, aby zagrozić Strakoshy. Ale już tak szczerze – to nie dziwne, zwłaszcza, że wchodził na plan gry przy korzystnym wyniku 1:0. Nie miał pół okazji, raz dośrodkował piłkę z prawej flanki, ale zagrał niecelnie, więc jego gra idzie w zapomnienie. Tym razem – może i lepiej. Najważniejsze, że dostał prawie pół godziny od Giampaolo, który coraz częściej okazuje zaufanie względem byłego napastnika Lecha.

Natomiast nieco z boku zostawiliśmy kwestię wyniku, a w doliczonym czasie gry doszło do absurdalnej sytuacji, gdy piłkarze obu drużyn – włącznie z samym zainteresowanym – byli przekonani co do spalonego Caicedo. Tymczasem okazało się, że wszyscy byli w błędzie i po odpuszczeniu przez Caicedo strzału do pustaka, niedoszły napastnik Legii uderzył, gdy piłka do niego wróciła i dał zwycięstwo swojej drużynie. W ten sposób Lazio odskakuje Sampdorii i szykuje się do zaatakowania podium Serie A.

Najnowsze

Weszło

Komentarze

2 komentarze

Loading...