Jego wczorajsza interwencja z ostatnich sekund meczu z Juventusem znalazła się na okładce dzisiejszego Mundo Deportivo. Trudno o jaśniejszy sygnał, komu Barcelona zawdzięcza wywiezienie punktu z Juventus Stadium. Marc-Andre Ter Stegen został niekwestionowanym bohaterem swojej drużyny, zresztą nie po raz pierwszy w tym sezonie. Niemiec raz jeszcze potwierdził, że nie jest już jednym z wielu świetnych bramkarzy pukających do światowego topu na swojej pozycji. On do tejże czołówki zdążył już się przebojem wedrzeć.
Nie była zresztą to jego pierwsza okładka w tym sezonie – na czołówkę Mundo Deportivo zapracował sobie też meczem z Athletikiem Bilbao – bodaj największą w tym sezonie manifestacją jego ogromnych umiejętności.
W tej chwili nie ma w Europie bramkarza tak efektywnego, tak trudnego do pokonania, jak Ter Stegen. W tym momencie w pięciu czołowych ligach Starego Kontynentu nie da się znaleźć golkipera, który zachowałby tak wiele czystych kont w tak wczesnej fazie sezonu. Ter Stegen, od wczoraj jako samodzielny lider, ma ich aż 12 w 17 meczach. Za jego plecami są De Gea (11 w 16), Areola (11 w 18), Ederson czy Oblak (obaj 10 czystych kont w 17 spotkaniach). Bez niego nie byłoby świetnych wyników drużyny Ernesto Valverde, która znacznie mocniej niż w poprzednich latach opiera się o swój blok defensywny, nie byłoby też komfortu ogromnej dziś przewagi nad goniącymi rywalami z Madrytu – Realem i Atletico.
Oczywiście swoje robią też defensorzy, na czele z Umtitim, który osiągnął życiową formę. Ale i Niemiec poczynił względem poprzedniego sezonu niesamowity progres. Jeszcze za czasów gry w Borussii Moenchengladbach, Lucien Favre komplementował go za ciągłą chęć samodoskonalenia. – Kiedy był jeszcze nastolatkiem, szybko zorientował się, że dla bramkarza równie ważna co skuteczne interwencje, jest umiejętność kreowania gry zespołu, włączania się do rozgrywania akcji. Uwielbiał trenować z zawodnikami z pola. Dzięki temu czuje grę, świetnie ją antycypuje.
Mimo że przecież wylądował na bramkarskim Olimpie, że występuje w jednym z absolutnie największych klubów świata, że sprzedano mu rok temu największego rywala do gry, tej ambicji, by stawać się jeszcze lepszym, na pewno nie zatracił. Najlepiej widać to w jego liczbach.
Dane: Squawka
Kiedyś chwalony przede wszystkim za grę nogami, teraz praktycznie nie ma słabszych stron. Refleks, umiejętność zachowania się w sytuacjach sam na sam z napastnikiem przeciwników, umiejętność inteligentnego i szybkiego wznowienia gry tuż po interwencji – wszystko to jest u niego na najwyższym poziomie. Nie ma żadnego przypadku w tym, że w jego umowę z Barceloną, podpisaną w maju 2017, wpisana jest klauzula odstępnego wynosząca 180 milionów euro, a więc grubo ponad cztery razy tyle, ile wynosi bramkarski rekord transferowy. Nikt nie może się dziwić, że Niemiec zgarnia tyle pochwał pod swoim adresem. Już parę lat temu wielką przyszłość wróżył mu niekwestionowany (pytanie, jak długo?) numer jeden w bramce naszych zachodnich sąsiadów, Manuel Neuer: – Ter Stegen jest niesamowitym bramkarzem, w przyszłości będzie wielki. Jest bardzo zwinny i wie, jak rozwiązywać nawet najtrudniejsze boiskowe sytuacje.
Do tej wielkości ma dziś naprawdę blisko. I pomyśleć, że jeszcze latem poprzedniego roku w Barcelonie zastanawiano się, czy pozostawić go w klubie jako „jedynkę”. Czy może lepiej będzie zdecydować się na funkcjonującego dziś głównie jako podgrzewacz siedzeń w Manchesterze City Claudio Bravo?