Mecz Anderlechtu z Bayernem nie porwał. Gdyby nie była to Champions League i tak renomowany, wyczekiwany rywal, pewnie część belgijskich kibiców opuściłaby stadion pięć minut przed końcem, aby ominąć korki na ulicach. Jaki był dziś Bayern? Taki… średni. Toporny, pozwalający Anderlechtowi na zrobienie sobie krzywdy. Czy w związku z tym widowisko było ekscytujące? Niezbyt. Ale, cytując klasyka, momenty były. Przede wszystkim 50. gol Lewandowskiego w tym roku.
Kompletnie nie spodziewaliśmy się, że Łukasz Teodorczyk w meczu przeciwko Bayernowi Monachium będzie miał aż tyle okazji na strzelenie gola. Sześć oddanych strzałów, z czego co najmniej cztery w całkiem niezłych sytuacjach. I Polak wcale nie walił na oślep, byleby tylko uderzyć na bramkę i liczyć na szczęście, a potrafił wyczekać, dobrze ustawić sobie piłkę i dopiero strzelić. Choć była i próba lewą nogą, przed którą zbyt się napalił i kopnął, ile fabryka dała, w trybuny. Z jednej strony „Teo” był bardzo aktywny, potrafił znaleźć sobie miejsce i szukała go piłka. Z drugiej – jeśli grasz z Bayernem i masz znakomitą okazję, to musisz ją wykorzystać. Tym bardziej, gdy jest ich kilka. A Łukasz raz po raz zakopywał nadzieje „Fiołków” na urwanie punktów Niemcom. Ten słodko-gorzki występ można jednak odbierać jako pozytywny dzięki akcji bramkowej Anderlechtu. Zagranie z lewej strony boiska, świetne podanie głową Teodorczyka i strzał z pierwszej piłki Hanniego. Asysta przy bramce na 1:1 z Bayernem wygląda w CV całkiem całkiem.
Jeszcze lepsze wrażenie zrobił jednak gol Roberta Lewandowskiego. James Rodriguez dryblując z piłką pod pole karne Belgów wybrał najlepszą opcję, wypuszczając Tolisso, ten wypatrzył i podał dokładnie do Lewandowskiego, a Polak dopełnił formalności. Sama akcja nie spowodowała u nas przecierania oczu ze zdumienia, ale numer „5o” – już tak. „Lewy” nie musiał strzelić z przewrotki, z wolnego czy piętą, by ustanowić swój nowy rekord bramek strzelonych w ciągu jednego roku kalendarzowego.
A gdyby nie stojący między słupkami bramki Anderlechtu Sels, jeszcze tego wieczoru Lewandowski mógł prześcignąć Messiego. Bo gdy Kimmich wrzucił z prawej flanki, Lewy zdołał sięgnąć piłkę i momentalnie oddać groźny strzał, to ten świetnie interweniował. A po podaniu Rudego w pole karne znalazł się w sytuacji sam na sam, z tym że golkiper tak skrócił kąt, że dzieliło ich ledwie kilka kroków. No i „Lewy” nie zdążył strzelić nigdzie indziej, niż tylko w bramkarza.
Jak już pisaliśmy – Anderlecht zdołał wyrównać, ale jednak o zgarnięciu trzech „oczek” przez Bawarczyków przesądził asystent przy bramce Polaka, czyli Tolisso. Także gra grą, ale punkty są. Mimo że dzisiejszego wieczoru zdają się być mniej ważne od pięćdziesiątki „Lewego”. Bowiem wyprzedzić PSG będzie już cholernie trudno.
***
Tutaj wyniki oraz kilka faktów z pozostałych meczów:
CSKA Moskwa – Benfica 2:0
Karabach – Chelsea 0:4
Atletico – Roma 2:0 (tutaj tekst)
Basel – Manchester United 1:0
Juventus – Barcelona 0:0 (tutaj tekst)
PSG – Celtic 7:1
Sporting – Olympiakos 3:1
– Chelsea rozstrzelała Karabach Agdam wygrywając 4:0, ale według strony WhoScored.com najlepszymi zawodnikami w szeregach Azerów byli… Jakub Rzeźniczak i Wilde Donald Guerrier.
– Zlatan Ibrahimović został pierwszym zawodnikiem, który zagrał w Champions League dla siedmiu klubów (Ajax, Juventus, Inter, Barcelona, Milan, PSG, Manchester United).
– PSG zdobyło bramki numer 18., 19., 20., 21., 22., 23. i 24. w tegorocznej Champions League, czym piłkarze Emery’ego pobili rekord Borussii Dortmund, która w całej poprzedniej fazie grupowej strzeliła 21 goli (w tym 14 Legii). PSG ma jeszcze jeden mecz, żeby wyśrubować rekord, na razie trio z ataku strzela tak: Cavani – 6, Neymar – 6, Mbappe – 3.
– Gola w meczu Olympiakosu ze Sportingiem strzelił Vadis Odjidja-Ofoe: