– Jeżeli jesteś głodny, bierzesz wędkę i idziesz sobie złowić rybę. Jeśli chce ci się pić, idziesz do jeziora i napełniasz manierkę. Jest ci zimno? Rozpalasz ognisko.
Czasami, by odnieść sukces w coraz bardziej skomplikowanym i naszpikowanym nowinkami świecie futbolu, trzeba zacząć od właśnie takich, najprostszych fundamentów. Tak położone zostały podwaliny pod dzisiejsze Huddersfield Town. Wizytówkę, którą z nieskrywaną dumą może w przyszłości prezentować potencjalnym szefom David Wagner. Bo że nazwisko menedżera Terrierów będzie jednym z najgorętszych na rynku w najbliższych latach – tego można być pewnym.
***
– Nosimy przydomek Terriery i mamy „terrierską tożsamość”. Bo futbol jaki gramy, jaki kocham, jest właśnie jak terrier. Nie jesteśmy największym psem. Jesteśmy mali, ale agresywni. Nie boimy się niczego, lubimy rywalizować z większymi od siebie, jesteśmy szybcy i wytrzymali. Nigdy się nie poddajemy. Ten mały piesek ma duszę wojownika, to na pewno.
David Wagner
***
21 października 2017. Huddersfield Town podejmuje u siebie Manchester United. Zespół niepokonany od dwunastu spotkań, któremu dwa gole zdołał wbić od początku rozgrywek ligowych tylko jeden przeciwnik – Stoke City mające w swoich szeregach rozgrywającego jeden z najlepszych meczów życia Erica Choupo-Motinga.
Kibice Terrierów mają prawo spodziewać się smutnych powrotów do domu. Tydzień wcześniej rozjechała ich Swansea. Dwa tygodnie wcześniej sami piłkarze po meczu z Tottenhamem przyznawali, że rywal był tamtego dnia nie do zatrzymania. Huddersfield nie wygrało meczu o stawkę od pucharowego starcia z Rotherham pod koniec sierpnia, powoli zsuwając się w ligowej tabeli, na której szczycie byli przecież po pierwszych trzech seriach gier.
Nie mogli przypuszczać, że wrócą z John Smith’s Stadium z uśmiechami od ucha do ucha, jako naoczni świadkowie doprawdy niezwykłej historii. Pierwszego zwycięstwa nad Czerwonymi Diabłami od 1952 roku. Dla zdecydowanej większości – pierwszego, jakiego w ogóle mogli być częścią.
Na ustach kibiców znaleźli się tego dnia Ince, Depoitre, Mooy, a więc główni bohaterowie dwóch bramkowych akcji. Ale herosi z Huddersfield w wywiadach pomeczowych jeden po drugim potwierdzali, że nie byłoby tej wygranej, gdyby nie perfekcjonizm ich dowódcy.
– To bardzo, bardzo silny zespół, ale wiedzieliśmy, że w tym meczu będzie im brakować ich dwóch potężnych graczy – Pogby i Fellainiego. Rozmawialiśmy o tym. Wiedzieliśmy, że kluczem będzie ścisłe krycie Romelu Lukaku i trzymanie niewielkich przestrzeni między formacjami, by nie mógł grać kombinacyjnie z Matą i Mkhitaryanem. Widać było, że ci zawodnicy mają problem, ze znalezieniem sobie miejsca – mówił bramkarz Jonas Lossl.
– Wiedzieliśmy, że United nie grają tak płynnie jak Spurs czy Manchester City. Konstruują akcje raczej powoli, starają się rozszerzać pole gry. Czuliśmy, że możemy odzyskiwać kolejne piłki i wykorzystywać przestrzenie, które włączając się do akcji zwalniali boczni obrońcy. Uważam, że nasz plan na mecz wypalił w stu procentach – to z kolei słowa Toma Ince’a.
I jeden, i drugi używa znamiennych określeń: „wiedzieliśmy”, „rozmawialiśmy o tym”. Słów wyrażających duże uznanie dla trenera, który bez pudła przewidział, gdzie rywal może uderzyć i zapobiegł rozwinięciu skrzydeł przez podopiecznych Jose Mourinho.
Trenera, który jeszcze dwa lata temu nie miał absolutnie żadnego doświadczenia w prowadzeniu zespołu na najwyższym poziomie ligowym. Ba, który nawet w drugiej lidze nigdy wcześniej nie miał okazji się zaprezentować. A zarazem szkoleniowca, którego zespół niedługo później w świetnej analizie na kanale uMAXit Football nazwano najbardziej innowacyjnym i taktycznie interesującym zespołem Championship.
(dziś kanał funkcjonuje jako Tifo Football, jeśli nie znacie, koniecznie obejrzyjcie parę ich produkcji, gwarantuję, że nie będziecie mogli się oderwać)
Powierzenie właśnie Davidowi Wagnerowi sterów Huddersfield Town było posunięciem piekielnie ryzykownym. Nigdy wcześniej klubu z Huddersfield nie prowadził menedżer spoza wysp brytyjskich. A gdy już zdecydowano się na kogoś kompletnie z zewnątrz, wybrano gościa, którego CV daleko było do imponującego. Wagnerowi udało się awansować z rezerwami Borussii Dortmund do niemieckiej 3. Ligi, by w ostatnim roku pracy spaść z powrotem do Regionalligi. Wcześniej prowadził natomiast zespoły młodzieżowe Hoffenheim – U-17 i U-19. Ktoś taki miał dźwignąć Terriery z 19. miejsca w Championship.
David Wagner miał jednak coś znacznie cenniejszego niż dwa przeciętne wpisy w trenerskim CV. Ogromne doświadczenie zdobyte u boku Juergena Kloppa. Mimo trudnych początków znajomości między oboma panami – w końcu byli rywalami do gry na jednej pozycji – dziś najlepszych przyjaciół.
***
Przypomina wam ta reakcja coś? Albo raczej kogoś?
***
– Nigdy nie byłbym zdolny, by po prostu usiąść na ławce, obejrzeć mecz, parę razy klasnąć w dłonie, przeanalizować mecz po ostatnim gwizdku i pojechać do domu. Nie czuję piłki nożnej w taki sposób, kocham ten sport, ekscytuję się nim i czasami to pokazuję.
David Wagner
***
Okulary, broda i uwalniane podczas meczów pokłady energii, którymi pewnie można by było zasilić średniej wielkości miasto. Nie jest trudno znaleźć punkty wspólne pomiędzy Davidem Wagnerem a Juergenem Kloppem. Czy kogoś może więc dziwić, że menedżer Huddersfield był drużbą na weselu menedżera Liveproolu? Że dziś rozumieją się praktycznie bez słów? Że losy jednego i drugiego przeplatały się tak długo, aż w końcu zostali najlepszymi kumplami?
Gdyby nie Wagner, Klopp pewnie nie zostałby przekwalifikowany na obrońcę. Gdy Juergen grał na szpicy w Mainz, klub z Moguncji zdecydował się bowiem na transfer Wagnera, który piłkarsko był poziom nad dotychczasowym snajperem. Nie chcąc Kloppa sadzać na ławce, trener postanowił zrobić użytek z jego warunków fizycznych na środku defensywy.
Gdyby natomiast nie Klopp, Wagner pewnie nie zostałby menedżerem. To „Kloppo” namówił swojego kumpla z czasów gry w Mainz, by po studiach z biologii i nauk związanych ze sportem, mimo zmęczenia futbolem, zrobił jeszcze jeden kurs. Trenerski. To on postanowił też zaufać Wagnerowi, gdy objął Borussię Dortmund, proponując mu posadę szkoleniowca drugiej drużyny. Z której nie raz i nie dwa czerpał, wielokrotnie wystawiając swojego kompana na próbę. No bo gdy Klopp korzystał z najlepszych graczy ekipy Wagnera, on musiał sobie radzić z brakiem tych właśnie zawodników w spotkaniach rezerw. Szyć ze znacznie uboższego materiału.
Wtedy jeszcze nie wiedział, jak bardzo ta umiejętność przyda mu się niemal tysiąc kilometrów od Dortmundu, gdzie będzie mu dane objąć zespół trzykrotnego mistrza Anglii. Koronowanego jednak w zamierzchłych czasach, trzy sezony z rzędu w połowie lat 30. ubiegłego wieku. Ostatnio obecnego w najwyższej klasie rozgrywkowej jeszcze na długo przed przekształceniem First Division w Premier League, w latach 1970-72.
Aż do maja.
Terriery wygrały oba etapy playoffs o grę w Premier League, w decydujących spotkaniach imponując charakterem i wygrywając je po seriach jedenastek. Najpierw z Sheffield Wednesday, później – w finale – z Reading.
***
Odbudowę zespołu, która doprowadziła go znów, po niemal pół wieku przerwy, do Premier League Wagner zaczął od zbudowania drużyny. Już utrzymanie Huddersfield w Championship w pierwszym sezonie jego pracy było prawdziwą szkołą przetrwania. Survival miał jednak dopiero nadejść.
Dosłownie.
Przedstawiciele starej szkoły trenerskiej w Polsce byliby zachwyceni. Cztery dni w lesie bez piłek. Nie było jednak biegania po górach z kolegą na plecach. Było za to spanie w namiotach, wspólne spływy kajakiem, rozpalanie ogniska i wędkowanie, jeśli zawodnicy chcieli mieć co zjeść na śniadanie, obiad i kolację.
– Tutaj zasady są proste. Jeżeli jesteś głodny, bierzesz wędkę i idziesz sobie złowić rybę. Jeśli chce ci się pić, idziesz do jeziora i napełniasz manierkę. Jest ci zimno? Rozpalasz ognisko.
Czterodniowym wyjazdem na szwedzkie pustkowie Wagner ryzykował sporo. Mniej więcej tyle, co Huddersfield stawiając na menedżera bez konkretnej przeszłości. Gdyby Terriery przegrały kilka meczów na początku sezonu, naraziłby się na śmieszność. Kojarzycie memy z Davidem Moyesem za biurkiem na Old Trafford, z podpisem: „I have no idea what I’m doing?”. Wagner z pewnością doczekałby się w Huddersfield remake’ów ze swoją podobizną.
Okazało się jednak, że Wagner miał jakieś pojęcie o tym, co robi.
Tabela Championship 2016/17 po 10 kolejkach
Drużyna faktycznie była drużyną, nie tylko z nazwy. Huddersfield grało futbol, który do złudzenia przypominał heavy metal Kloppa. Wagner nadał swojemu odpowiednikowi tej strategii, opartej na wysokiej intensywności i gegenpressingu, nazwę “Terrier identity”. “Terrierska tożsamość”.
– Jeśli jesteś w dwuosobowym namiocie, a potem w dwuosobowej łódce – w obu miejscach zmienialiśmy pary – musisz ze sobą rozmawiać. Jestem przekonany, że im lepiej piłkarz zna swojego kolegę z boiska, tym bardziej jest zdolny do pracy z nim w niekorzystnych sytuacjach. Zespół zmienił się przez tę wyprawę. Teraz mogę powiedzieć, trzy miesiące po wyjeździe, że to był stuprocentowy sukces i widzę to również po piłkarzach.
Później, owszem, złapała zadyszkę, którą najmocniej było widać w ostatnich kolejkach sezonu, gdy wygrała zaledwie jedno z pięciu spotkań przed play offs. Ale dorobku punktowego z niesamowitego początku rozgrywek roztrwonić się już nie udało. Było piąte miejsce, były wygrane w dramatycznych okolicznościach West Yorkshire derby z Leeds, wreszcie były trzy mecze o Premier League. I awans, o którym nikt nie śmiał marzyć przed inauguracją rozgrywek.
Oczywiście nie sposób ocenić, jak wiele dały tamte dni na szwedzkim pustkowiu, a jak wiele inne czynniki, na które Wagner miał bezpośredni wpływ. Czasami najdrobniejsze detale, jak choćby to, że w klubie został na jego polecenie zatrudniony dietetyk. Że piłkarze mogą mieszkać maksymalnie 25 kilometrów od ośrodka treningowego, by ich odnowa po treningach nie była zakłócona długą podróżą. Że zajęcia w tygodniu zaczynają się o godzinie, o której Huddersfield gra kolejne spotkanie. No i przede wszystkim przemyślane ruchy personalne. Bo transfery, jakich przy ograniczonych możliwościach dokonał Wagner wraz ze swoim sztabem, to były prawdziwe majstersztyki. Dokonane w piekielnie trudnych warunkach, bo Huddersfield było przecież jednym z najsłabiej płacących klubów w lidze, sezon wcześniej zajmowało dopiero 17. miejsce wśród zespołów dających zawodnikom największe tygodniówki. Prawie sześć razy mniejsze niż na przykład Queens Park Rangers.
Ale czy nie tego uczył się Wagner w rezerwach Borussii? Szycia często ze skrawków materiału?
Dziś ściągniętego wtedy na bezpłatne wypożyczenie Aarona Mooya zna każdy kibic Premier League (no, przynajmniej 100% grających w Fantasy, gdzie szczególnie w pierwszych kolejkach był rewelacyjną, tania opcją w pomocy). Wtedy był jednym z wielu graczy bez szans na minuty w Manchesterze City. Jeśli obejrzeliście wstawioną wyżej analizę gry Huddersfield w Championship, macie pewne pojęcie, jak istotna była jego rola w awansie Terrierów. Bez goli i asyst Eliasa Kachungi czy Rajiva van La Parry (łącznie 1,05 mln euro zapłacone za tę dwójkę) też trudno byłoby o promocję do Premier League. Wagner wyjął również za frytki Christophera Schindlera – 2,2 miliona euro za zawodnika TSV 1860 było rekordem okienka w Huddersfield, ale jednocześnie dopiero 55. najdroższym transferem w lidze. Gościa, który po dziś dzień dowodzi jego defensywie. Tworząc ją w większości spotkań Premier League z wziętym za darmo z Kaiserslautern Chrisem Loewe. A w Championship również z podpisanym bez konieczności wpłaty odstępnego Michaelem Hefele, który po awansie stracił jednak miejsce w pierwszej jedenastce.
Tutaj też nie udało się uciec od porównań do Juergena Kloppa. Wagner postawił na duet stoperów z ligi niemieckiej Hefele-Schindler? Kloppo ściągnął Joela Matipa i Ragnara Klavana. Ba – Wagner wziął później bramkarza z Mainz, a więc Loessla? Jego najlepszy kumpel opatentował to rok wcześniej, podbierając swojemu byłemu klubowi Lorisa Kariusa. Dwóch kumpli stało się tym samym niejako trendsetterami. Dość spojrzeć choćby na to, w jaki sposób Norwich w tym sezonie stara się wywalczyć awans do piłkarskiego i finansowego raju – z Niemcem Danielem Farke na stołku menedżerskim, a także czterema graczami sprowadzonymi przed sezonem z jego ojczyzny: Stiepermannem, Branciciem, Zimmermannem i Franke.
Wagner zaś nie przestaje udowadniać, że droga, którą kroczy Huddersfield od czasu jego zatrudnienia, jest drogą w stu procentach słuszną. Jasnym było, że po przeskoku z Championship do Premier League znacznie trudniej będzie Terrierom gościć w czołówce tabeli, a jednak był nawet czas, gdy jej liderowali. Nawet mimo większej liczby porażek w ostatnim czasie, w tym tak bolesnych jak 0:4 z Tottenhamem i Bournemouth, po niemal 1/3 sezonu, trzymają się dzielnie w górnej połówce tabeli. I nikt nie może już mieć wątpliwości, jaki przekaz będzie emanować z ich poczynań w pozostałych 26 spotkaniach.
– Jesteśmy mali, ale agresywni. Nie boimy się niczego, lubimy rywalizować z większymi od siebie, jesteśmy szybcy i wytrzymali. Nigdy się nie poddajemy.
Bo ten mały piesek zdecydowanie ma duszę wojownika.
SZYMON PODSTUFKA
***
Poprzednie odcinki “Angielskiej Roboty”:
Nie płacili za mistrzostwo. Płacili za marzenia. Niemożliwa wędrówka Rovers
Nierówna walka z wieżami. Kulisy polskiej sceny Fantasy Premier League