Reklama

Griezmann przedłuża nadzieje Atletico. Ale awans wciąż jest bardzo odległy

redakcja

Autor:redakcja

22 listopada 2017, 23:04 • 3 min czytania 5 komentarzy

Za późno, za mało, zbyt czytelnie. Ten sezon w wykonaniu Atletico Madryt już na wstępie został stracony, prawdopodobnie bezpowrotnie – bo trudno uwierzyć i w szaleńczy pościg za Barceloną, i w cuda w ostatniej kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów. Dziś wprawdzie Antoine Griezmann wziął cały zespół na plecy i w pojedynkę przedłużył marzenia o awansie do kolejnej fazy LM, ale oglądając mecz trudno było wykrzesać z siebie żal dla podopiecznych Diego Simeone. 

Griezmann przedłuża nadzieje Atletico. Ale awans wciąż jest bardzo odległy

Atletico, przy dość biernej postawie AS Romy, przez całą pierwszą połowę nudziło kibiców. Sam fakt, że po 45 minutach najwięcej dyskusji dotyczyło przyjęcia ręką przed polem karnym (chwilę później padł gol) i faulu Torresa w ataku, gdy wychodził na czystą pozycję w polu karnym rzymian, dużo mówi o jakości gry. Romaniści nie oddali ani jednego celnego strzału, Atletico nie było wiele lepsze – nie wykorzystywało nawet dość prostych błędów, które dziś wyjątkowo mnożyły się u Włochów, w tej edycji Ligi Mistrzów przecież całkiem solidnych. Ani śladu nie było po Romie z dwumeczu z Chelsea, Romie ofensywnej, radosnej, pełnej polotu i finezji. Ale Atletico kompletnie nie potrafiło tego wykorzystać – a wspomniany faul Torresa przy próbie dryblingu w szesnastce rywala dość dobrze oddawał nie tylko sytuację w tabeli jego drużyny, ale i ogółem cały początek sezonu w wykonaniu Rojiblancos.

Potem jednak nadeszła 68. minuta spotkania, a wraz z nią – wrzutka z lewej strony pola karnego. I pan Griezmann rozpoczął swój show. Najpierw piekielnie mocne nożyce w sytuacji, w której przecież mógł to zrobić o wiele łatwiej, o wiele pewniej, uderzając głową, próbując plasowanego strzału po cofnięciu się o krok. Francuz postawił jednak na coś, czego w tym meczu brakowało od pierwszego gwizdka. Widowiskowość. Rety, jakie to było piękne.

Reklama

Roma po tym trafieniu kompletnie usiadła, a Francuz mógł kontynuować popis umiejętności. Po efektownym golu dołożył prześliczną asystę – zagranie między obrońcami, idealnie w tempo, do Kevina Gameiro. Pozamiatane, tym bardziej, że chwilę przed golem czerwoną kartkę obejrzał Peres. Fakt, oglądało się te dwie akcje bramkowe świetnie, ale gdzieś z tyłu głowy krążyła myśl – jeśli wyjąć z tego meczu Griezmanna, obie drużyny stworzyły po jednej dobrej sytuacji. W jednej piłkarz Altetico przyjmował ręką, w drugiej piłkarz Romy wykonywał centrostrzał – Nainggolan trafił w słupek. Trochę słabo, jak na drużyny walczące o awans do kolejnej fazy. Trochę słabo, jak na mecz Ligi Mistrzów.

Wypadałoby też dodać – jeden z ostatnich meczów Ligi Mistrzów w tym sezonie dla Atletico. Mimo zwycięstwa, Simeone i spółka tracą do Romy dwa punkty. To zaś oznacza, że w ostatniej kolejce nie tylko muszą przywieźć trzy punkty ze Stamford Bridge, pokonując lidera grupy, Chelsea, ale też liczyć, że AS Roma wyłoży się na własnym terenie z Karabachem. Sami nie wiemy, który scenariusz jest mniej prawdopodobny – a spełnienie obu warunków to wręcz science fiction. Zbyt późne to przebudzenie Atletico. Zbyt późne, by uznać dzisiejszy mecz za dobry, zbyt późne, by awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów wydawał się realny.

Atletico Madryt – AS Roma 2:0 (0:0)

1:0 Griezmann 68′
2:0 Gameiro 84′

Najnowsze

Liga Mistrzów

Liga Mistrzów

Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

AbsurDB
34
Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

Komentarze

5 komentarzy

Loading...