Pierwszy gwizdek już o 18:00, brak Jakuba Rzeźniczaka oraz Wilde Donalda Guerriera i Dani Quintany w składzie, Roma grająca na pół gwizdka, a do tego słaba intensywność. Kilka razy podczas tego meczu rozważaliśmy zmianę kanału, bo nastawiając się na środę z Ligą Mistrzów liczyliśmy na coś dużo lepszego. Tak słabego meczu w Champions League dawno nie widzieliśmy.
Po kwadransie uważaliśmy, że problemem w tym spotkaniu będzie różnica klas obu ekip, że po prostu będziemy oglądać grę do jednej bramki. Najpierw po rzucie rożnym gola strzelił Kostas Manolas. Kilka minut później Defrel zagrał piłkę na Edina Dżeko, a ten przyjął ją na klatkę i długo się nie zastanawiając strzelił w bliższy róg. Po 15 minutach gry Roma prowadziła z Karabachem już 2:0.
Wszystko wskazywało na to, że Roma zaraz zabije to spotkanie i dla Azerów będzie ono wyglądać tak, jak z Chelsea na Stamford Bridge dwa tygodnie temu. Ale po zdobyciu dwóch bramek drużyna Eusebio Di Francesco była tak pewna swego, że przestało jej zależeć. Wyglądało to, jakby zawodnicy chcieli wykorzystać, że są tak daleko od domu i zaczęli rozmyślać o sensie życia. Albo o niebieskich migdałach. Nie wiemy, czy przeszkadzał im padający deszcz czy coś innego, ale generalnie przestali grać w piłkę.
To musiało się źle skończyć, jeden z obrońców przysnął z piłką przy nodze pod własnym polem karnym. Futbolówkę zabrał mu Dino Ndlovu i zagrał świetnie w pole karne do Pedro Henrique, a ten z bliskiej odległości uderzył ile fabryka dała i strzelił kontaktowego gola. Wtedy poczuliśmy, że mecz może jednak być ciekawy…
Ale nie, było tylko gorzej. Karabach chciał walczyć o punkty, po strzelonym golu uwierzył, że jest w stanie coś ugrać. I faktycznie wyglądał dużo lepiej, ale brakowało umiejętności. Jak już mieli piłkę na połowie Romy, to bali się ją stracić i zamiast zagrać w pole karne czy strzelić z dystansu, pieścili ją, utrzymywali i myśleli, co z nią zrobić, jakby mogli przeprowadzić tylko jedną akcję. Najbliżej bramki był Dino, w 90. minucie, ale piłka po jego strzale głową przeleciała obok słupka.
I żałujemy, że nie trafił, bo choć Azerowie nie dojeżdżali poziomem, to byli ambitni, w przeciwieństwie do piłkarzy Romy, którzy mieli wylane. A przynajmniej tak grali. Stracona bramka nie zmotywowała ich do wciśnięcia jednej, dwóch czy pięciu sztuk rywalom, co bez większego problemu mogliby uczynić. Włosi grali w trybie slow-motion. Mieli ten mecz głęboko w dupie. Tak “wielką” ambicję, to ostatnio widzieliśmy u piłkarzy Zagłębia Lubin podczas meczu (przyjaźni) z Arką Gdynia w grupie spadkowej w poprzednim sezonie. Roma dowiozła wynik 2:1 i pierwszy raz od siedmiu lat wygrała na wyjeździe w Lidze Mistrzów. Ale ile przegrała w naszych oczach…
Karabach Agdam – AS Roma 1:2 (1:2)
0:1 Manolas 7′
0:2 Dżeko 15′
1:2 Pedro Henrique 28′