Reklama

Gdyby co roku beniaminek tyle wnosił do ligi, ekstraklasa byłaby dziś o wiele dalej

redakcja

Autor:redakcja

19 września 2017, 10:55 • 9 min czytania 21 komentarzy

Za nami 9 ligowych kolejek, czyli mniej więcej 1/4 rozgrywek. Ekipą, która bezsprzecznie zrobiła najlepsze wrażenie na początku sezonu, jest Górnik Zabrze. I to nie dlatego, że tak świetnie punktuje, bo przecież ani nie jest liderem, ani nie uzbierał więcej punktów niż powszechnie (i słusznie) krytykowana Legia, ani wreszcie średnia niecałych 1,8 punktu na mecz nikogo na kolana nie rzuca. W drużynie Marcina Brosza widać jednak mnóstwo pomniejszych pozytywów, które przy okazji stanowią przesłanki, że niedługo może być jeszcze lepiej. A już na pewno uprawnione jest stwierdzenie, że zabrzanie są kapitalnym beniaminkiem, który wniósł do ekstraklasy mnóstwo dobrego.

Gdyby co roku beniaminek tyle wnosił do ligi, ekstraklasa byłaby dziś o wiele dalej

Przede wszystkim podopieczni Marcina Brosza grają bardzo efektowną piłkę. W 9 meczach z ich udziałem padły aż 33 bramki. To najlepszy wyniki w lidze – aż o 7 trafień lepszy niż drugiej pod tym względem Cracovii. I właśnie takie spotkania, jak Górnika z Cracovią (3:3), ale też jak to w ostatniej kolejce ze Śląskiem (2:2), czy przede wszystkim z Legią (3:1), Wisłą Kraków (3:2) oraz Wisłą Płock (4:0) były świetnymi widowiskami. Nawet kiedy Górnicy przegrywali – co zdarzyło im się jak dotąd tylko raz – zrobili to w dosyć efektowny i zarazem dramatyczny sposób, po 1:2 z Jagiellonią. I jest to jeden z wielu powodów, dla którego na grę zabrzan patrzy się w tym sezonie z niekłamaną przyjemnością.

MŁODZI POLACY

W kontekście Górnika na każdym kroku podkreślane są dwa fakty – że jest zespołem młodym, i że jest zespołem złożonym głównie z Polaków. W teorii ani wiek, ani narodowość nie powinny być kluczowe, tylko piłkarska jakość, ale tak się akurat składa, że i tej w Zabrzu nie brakuje. Poza tym dla szeroko rozumianego dobra naszego futbolu projekty pokroju Górnika są niezwykle ważne, bo to właśnie one w przyszłości mogą dostarczać piłkarzy do pierwszej reprezentacji. Przede wszystkim w najsilniejszej jedenastce zabrzan gra dziewięciu Polaków. Średnia wieku w tejże jedenastce – wyznaczona na podstawie liczby rozegranych minut w całym sezonie ligowym – wynosi 23,5 roku, co jest zdecydowanie najniższą średnią w całej lidze. Statystyczny podstawowy piłkarz Górnika jest o 1,7 roku młodszy od statystycznego podstawowego gracza drugiej najmłodszej ekipy, Zagłębia. No i o aż 6,4 roku młodszy (!) od statystycznego gracza drugiego z beniaminków, Sandecji. Co więcej, średnią wieku Górnika podbijają dwaj Hiszpanie – Suarez (27) i Angulo (33). Bez nich dziewiątka polskich piłkarzy z Zabrza legitymuje się okrągłą średnią ledwie 22 lat.

Wspomniani Suarez i Angulo odgrywają jednak bardzo ważne role w zespole i to oni nabijają wąskiej grupie obcokrajowców z Zabrza najwięcej boiskowych minut. Ogólnie jednak udział piłkarzy zagranicznych we wszystkich meczach Górnika w tym sezonie oscyluje w granicach zaledwie 19 procent. Bardziej “polska” jest tylko Wisła Płock, w której obcokrajowcy rozegrali 13,5 procent możliwego czasu gry. A na drugim biegunie znajdują się Lech Poznań i Jagiellonia Białystok, w których piłkarze zagraniczni zajęli odpowiednio 63 i 69 procent dostępnego czasu gry.

Reklama

Budujące jest to, że pod względem minut rozegranych w lidze, w Górniku przewodzi czterech piłkarzy – Loska, Żurkowski, Wieteska (po 810 minut) oraz Ambrosiewicz (800 minut). I tak się akurat składa, że wszyscy czterej są w wieku, który pozwala uwzględnić ich w reprezentacji Polski do lat 21. Co więcej, u Czesława Michniewicza trzech z nich dostało już powołanie na pierwsze zgrupowanie, a Wieteska i Żurkowski od razu wskoczyli do podstawowego składu. Natomiast niepowołany ostatnio nastoletni Ambrosiewicz także pozostaje w kręgu zainteresowań selekcjonera najstarszej z młodzieżówek. Żurkowski, Wieteska i Ambrosiewicz to również piłkarze urodzeni po 1 stycznia 1997, czyli tacy, którzy punktują w PZPN-owskim Pro Junior System, gdzie Górnik jest zdecydowanym liderem i – z wynikiem 2420 punktów (po jednym za każdą minutę w lidze) – o tysiąc punktów wyprzedza drugiego w stawce Lecha.

O tym, że tak znaczący udział młodzieżowców w występach drużyny nie jest u nas na porządku dziennym może świadczyć klasyfikacja PJS z zeszłego sezonu. Dość napisać, że na przestrzeni 37 kolejek tylko trzy zespoły potrafiły wykręcić lepszy wynik, niż Górnik w 9 meczach tego sezonu. Były to Lech, Śląsk i Zagłębie (którego zeszłoroczny rekord 2519 punktów zabrzanie pobiją już w następnej kolejce).

Jasne, to całe granie młodzieżą kiedyś może się na Górniku zemścić. Można powiedzieć, że zemściło się już w miniony weekend, kiedy zabrzanie – dosłownie i w przenośni – wypuścili zwycięstwo z rąk po błędzie Loski. Ale przecież byli wtedy na prowadzeniu dzięki trafieniu innego młodzieżowca, Wieteski, który w ostatnim czasie złapał sporo pewności siebie i zrobił się bardzo niebezpieczny pod bramką przeciwnika. I tak to się właśnie w Zabrzu kręci.

BOISKOWI LIDERZY

Górnik to drużyna uformowana względnie niedawno, której z pewnością brakuje doświadczenia. Ale to też drużyna z liderami, którzy dają przykład innym oraz ciągną zespół na boisku. Przede wszystkim mowa tu o Igorze Angulo, który ze swoimi 10 trafieniami zaliczył nieprawdopodobne wejście w ekstraklasę. O skali wyczynu Hiszpana najlepiej świadczą dwa fakty:

Reklama

– Nemanja Nikolić, czyli najskuteczniejszy strzelec ligi od czasów Marka Koniarka, potrzebował dwóch meczów więcej, by zdobyć 10 goli.
– Robert Lewandowski przez dwa lata w ekstraklasie nie zaliczył rundy z 10 golami. A Angulo udało się to zrobić już w ośmiu meczach.

Gole Angulo to także temat, który wzbudza wiele kontrowersji, a wszystko z powodu bramki numer dwa w meczu z Wisłą Kraków. Piłkę do siatki ostatecznie skierował Ivan Gonzalez, przez co trafienie powinno być traktowane jako samobójcze, ale w oficjalnych zestawieniach gol został zaliczony napastnikowi Górnika. A przecież to właśnie oficjalne zestawienia liczą się np. w klasyfikacji Złotego Buta, gdzie – dzięki jednemu bonusowemu golowi – bilans Hiszpana wygląda jeszcze bardziej okazale. Póki co Angulo jest wyprzedzany w większości przez zawodników z lig grających systemem wiosna-jesień, którzy mają na koncie nieporównywalnie więcej występów. Jeżeli jednak napastnik Górnika utrzyma formę, może porządnie namieszać w tym zestawieniu.

Nie byłoby jednak imponującego dorobku Angulo bez Rafała Kurzawy. Lewy pomocnik Górnika nie strzelił jeszcze w tym sezonie gola, ale miał swój udział aż przy 13 z 20 trafień swojej drużyny. A to dlatego, że ma już na koncie 7 asyst, 2 kluczowe podania i 4 gole wypracowane w inny sposób. A konkretnie:

– Z Legią dośrodkował z rzutu rożnego na głowę Wieteski, którego strzał dobił Suarez,
– Z Wisłą Kraków dośrodkował z rzutu rożnego na głowę Angulo, po którego strzale piłka odbiła się jeszcze od Gonzaleza i wpadła do bramki,
– Z Cracovią posłał piłkę z głębi pola na głowę Angulo, którego strzał dobił Wolsztyński,
– Ze Śląskiem trafił z rzutu wolnego w słupek, a jego strzał dobił Angulo.

W oficjalnych statystykach nie wygląda więc to aż tak imponująco, ale Kurzawa maczał palce (najczęściej te u lewej stopy) przy 65 procentach trafień drużyny. Jest to niespotykany wręcz bilans, a zabrzańska młodzież z całą pewnością ma kogo podpatrywać podczas treningów czy meczów.

GRUNTOWNA PRZEBUDOWA

Dzisiejszy Górnik ze wszystkimi swoimi atutami to zespół zbudowany od postaw. Z drużyny, która niespełna półtora roku temu z hukiem spadała z ekstraklasy, nie został kamień na kamieniu. Z obecnie grających w Górniku piłkarzy o jakimś udziale w spadku można mówić jedynie w przypadku Kurzawy (1192 ligowych minut w sezonie 2015/16) i Matuszka (838 minut). Marcin Brosz wciąż ma w drużynie także Kasprzika, Szeweluchina, Grendela i Przybylskiego, ale ich role są dziś w Zabrzu marginalne. Większości zawodników, którzy decydowali o obliczu tamtej drużyny, nie ma już w klubie. Mowa tu przede wszystkim o Danchu, Gergelu, Kopaczu, Madeju, Kwieku, Koszniku, Sobolewskim, Kallaste, Kante, Widanowie, Janukiewiczu, Słodowym, Skrzypczaku, Korzymie, Ossie, Jeżu, Magierze czy Cerimagiciu. No i oczywiście nie wypada nie wspomnieć tu o zwalniającym stołek trenerski zaraz po degradacji Janie Żurku.

Drużyna została gruntownie wyczyszczona i dziś widać jak na dłoni, że zdecydowanie bardziej potrzebowała rewolucji niż powolnej ewolucji. Rzecz jasna był to proces stopniowy, a uformowanie się trzonu obecnej ekipy można datować na okolice końcówki sezonu w I lidze, kiedy to po fantastycznej serii zwycięstw Górnik tak samo błyskawicznie, co niespodziewanie, powrócił do ekstraklasy. Zabrzanie są już drugim w ostatnim czasie przykładem zespołu, który był totalnie chorym organizmem, i który całkowicie uleczył się dzięki degradacji oraz sezonowi spędzonemu na zapleczu. Dwa lata wcześniej tą samą drogą poszło Zagłębie (dziś również bardzo wysokie miejsca pod względem liczby Polaków oraz niskiej średniej wieku), a finał tamtej historii miał nawet miejsce na ligowym pudle.

OGROMNE ZAINTERESOWANIE

Górnik to też drużyna, na którą trudno patrzeć bez sympatii. Drużyna oparta na młodych Polakach, w dużej części pochodzących właśnie ze Śląska, jak Loska, Żurkowski, Wolniewicz, Koj czy bracia Wolsztyńscy, a także prowadzona przez względnie młodego trenera ze Śląska. Drużyna grająca ambitnie, bez kompleksów i z dużym polotem. Wzorująca się na Atletico Madryt, stosująca wysoki pressing, która fantastycznie opanowała grę z kontry oraz stałe fragmenty gry (już 9 goli zdobytych w ten sposób – najlepszy wynik w całej lidze). Wreszcie drużyna, która – przy uwzględnieniu końcówki w I lidze – w 15 ostatnich meczach ligowych strzeliła 38 goli, 10 razy wygrywając i 4 razy dzieląc się punktami.

W tym kontekście nic dziwnego, że ludzie chcą tak grającą drużynę oglądać. Górnik dzięki kibicom jeszcze lepiej prezentuje się na boisku, a fani są przyciągani na stadion efektowną grą zespołu – to system naczyń połączonych. W pięciu domowych meczach Górnika w tym sezonie cztery razy wyprzedano wszystkie bilety, a za każdym razem liczba fanów przekroczyła 20 tysięcy. Zabrzanie są więc zdecydowanym liderem pod względem frekwencji, pozostawiając za plecami wszystkie największe ekipy grające na o wiele pojemniejszych stadionach.

 (źródło: worldfootball.net)

Już dziś – ledwie po pięciu meczach – Górnik osiągnął lepszy wynik pod względem łącznej frekwencji u siebie (110 886) niż sześć zespołów w całym poprzednim sezonie. A konkretnie Ruch Chorzów (109 500), Pogoń Szczecin (104 577), Wisła Płock (101 601), Piast Gliwice (91 431), Bruk-Bet Termalica Nieciecza (66 592) i grający w Lublinie Górnika Łęczna (65 562). I teraz najlepsze – już wczoraj, na 13 dni przed przed kolejnym meczem w Zabrzu z Piastem Gliwice, Górnik sprzedał wszystkie bilety. A to oznacza pięć sold-out’ów na sześć możliwych. W całym zeszłym sezonie wszystkie kluby ekstraklasy łącznie zaliczyły tylko 21 sold-out’ów, w tym aż 6 miało miejsce w Niecieczy, na malutkim 4,5-tysięcznym obiekcie. A teraz Górnik ma już na koncie pięć… Innymi słowy, kolejne kibicowskie rekordy przy Roosvelta są jedynie kwestią czasu.

* * *

W ich meczach pada najwięcej bramek, ich mecze ogląda najwięcej kibiców, w drużynie mają najwięcej młodzieżowców i – obok Wisły Płock – najwięcej Polaków. Sami strzelili najwięcej goli w ogóle i najwięcej goli ze stałych fragmentów gry, mają też w szeregach najlepszego strzelca i najlepszego asystenta ligi. Gdziekolwiek spojrzeć – naj, naj, naj. I właściwie teraz można już tylko czekać na rekordy finansowe po sprzedaży błyskawicznie wypromowanych zawodników. Gdyby co sezon jeden z ligowych beniaminków tak wiele wnosił do ekstraklasy, nasza liga – a także cała nasza piłka – byłaby dziś o wiele dalej. Cieszmy się jednak tym co mamy, i że drużyna zbudowana na tak zdrowych zasadach sportowo sobie radzi. Oraz że swoją grą stoi w oczywistej kontrze chociażby do niedawnych słów Michała Probierza, że nie opłaca się stawiać na młodych. Oby tak dalej, to może więcej polskich klubów podąży tą ścieżką.

MICHAŁ SADOMSKI

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

21 komentarzy

Loading...