Ligo Mistrzów, strasznie fajnie, że wróciłaś. Jeszcze fajniej, że zrobiłaś to z przytupem. Konsumpcję tortu rozpoczęliśmy od truskawki. Na Camp Nou przyjechał Juventus i choć czeka nas w fazie grupowej kilka równie atrakcyjnych starć, przejście obojętnie obok tego meczu oznaczałoby wyjątkową znieczulicę na piłkarskie piękno. To tak, jakbyście nie obejrzeli się na ulicy za modelkami Victoria’s Secret – zachowanie kwalifikujące się do natychmiastowego leczenia. Rewanż za ćwierćfinałowy dwumecz sprzed 5 miesięcy, w którym Barcelona cierpiała na boisku. Pojedynek Leo Messiego z Paulo Dybalą – pierwszy zaczął sezon od strzelenia 6 goli w 5 meczach, kilka lat młodszy kolega z kadry zdobył ich aż 7 w 4 spotkaniach. Takie podteksty można by mnożyć bardzo długo, ale lepiej skupić się na boisku, bo na nim napisała się nowa, równie ciekawa historia.
Na przykład pierwszy gol strzelony przez Leo Messiego Gianluigiemu Buffonowi. Wielki napastnik do tej pory nie potrafił znaleźć patentu na legendarnego bramkarza – jasne, nie miał zbyt wielu okazji, by to zrobić (ledwie trzy), ale i tak ta niemoc stała się wdzięcznym tematem rozważań internetowej społeczności. Wiecie – potrafił Marcin Szulik i cała zgraja piłkarzy niepoważnych, a kosmita z Barcelony nie! Przygotowane wcześniej memy trzeba przenieść do kosza. W samej końcówce pierwszej połowy Messi wymienił piłkę z Luisem Suarezem i precyzyjnie uderzył po długim rogu.
No a jak już się przełamywać, to na całego. W 69. minucie Messi trafił po raz drugi (wcześniej Buffon obronił groźny strzał Argentyńczyka z rzutu wolnego) i praktycznie było już po meczu.
Skoro już wywołaliśmy do tablicy Paulo Dybalę, to trzeba powiedzieć, że napastnik Juve rywalizację z rodakiem przegrał dziś dość boleśnie. Po kapitalnym w jego wykonaniu ćwierćfinale poprzedniej edycji uczeń wrócił do ławki, przyglądał się temu co robił mistrz i jedynie starał się naśladować. Dybala był w miarę aktywny, szukał swoich sytuacji, oddawał nawet celne strzały, ale ter Stegen radził sobie z nimi bez większego wysiłku. W najlepszej sytuacji (na początku drugiej połowy) strzelił nad bramką. Nie można jednak niemocy Juve sprowadzać tylko do gry tego piłkarza. Był na boisku Gonzalo Higuain, był Douglas Costa, był Miralem Pjanić, była reszta – żaden z piłkarzy Starej Damy nie będzie wnukom opowiadał o tym wieczorze na Camp Nou.
Dość powiedzieć, że najgroźniejszą akcją gości długo był strzał z dystansu De Sciglio – to sporo mówi. Ale Barcelona też nie czarowała wtedy pod bramką Buffona, bo odpowiedzią było uderzenie zza szesnastki Suareza i dość przypadkowa okazja Dembele. Jednak było widać, że to dopiero początek boiskowej współpracy kilku piłkarzy – chociażby na przykładach Dembele i Matuidiego. Już w rewanżu powinna ona hulać, w fazie pucharowej wprawiać w zachwyt, ale dziś w kilku sytuacjach zabrakło zrozumienia.
Pokazane powyżej gole Messiego przedzieliła bramka Rakiticia, ale świetną robotę jeszcze raz odwalił Argentyńczyk – po jego rajdzie piłkę sprzed bramki wybił Sturaro, później dopadł do niej Chorwat. 3-0. Juve łącznie oddało sześć celnych strzałów, więc bilans ten może trochę mierzić.
A Barca już chyba definitywnie otrząsnęła się po porażce z Realem w Superpucharze. Cztery mecze. Bilans bramkowy 12-0. Ale co innego klepanie rywali w lidze, a co innego efektowna wygrana z tak silnym (choć oczywiście osłabionym brakiem kilka graczy) Juventusem. Drużyna Valverde poradziła sobie z zadaniem z gwiazdką.