„Jeśli De Boer w niecały rok od wywiezienia go na taczkach z Mediolanu nie zmienił się na lepsze jako trener, [szampany na Selhurts Park – przyp. red.] pozostaną zmrożone jeszcze przez dłuższy czas”. Jeśli przeskoczycie sobie na Weszło do 26 czerwca, a więc do podpisania przez Franka de Boera kontraktu na Selhurst Park, znajdziecie taką właśnie pointę tekstu, w którym zastanawialiśmy się, czy Holender kolejnej posady w mocnej lidze nie dostaje za piłkarskie osiągi. Doprawdy nie spodziewaliśmy się, że tak szybko będzie można dopisać do tamtego tekstu kolejny, w którym paść będą mogły słowa „a nie mówiliśmy?”.
Cztery kolejki w Crystal Palace i De Boer już dokonał rzeczy historycznej, w zdecydowanie innym wymiarze, niż mógłby na to pewnie liczyć. Czterech kolejek z czterema porażkami do zera na inaugurację sezonu nie zaliczył żaden menedżer w historii Premier League, od kiedy liga przeszła transformację z Football League First Division w 1992 roku. 25 lat trzeba było, by znalazł się gagatek, który zaliczy tak potężny falstart.
Gdyby to był pierwszy raz de Boera, napisalibyśmy o wypadku przy pracy. O złych miłego początkach, bo przecież przesłanki ku temu zdążyły się pojawić. Bo Crystal Palace, choć po pierwszym meczu z Huddersfield od oglądania Zahy i spółki bolały zęby, nie jest ekipą niepotrafiącą sobie kreować sytuacji. Parę szans, by zero z przodu zmazać było – lepszych, gorszych, ale było.
Ale jeżeli tendencja powtarza się drugi raz, w drugim miejscu pracy, w którym de Boer ma szansę prowadzić zespół od pierwszej kolejki, a nie przejmuje w trudnym momencie sezonu kota w worku po poprzedniku, to chyba coś jest nie tak. Przypomnijmy, jak to było w Mediolanie:
„Działacze klubu z Mediolanu zmienili zdanie o Holendrze po 85 dniach i porażkach między innymi z Hapoelem Beer Szewa, Spartą Praga czy Cagliari Calcio. Czarę goryczy przelało 0:1 z Sampdorią w 11. kolejce Serie A. Którą De Boer przypieczętował jednocześnie najgorszą średnią punktów na mecz od kompletnie nieudanego, pięciomeczowego okresu Gian Piero Gasperiniego. Drugą najgorszą w XXI wieku, po Włochu właśnie.”
Teraz już nie ma nikogo gorszego od de Boera. Choć po czterech kolejkach trudno mówić o stuprocentowo negatywnej weryfikacji pracy legendarnego piłkarza, to też nie ośmielimy się przypuszczać, że Holender dostanie wiele szans na poprawę stanu rzeczy. Ba, będziemy dość mocno zaskoczeni cierpliwością działaczy Crystal Palace, jeśli nie wyleci na kopach jeszcze przed następną kolejką (bukmacherzy na wyspach kurs na to, że De Boer poleci jako pierwszy, ustalili na poziomie 1,14). Już przed meczem z Burnley mówiło się o zmianie, o grze o posadę. Gdy Chris Wood zapakował w trzeciej minucie sztukę Orłom z Selhurst Park, kat mógł już powoli podchodzić do gilotyny, zbliżając się krok po kroku z każdą upływającą minutą.
Głowa de Boera potoczy się więc najprawdopodobniej po ziemi, a wraz z nią – nazwisko, na które pracował jako zawodnik. Nazwisko, które w mniej niż pół roku aktywności zawodowej po odejściu z Ajaksu, bo przez 85 dni w Interze, a później przez 78 w Crystal Palace, zdążył posłać do ścieków. Gdzieś, gdzie po szkoleniowca zapuścić się może już tylko kompletny desperat.