Mało który piłkarz Ekstraklasy jest bohaterem tak zagadkowej kariery jak Zlatan Alomerović. Jeszcze pół roku temu trenował z pierwszą drużyną Borussii Dortmund wyjmując strzały Aubameyanga, Reusa czy Dembele, który przed chwilą odszedł do Barcelony za 105 milionów euro. Przez kilka dobrych lat mógł z czystym sumieniem nazywać się pełnoprawnym członkiem zespołu BVB. Mimo że nie zawsze znajdował się w kadrze meczowej – jeździł z drużyną praktycznie na wszystkie mecze jako trzeci bramkarz. Widział od środka, jak Borussia zdobywa dwa mistrzostwa Niemiec, był też przy tym, jak dochodzi do finału Ligi Mistrzów. Nie było tygodnia, by Robert Lewandowski nie zostawał z nim po treningach poćwiczyć uderzenia. Był zabierany jako drugi bramkarz na Ligę Mistrzów, siedział na ławce rezerwowych w finale Pucharu Niemiec z Bayernem w 2014 roku czy półfinale z tym samym przeciwnikiem rok później. W Dortmundzie spędził łącznie dziewięć lat.
Dziś jest piłkarzem Korony Kielce.
W wywiadzie ze Zlatanem Alomeroviciem próbuję poznać odpowiedź na pytanie jak do tego doszło, ale – uprzedzam puentę – nie udało mi się tego zrobić. Kontuzja? Żadna poważna się nie przytrafiła. Sodówka? Też nie. Inne błędy młodości? Nic wielkiego, co mogłoby zaważyć na karierze. Rozmowa o tym, jak kumpel słynnej trójki Polaków z Dortmundu wylądował w Kielcach, przebywając drogę od indywidualnych treningów z Lewym do współdzielenia szatni z Fabianem Burdenskim.
***
To samo imię, też jesteś wysoki, też byłeś niedawno w jednym z najlepszych klubów świata… Co jeszcze łączy cię ze Zlatanem Ibrahimoviciem?
Chyba niezbyt wiele. Może to, że też jestem pewny siebie?
Ale chyba nie aż tak, co?
Moja pozycja uniemożliwia mi rzucanie takich tekstów, jak Ibrahimović. Bramkarzowi pamięta się przepuszczone babole, napastnikowi strzelone bramki. Może zmarnować 10 sytuacji i dobrze zachować się w tej jedynej i zostać bohaterem. Golkiper zachowuje się dobrze przez cały mecz i raz popełnia błąd – jest po nim. Wszyscy mówią, że jest do dupy. W Koronie od razu chłopaki podłapali temat Zlatana.
– Jak się nazywasz?
– Zlatan.
– Zlatan?! Ibra? To ty Ibra?!
No, ale ja jestem jednak bramkarzem. Nie mamy ze sobą zbyt wiele wspólnego.
Obaj pochodzicie też z Bałkanów.
Urodziłem się w Serbii i mieszkałem tam do ósmego roku życia. Gdy wybuchła wojna pomiędzy Serbią i Kosowem, moja rodzina nie chciała mieć z nią nic wspólnego i wyemigrowaliśmy. Zrobiliśmy to zanim mieliśmy okazję widzieć wojnę na własne oczy. Pamiętam, jak mieszkaliśmy jeszcze w Serbii i wszyscy zaczęli mówić, że na Belgrad spadły pierwsze bomby. Nasz wujek mieszkał w Ameryce i początkowo to ona była naszym celem, Niemcy miały być tylko przystankiem. Ale pomieszkaliśmy rok, potem drugi, trzeci… Zaaklimatyzowaliśmy się i nie chcieliśmy już znowu wszystkiego zmieniać. Nauczyłem się języka, co za dzieciaka przyszło mi z łatwością. Niemcy bardzo nam zresztą pomogli organizując nam kursy językowe. Jasne, na początku wszystko było trudne. W szkole nie mogłem uczestniczyć we wszystkim, nie wiedziałem o czym jest mowa, rozumiałem w sumie tylko matematykę i WF. Moja mama wciąż żyje w Niemczech, mój tata niestety zmarł po chorobie kilka lat temu. Ja sam mam w sobie wiele z mentalności serbskiej i wiele z niemieckiej. Z serbskiej mam na pewno to, że największą wartością jest dla mnie rodzina. Staram się odwiedzać ją, kiedy to tylko jest możliwe. W Serbii najważniejsze jest gotowanie w domu, jedzenie razem, tym się buduje dom. W Niemczech je się osobno w restauracjach i to zupełnie normalne. Kariera ma tam znacznie większą wartość.
To prawda, że tata zawsze cię przestrzegał, byś za żadne skarby świata nie decydował się na pozycję bramkarza?
To prawda. Tata mówił zawsze:
– Chłopaku… Jako zawodnik z pola masz na boisku dziesięć różnych pozycji. Jeśli nie ma miejsca na boisku dla napastnika – wystawia się go na dziesiątce. Jeśli dwóch prawych obrońców daje jakość – jeden może zagrać jako defensywny pomocnik. Jako zawodnik z pola masz o wiele większe szanse na grę, na karierę. A ty świadomie chcesz być bramkarzem?!
– No tak. Tak właśnie chcę.
Wychodziłem z założenia, że jeśli czegoś bardzo chcesz – dasz radę to osiągnąć. To była dla mnie jakąś motywacja. „Patrzcie, pokażę wam!”. Wiele rzeczy robiłem nie słuchając nikogo. Rodzice chcieli, bym poszedł na studia – nie poszedłem, liczyła się dla mnie tylko piłka. Gdy tylko zostałem zaproszony na pierwszy trening Borussii Dortmund wiedziałem, że w przyszłości może przybrać to realne kształty. Zostałem wypatrzony na turnieju halowym w 2006 roku. Z centrum treningowego, które Borussia ma dzisiaj w Brackel, nie było jeszcze nic – tylko wolny plac i wszędzie jedna wielka budowa. Był styczeń, śnieg, lód i zimno, a mimo to odbywały się normalne treningi na sztucznej nawierzchni. Dla mnie to było spełnienie marzeń. W swoim dotychczasowym klubie płakałem, gdy trener odwoływał zajęcia z powodu pogody, co zdarzało się często.
Co byś określił jako filozofię BVB? Na co kładziono wam największy nacisk?
Bardzo dużą wagę przywiązywano do przygotowania technicznego. Bramkarz musi być w stanie posłać długą piłkę z prawej i lewej nogi, musi się wystawiać, musi być gotowy do rozegrania piłki pod pressingiem. Często trenowałem z np. lewym obrońcą – on uczył się, w którym momencie i gdzie ma się znaleźć, ja kodowałem sobie w głowie jak się zachowa i musiałem dograć idealną piłkę. Po czasie mieliśmy robić to już automatycznie. Bardzo ważnym elementem filozofii BVB jest też Gegenpressing. Gdy stracisz piłkę na połowie przeciwnika, kluczowe są pierwsze dwie-trzy sekundy, w których wszyscy siadają na niego i próbują odebrać piłkę. Jeśli rywal wtedy nie wydostanie się z pułapki – ma na to małe szanse – od razu mamy sytuację bramkową. Borussia dobiera też piłkarzy o określonym profilu. Aubameyang, Dembele, Pulisić, Mchitarjan, Reus – każdy z nich to piłkarz o określonej szybkości, dynamice. To kluczowe, bo w Gegenpressingu musisz cały czas biec do przodu w najwyższym tempie. Jeśli obejrzysz mecz Borussii i chwilę potem mecz drużyny z 2. lub 3. Bundesligi dojdziesz do wniosku, że to zupełnie inne dyscypliny sportu.
Jaką mentalność zaszczepiali w was trenerzy?
U Kloppa musisz ciągle wygrywać, musisz być ciągle zaangażowany na sto procent. Nigdy nie mogło dojść do momentu, w którym byś się poddał. Pamiętam derby z Schalke, które przegrywaliśmy 3:0. Drużyna wciąż grała swoje i skończyło się 3:3, a zwykle przy takim wyniku byłoby po wszystkim. Ciągle wymagał od drużyny maksimum potencjału, ale piłkarz też wiedział, że trener w niego wierzy. Gdy ktoś miał problemy z koncentracją, od razu to wyłapywał:
– Ej, co z tobą?!
W ogóle nie potrafię sobie przypomnieć, bym kiedykolwiek u Kloppa nie był zaangażowany na maksa.
Znamy go jako totalnego wariata, który po mistrzowsku potrafi rozluźnić atmosferę.
To trener, szef, więc nie będziesz z nim chodził na kawę, ale doskonale wie, kiedy zażartować, kiedy rozluźnić atmosferę. Kiedy jednak praca – to praca. Jego siłą jest to, że jest autentyczny. Wierzysz w to, co mówi. Są ludzie, którzy coś opowiadają, ale nie wierzysz im, nie potrafisz zaufać. U Kloppa myślisz sobie: ten facet ma rację. Prosty przykład – trener mówi ci, że masz grać długie piłki, lecz ty widzisz, że one często kończą się stratą. Zaczynasz wątpić, czy to ma sens. Później jednak dostrzegasz, że po założeniu Gegenpressingu na pięć prób trzy razy odbierasz piłkę na połowie rywala. Dochodzi do ciebie: w sumie to racja, lepiej przebiec na sprincie 5 metrów niż wracać się pod pole karne 70, będę grał te długie piłki. Wtedy gdy Klopp mówi ci przy innej okazji „zrób to i to”, po prostu to robisz, bo wiesz, że tak pewnie będzie dobrze. Nie pytasz, dlaczego i po co.
Klopp ma świetny żart sytuacyjny i bardzo często go używa. Szydera jest ze wszystkiego, choćby z tego, że – no nie wiem – ktoś przyszedł ubrany na czerwono. Ciągły spontan, nic nie jest zaplanowane. Kiedyś starłem się na treningu z jednym z piłkarzy i leżałem na boisku. Klopp podszedł do mnie i… bum! Spoliczkował mnie!
(Zlatan pokazuje na sobie spoliczkowanie)
– Przemieszczenie bólu! Teraz boli cię wyżej i możesz grać dalej!
Dla młodych piłkarzy Klopp był bardziej tatą, który potrafi porozmawiać indywidualnie, podpompować?
Od czasu do czasu zabierał na indywidualne rozmowy i pytał, co się dzieje. Klopp ciągle ci mówił, co możesz. Możesz to, możesz tamto, to możesz zrobić lepiej, przemyśl czy coś innego nie byłoby lepszą opcją. Gdy popełniłeś gdzieś błąd, nie dostawałeś od razu po uszach. Każdy robi błędy, ale gdy każda najmniejsza pomyłka jest wytykana, w końcu na boisku boisz się podejmować trudne decyzje.
Który z Polaków w Dortmundzie zrobił na tobie największe wrażenie?
Jeśli chodzi o podejście do pracy – bezwzględnie Piszczek. Gdy patrzyłem na niego na siłowni, nie mogłem się nadziwić:
– Piszczu… Co ty robisz?! Jaka to jest w ogóle dyscyplina sportu?
Cała trójka Polaków w Dortmundzie to top, z każdym się dobrze dogadywałem. Z Kubą najczęściej żartowaliśmy, z Lewym zostawałem po treningach, by pobronić jego strzały.
Jak często?
Bardzo często, w zasadzie to w każdym tygodniu. Klopp bardzo zwracał uwagę na to, by Lewy trenował zdobywanie bramek. W tygodniu, gdy były mecze Ligi Mistrzów nie odbywało się zbyt dużo normalnych zajęć, ale na trening strzelecki zawsze musieliśmy znaleźć z Robertem czas.
Jaki Lewy miał sposób na to, by tak szybko przyswajać nowe umiejętności? Obserwowałeś go w zasadzie codziennie. Gdy wymyślił sobie ostatnio, że chce strzelać wolne, w krótkim czasie zaczął wykonywać niemalże perfekcyjnie, gość jest w stanie nauczyć się wszystkiego.
Bardzo konsekwentnie potrafi dążyć do celu. Wymyśla sobie takie małe rzeczy, a przy tym wykonuje normalną pracę z drużyną, by być gotowy na sobotni mecz w stu procentach. Pamiętam, że dla Lewego każdy kolejny gol na treningu był ogromnie ważny. Mam w głowie sytuację, gdy bramkarz się rzuca, piłka idzie prosto w jego ręce i większość piłkarzy pomyślała sobie: OK, jest po akcji. A Lewy wierzył, że strzeli i… jakoś strzelił. Uświadomiłem sobie wtedy, jaką ten gość czerpie radość ze strzelania bramek i wygrywania. Duże znaczenie ma też dla niego fakt, że razem z Anią stawiają na alternatywne sporty. Piłkarze generalnie nie mają zbyt dużego pojęcia o karate czy jodze, a to sprawia, że stajesz się jeszcze bardziej wszechstronny. Ibrahimović trenuje takewondo i zobacz, jakie jest w stanie robić cuda. Jeśli Robert ma jakiś cel, pracuje, pracuje, pracuje, pracuje, ćwiczy, ćwiczy, ćwiczy, ćwiczy. A jeśli coś idzie źle, jest na tyle silny, by mówić sobie: dalej, dalej, dalej, dalej. Ale najważniejsze jest chyba to, że ciągle stawia przed sobą nowe cele. Jest w stanie to robić, mimo że poza Ligą Mistrzów w klubowej piłce wygrał już chyba wszystko. Jestem najlepszą dziewiątką świata? OK, ale co mogę zrobić jeszcze więcej? Może dopracować lewą nogę, by była jak prawa? To jest właśnie Lewy.
Tak szczerze – spodziewałeś się, że zrobi aż taką karierę?
To zawsze bardzo trudne pytanie, bo przecież te umiejętności nie przyszły do niego nagle, zdobywał je przez całe życie. W Borussii nie wszystko szło po jego myśli – początkowo wylądował na ławce, to Barrios był pierwszym wyborem. Najważniejsze moim zdaniem jest to, że potrafisz w siebie wierzyć i otrzymasz odpowiednie zaufanie od trenera. Nawet jeśli popełnisz błąd – wiesz, że trener będzie za tobą stał. Jesteś wolny, nie masz na sobie presji. Jeśli ludzie non stop mówią, że tego nie możesz, to robisz źle, to musisz inaczej, jest ciężko ci się rozwijać. Spójrz na Falcao. W Monaco i Atletico grał świetnie, ale w Chelsea i Manchesterze nie grał kompletnie nic. Nie miał umiejętności? No nie. Wszystko siedziało w głowie.
Z którym z Polaków miałeś najlepszy kontakt?
Teraz z Piszczem, czasem do siebie SMS-ujemy. Ostatnio wysłał mi zdjęcie, że znalazłem się w jedenastce kolejki w Canal+. Kuba to świetny gość, z którym można bardzo pożartować. Imponowało mi, że potrafi uderzyć z prawej i lewej nogi i w zasadzie nie ma wielkiej różnicy. W BVB panuje taka specyficzna chemia, każdy tam czuje się swobodnie, na luzie. Nigdy nie poczułem, by któryś piłkarz czuł się jak gwiazda światowego formatu i nie można było go nawet dotknąć. Wszyscy mają szacunek, ale mają też luz. Nie wiem, z czego to wynika. Zwykły dzień wyglądał przez to bardzo normalnie. Jako młodzi musieliśmy nosić piłki czy bramki, ale to oczywiste. Mimo to nikt z młodych nie czuł się wyobcowany.
Młodzi piłkarze mogli korzystać z footbonauta?
Tak, był do dyspozycji każdego młodego piłkarza. Często był używany, gdy jakiś piłkarz wracał po kontuzji, bo można zrobić w nim skuteczne interwały. Po prostu meldowałeś się, że chcesz przyjść o konkretnej godzinie. Świetne jest to, że po treningu w footbonaut dostawałeś wideo i wynik z konkretną szybkością wykonania zadania, jest obliczany średni czas. Gdy używasz maszyny kilka tygodni, możesz łatwo obserwować rezultaty.
Miałeś potencjał na to, by być pierwszym bramkarzem Borussii?
Jeśli patrzę wstecz, z jakimi piłkarzami trenowałem na co dzień i jakie piłki od nich wyłapywałem – tak, miałem. Grałem z Guendoganem, Lewandowskim, Goetze, Reusem, Aubameyangiem, Mchitarjanem… To nie było tylko dawanie sobie rady w treningu ze zwykłymi piłkarzami Bundesligi, a z najlepszymi na świecie. Wyłapywałem piłki, które mi strzelali. Jeśli prześledzisz jednak historię Borussii, zobaczysz, że ten klub bardzo rzadko stawia na wychowanka w bramce. To taki poziom, że chcą bramkarza perfekcyjnego, z ograniem w Bundeslidze. Zobacz Buerkiego – rozegrał dwa sezony na poziomie Bundesligi i dopiero został kupiony. A ja? Miałem trzy pełne sezony na poziomie trzeciej ligi w rezerwach. Mało. Borussia musi minimalizować ryzyko. Zupełnie inaczej było w Schalke – sześć bramkarzy z drużyny juniorów zaistniało na poziomie Bundesligi.
Kiedy pomyślałeś sobie: „marzenia są super, ale drugim Weidenfellerem to ja raczej nie będę”?
Gdy miałem 24 lata zrozumiałem, że w Borussii mogę być tylko trzecim bramkarzem. Wtedy powiedziałem sobie: – Musisz coś zmienić, musisz spróbować czegoś nowego.
Momenty, gdy zakręciłeś się koło debiutu jednak miałeś.
Czasami byłem zabierany na ławkę rezerwowych i wtedy mogło to sie przytrafić w każdej chwili – kontuzja, czerwona kartka… Nie pamiętam dokładnej liczby, ale zaliczyłem około 20 meczów na ławce BVB. Były to zarówno mecze ligowe, puchar Niemiec, jak i Liga Mistrzów. Siedzisz i czekasz, czy coś się wydarzy. Nigdy nie miałem jednak momentu, gdy pomyślałem: „OK, teraz mogę wskoczyć do składu”, ale tak ogólnie… przeżyłem wiele niesamowitych chwil. Byłem w drużynie, która zdobyła dwa mistrzostwa Niemiec, dwa Puchary Niemiec. Wszędzie jeździłem razem z chłopakami – byłem na wszystkich ważnych meczach w pucharach, byłem w Londynie na finale Ligi Mistrzów z Bayernem. Oddelegowano mnie na trybuny, ale cały czas byłem w środku tego wszystkiego, przygotowywałem się do meczu z drużyną. Przeżyłem rzeczy, których wielu piłkarzy nigdy nie przeżyje. No bo ilu pojedzie z drużyną Borussii na Ligę Mistrzów i będzie z nią trenowało przed meczem na murawie Santiago Bernabeu?
Byłeś na ławce choćby w meczu LM z Marsylią, w którym Lewy wpakował dwie bramki.
Że tak będzie wiedziałem już dwa tygodnie wcześniej, gdy Roman Weidenfeller obejrzał czerwoną kartkę. To uczucie… Do tej pory mam gęsią skórkę, gdy słyszę hymn Ligi Mistrzów w telewizji. Byłem też na ławce w półfinale i finale Pucharu Niemiec z Bayernem. Champions League jest czymś szczególnym, ale gdy grasz mecz o taką stawkę z Bayernem, jest dogrywka i karne… Doświadczasz wówczas znacznie więcej nienawiści, emocji. To także coś szczególnego.
Co byś zmienił w swoim podejściu do pracy, mentalności, gdybyś mógł cofnąć czas?
Po odejściu z Borussii wybrałbym inną drużynę, bo sama decyzja o odejściu była słuszna. Przeżywałem piękne chwile, kręciłem się wokół wielkich meczów, ale uczestniczyłem w nich z drugiego szeregu. Obrałem sobie cel – 2. Bundesliga. Niestety Kaiserslautern było drużyną, która raczej nie kupowała bramkarzy, ale kreowała ich i sprzedawała z dużym zyskiem. Kevin Trapp, Marius Mueller, Julian Pollersbeck – każdy z nich odszedł w ostatnich latach za gotówkę. Prosta zasada: robimy nowego bramkarza, wystawiamy go, sprzedajemy. Gdy przyszedłem tam w wieku 24 lat, trochę nie pasowałem do tego modelu. Decyzji o odejściu z BVB zatem nie żałuję, natomiast wybór drużyny był po prostu zły. Poza tym byłbym pewnie jeszcze bardziej profesjonalny. To tak jest, że wszyscy dookoła mówią „nie rób tego”, a ty dopóki sam się nie przekonasz na własnej skórze – będziesz to robił. Pracowałbym jeszcze więcej. Ale każdy może zrobić coś więcej, każdy tak ma. Czasami w karierze potrzebujesz po prostu szczęścia. Gdyby Manuel Neuer w swoim debiucie puścił cztery bramki, może byłby od razu odstawiony i wciąż zamiast niego grałby jego starszy kolega? Na świecie jest masa bramkarzy. Każdy z nich trenuje, każdy z nich potrafi łapać piłkę, ale niewielu znajdzie się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie.
Jak spędziłeś poprzedni sezon i dlaczego nie znalazłeś żadnej drużyny?
W Kaiserslautern powiedzieli mi w lipcu, że lepiej byłoby, gdybym poszukał sobie czegoś nowego. W Niemczech jest bardzo niewielki ruch pomiędzy bramkarzami. Każdy klub ma swoich dwóch bramkarzy i rzadko dokonuje zmian. Zobacz ostatnie dni w Bundeslidze – już nie ma transferów bramkarzy, są tylko napastnicy, skrzydłowi, boczni obrońcy itd. Mimo to uznałem, że lepiej faktycznie odejść. Tym bardziej, że dostałem telefon z BVB, w którym powiedziano mi, że po rozwiązaniu kontraktu mogę swobodnie trenować z drugą drużyną. Nie udało mi się znaleźć klubu i to była katastrofa.
Najgorszy moment w karierze.
Zdecydowanie. Dzięki temu bardziej doceniłem to, co mogę robić w życiu. Całe szczęście, że dzień w dzień normalnie mogłem normalnie trenować z drużyną. Gdy Roman Buerki miał kontuzję ręki, trenowałem nawet z pierwszą drużyną BVB.
Potrafisz się dziś cieszyć z tego, że grasz w piłkę dla Korony?
Dla mnie to najlepsze, co mogło mnie w ogóle spotkać. Mogę grać w pierwszym składzie drużyny na tym poziomie – świetnie, chcę wykorzystać tę szansę. Zawsze staram się myśleć pozytywnie. Nawet gdy nie miałem klubu nie siedziałem w domu i nie rozmyślałem, dlaczego jest jak jest. OK, jest jak jest, ale nie możesz tego zmienić. Jedyne co możesz to pracować, rozwijać się. Przychodziłem na treningi kiedy tylko można było i przygotowywałem się do nowych wyzwań łapiąc strzały Aubameyanga czy Reusa. Teraz jestem na niższym poziomie, ale to dla mnie żaden problem. Liczy się to samo – musisz złapać. Czy strzela Starzyński z Lubina, Kucharczyk z Legii czy Aubameyang na treningu – ty musisz to po prostu złapać.
Wiedziałeś cokolwiek o Koronie przed otrzymaniem oferty?
W ogóle nic.
Zero?
Tylko to, że przeczytałem w niemieckiej gazecie, że były reprezentant Niemiec kupił polski klub. Ale to tyle, nie interesowałem się szczegółami.
Co cię przekonało by podpisać tu kontrakt?
Ekstraklasa. To najwyższa liga w Polsce, w kraju, w którym masz 40 milionów mieszkańców. Każdego weekendu jest tu duże zainteresowanie piłką. W każdym sporcie macie swoich topowych reprezentantów, ale jesteście zwariowani na punkcie piłki. Zobaczyłem w internecie jakie macie stadiony, to że organizowaliście mistrzostwa Europy w 2012 roku i można grać na tych arenach. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę tu grać.
Gdzie widzisz siebie za pięć lat?
W normalnej pracy można łatwo na to pytanie odpowiedzieć, ale nie w piłce. Jutro mogę doznać kontuzji i plany pójdą w łeb. Mogę zacząć popełniać błędy i na moje miejsce wskoczy inny bramkarz. Dla mnie liczy się tylko to, co teraz, każdy następny mecz. Jeśli to będzie dobrze zrobione, reszta sama przyjdzie. Nie mam na nią wpływu.
Co odpowiedziałbyś na to pytanie pięć lat temu?
Że będę dziś przygotowywał się do meczu na Signal Iduna Park.
Cały czas szukam odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie jesteś teraz w Bundeslidze, dlaczego nie bronisz piłek Lewandowskiego i… naprawdę nie wiem, co poszło nie tak.
Co mogę ci powiedzieć? Kluby mają swoje wyobrażenia, w piłce wielkie znaczenie mają kontakty… No ale też szczęście. Erik Durm początkowo grał jako napastnik, ale nie strzelał zbyt wielu bramek. Trenerzy wpadli na to, by przerobić go na obrońcę i w efekcie został mistrzem świata. Gdy go oglądasz w BVB myślisz sobie, że nigdy w życiu nie zagrałby w takim klubie jako napastnik. Czasem myślę, że tata miał jednak rację. Zawodnik z pola w razie niepowodzenia ma jeszcze dziewięć innych pozycji. Bramkarz ma tylko jedną.
Rozmawiał JAKUB BIAŁEK
Śledź na bieżąco mojego Facebooka.
***
Historia Yannicka Sambei, który wychowywał się wspólnie z Kroosem, Muellerem i Alabą. To ten Thomas Müller, z którym dwa lata temu graliśmy w drużynie, został królem strzelców mundialu?!
Wywiad z Łukaszem Piszczkiem, kolegą Zlatana Alomerovicia. Glik i Pazdek dziwili się, co ja oglądam. A to derby z LKS Łąka!
Wywiad z Jakubem Żubrowskim, jednym z najlepszych obecnie piłkarzy Korony Kielce. Pięć lat w Koronie to jak trzydzieści lat w innym klubie.
Fot. Facebook Zlatana Alomerovicia