Po zakończeniu kariery przez Usaina Bolta największą gwiazdą lekkoatletyki automatycznie stał się Mo Farah. Brytyjczyk nie zamierza jednak już więcej potwierdzać swojej klasy na stadionie: jak zapewnia wszystkich, w czwartek w Zurychu wystartował na bieżni po raz ostatni. Teraz otwiera nowy rozdział w życiu, pt. „Biegi uliczne”. Jego głównym celem będzie wygranie maratonu na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Czy zdoła go zrealizować?
Bolt, Allyson Felix i Carl Lewis, Michael Johnson – tylko ci lekkoatleci mają na swoim koncie więcej złotych medali dużych światowych imprez od Faraha. Każda z tych osób biegała jednak w sztafecie, czego Mo nigdy nie praktykował. Mimo to aż dziesięciokrotnie stawał na najwyższym stopniu podium MŚ i IO. Jego zawodami życia były oczywiście igrzyska olimpijskie w Londynie, podczas których Brytyjczycy pokochali ciemnoskórego zawodnika chyba jeszcze bardziej niż najmłodszych członków rodziny królewskiej. Wszystko dlatego, że w efektownym stylu wygrał biegi na 5 i 10 km. Cztery lata później, w Rio de Janeiro, powtórzył swój wyczyn.
– Na bieżni osiągnął prawie wszystko, dlatego nie dziwi mnie jego decyzja o zejściu z niej. Farah mógł ewentualne kontynuować karierę, aby mierzyć się z rekordami świata, ale te były chyba jednak poza jego zasięgiem – opowiada Marek Tronina.
Organizator PZU Maratonu Warszawskiego ma absolutną rację – wystarczy napisać, że w biegu na 10 km Mo posiada… 16. wynik w historii, a na „piątkę” dopiero 31. Na obu dystansach rekordzistą świata jest fenomenalny Kenenisa Bekele. Najlepszy wynik Brytyjczyka na „dychę” jest aż o ponad 29 sekund gorszy od rezultatu Etiopczyka. Na dystansie dwukrotnie krótszym Mo nigdy nie zbliżył się do niego na bliżej niż niespełna 16 sekund! Co ciekawe, mimo tych różnic w 2012 roku na IO w Londynie Bekele nie dał rady w biegu na 10 km Farahowi. Powód? Kenenisa nie był wtedy w życiowej formie, poza tym Brytyjczyk dysponuje świetnym finiszem.
– Nikt tak jak on nie potrafi przyspieszyć na ostatnim okrążeniu. Dzięki fenomenalnemu tempu, jakie utrzymywał na końcowych 400 m, wygrał wiele ważnych tytułów – przypomina Michael Johnson.
Między 2013 a 2017 rokiem na dystansach 5 i 10 km w największych imprezach Farah przegrał tylko… jeden bieg. 12 sierpnia w Londynie, na tym samym stadionie, na którym pięć lat wcześniej Mo poruszył cały sportowy świat, minimalnie szybszy od niego w rywalizacji na „piątkę” okazał się Muktar Edris. Mistrza ta porażka zabolała, ale nie też nie załamała, bo przecież zaledwie osiem dni wcześniej pokazał wszystkim, kto jest królem „dychy”. Zresztą, po londyńskiej wpadce zrewanżował się Etiopczykowi w Zurychu, gdzie pokonał go i Paula Chelimo o… 0,04 sekundy. To był fantastyczny bieg będący godną puentą tej niezwykłej stadionowej kariery.
– Na stadionach całego świata będzie brakowało jego wyróżniającego się stylu biegania i tej niesamowitej osobowości. Mo skupi się teraz na biegach ulicznych, które są znakomicie opłacane. A co za tym idzie konkurencja w nich jest jeszcze większa od tej, jaką miał na 5 i 10 km – tłumaczy Marek Tronina.
To prawda, Brytyjczykowi przyjdzie rywalizować m.in. ze wspomnianym Bekele, a także z kilkunastoma innymi wspaniałymi biegaczami, którzy prezentują równie wysoki poziom, co Etiopczyk.
– Strzelam, że pierwszy start w 2018 czeka go w Londynie. Brytyjczycy zrobią wszystko, by ich wielka gwiazda pojawiła się w tym biegu i spróbowała go wygrać – dodaje Tronina.
To właśnie Maraton Londyński był jedynym, w jakim dotychczas wystartował Farah. W 2014 zajął w nim ósme miejsce, z przeciętnym czasem 2:08:21. By zostać pierwszym od 1993 roku przedstawicielem gospodarzy, który wygra tę imprezę, Mo musi pokonać królewski dystans o 3-4 minuty szybciej. To oczywiście możliwe, bo przecież mowa o jednym z najwybitniejszych zawodników XXI wieku.
Farah będzie najprawdopodobniej startował w dwóch maratonach rocznie. Wiosną zarezerwuje sobie czas na Londyn, a jesienią?
– Wtedy w grę wchodzą inne wielkie imprezy, jak chociażby kultowy już dla biegaczy Berlin – dopowiada Tronina.
Niemiecka impreza rozgrywana jest w ostatni weekend września. Słynie z szybkiej trasy – to właśnie podczas niej ustanowiono ostatnich… sześć rekordów świata na dystansie 42 km i 195 m. Eksperci przewidują, że Farahowi ciężko będzie pobić obecny najlepszy wynik w historii, należący do Denisa Kimetto (2:02:57). Mo chyba też zdaje sobie z tego sprawę. Z tego co słychać przyjmie taktykę podobną do tej z czasów bieżni – zamiast łasić się na rekordy, skupi się na wygrywaniu ważnych biegów.
– Jestem pewien, że jego celem numer 1 będzie wygranie maratonu podczas igrzysk olimpijskich w Tokio. Gdyby to zrobił, przeszedłby do historii sportu i dołączył m.in. do Emila Zatopka, który sięgał po złoto IO na 5, 10 i 42 km. To marzenie Faraha, któremu bardziej niż na pieniądzach zależy obecnie na chwale – podsumowuje Tronina.
KG