Reklama

Co wiemy po Astanie? Wielka szansa zaprzepaszczona

redakcja

Autor:redakcja

03 sierpnia 2017, 12:11 • 5 min czytania 68 komentarzy

Legia Warszawa odpadła z walki o Ligę Mistrzów już po 3. rundzie eliminacji, co na przestrzeni ostatnich lat zdarzyło jej się tylko raz – po pamiętnym walkowerze z Celtikiem. Ale też na boisku warszawianie byli od Szkotów lepsi (tak samo jak wcześniej od Molde i później od Trencina). Boiskowa przegrana na tak wczesnym etapie to w ostatnim czasie dla Legii sytuacja nowa i z całą pewnością mocno niepokojąca. A tym bardziej, że rywal z Kazachstanu wcale nie prezentował wysokiego poziomu, zarówno indywidualnie, jak i drużynowo. Czego dowiedzieliśmy się po wczorajszym meczu?

Co wiemy po Astanie? Wielka szansa zaprzepaszczona

Przepadła ogromna kasa

Była taka sytuacja w końcówce wczorajszego meczu – Jędrzejczyk zagrywał do Pazdana, który uderzał z powietrza, bardzo wysoko ponad bramką. Dlaczego piszemy akurat o tym? Bo przy stanie 1:0 była to najlepsza okazja do podwyższenia wyniku. Rzecz jasna nie była to żadna setka, tym bardziej, że strzelał środkowy obrońca, ale też nie trzeba specjalnie uruchamiać wyobraźni, by wiedzieć, że z tego mógł paść gol. A wtedy w jakże innej pozycji byłaby Legia, która tym sposobem:

– Wykonałaby cel minimum, jakim był awans do Ligi Europy.
– Byłaby rozstawiona w IV rundzie eliminacji Ligi Mistrzów (w której w zeszłym sezonie zarobiła ponad 25 milionów euro).

Reklama

O tej ogromnej kasie Legia musi więc zapomnieć, ale też jest stratna także w kontekście swojego celu minimum. Awans do Ligi Europy poprzez przejście Astany byłby wart o 2,6 miliona euro więcej, niż awans z IV rundy eliminacji tychże rozgrywek (o który Legia musi przecież powalczyć). Innymi słowy, już teraz Legia straciła więcej, niż zyskała na sprzedaży Vadisa Odjidji-Ofoe, z której uzyskała 2 miliony euro podstawy. Wiadomo, opcja pozostania Belga w Warszawie nie wchodziła w ogóle w grę, ale ta różnica pokazuje przede wszystkim, jak bardzo kosztowna była wczorajsza porażka.

Ważna rola Kopczyńskiego i Czerwińskiego

Być może będziemy nudni, być może też zarzucicie nam nachalne promowanie Michał Kopczyńskiego. Fakty są jednak takie, że Legia przegrała awans w Astanie, gdzie zagrała bez swojego defensywnego pomocnika, a środek pola istniał tylko teoretycznie. Natomiast wczoraj warszawianie nie pozwolili rywalowi już na nic. Oczywiście rozumiemy, że Kazachowie przyjechali bronić wynik, i że ich taktyka była zupełnie inna, ale też ich sporadyczne wypady pod warszawską bramkę najczęściej były zduszane w zarodku właśnie przez Kopę. Co więcej, wychowanek Legii był w środę najjaśniejszym punktem środka pola Legii, bo wyglądał zdecydowanie lepiej od Moulin i Guilherme, a także od Mączyńskiego, który go zastąpił. Był tam gdzie potrzeba, notował przechwyty, a nawet – co jest dla niego rzadkością – był aktywniejszy w rozegraniu. I tak naprawdę cały dwumecz z Astaną najdobitniej pokazał, że Legia takiego piłkarza – o takiej charakterystyce i takiej boiskowej roli – zwyczajnie potrzebuje.

Najbardziej pozytywnym zaskoczeniem meczu był natomiast Czerwiński, i wcale nie mamy tu na myśli gola, ale sposób, w jaki powstrzymywał Kabanangę. Był zawsze blisko, nie pozwalał odwracać mu się z piłką, jeździł na dupie i ogólnie uprzykrzał życie, co zniwelowało największy atut ofensywny Kazachów. Z perspektywy czasu można ocenić, że to właśnie Czerwińskiego i Kopczyńskiego najbardziej zabrakło w Astanie, a tę decyzję personalną Jacka Magiery Legia przypłaciła awansem.

Pozytywny Sebastian Szymański

Reklama

To jest pozytyw wczorajszego spotkania, i wcale nie mamy tu na myśli, że rozegrał jakiś wybitny mecz. Nie, ale też był najlepszy w ofensywie Legii, co raczej nie wystawia laurki jego partnerom. Magiera wolał wpuścić 18-latka kosztem sprowadzonego Pasquato, a ten odwdzięczył mu się asystą, a przede wszystkim nadzieją na przyszłość. Szymański naprawdę dobrze wygląda z piłką przy nodze, ma szybki zwód i naturalny drybling. Brakuje mu masy, ale to ma czas jeszcze nadrobić. Tak czy inaczej, rewanż z Astaną powinien sprawić, że rola młodego legionisty w drużynie wzrośnie, i że będzie otrzymywał więcej minut w kolejnych meczach. I tylko od niego zależy, jak je wykorzysta.

Występ Szymańskiego jest też dosyć wymowny na kilku płaszczyznach. Obnaża braki kadrowe i błędy w polityce transferowej klubu, który w kluczowym meczu sięga po juniora, by ten przesądził o wyniku. Ale też w pewnym sensie wytycza kierunek, jakim musi teraz podążyć Legia, by powetować sobie finansowe straty. Na Szymańskim, o ile dalej będzie się harmonijnie rozwijał, można będzie po sezonie porządnie zarobić. Już teraz chłopak wzbudza zainteresowanie poważnych światowych marek, a po sezonie bardziej regularnej gry jego wartość z pewnością wzrośnie. Skoro nie udał się ponowny skok na kasę w Lidze Mistrzów, w interesie klubu leży, by jak najmocniej wypromować jeden ze swoich najgorętszych towarów. Kto wie, czy warszawianie nie zostali właśnie zmuszeni, by obrać podobną strategię, jak Lech w zeszłym sezonie, który na swoich młodzieżowcach zarobił 12 milionów euro.

Niegotowa drużyna

Być może to mało odkrywcza teza, ale Legia przystąpiła do dwumeczu zupełnie nieprzygotowana. Drużyna nie wyglądała dobrze fizycznie, mimo że warszawianie dali z siebie wszystko, a goście pokonali tysiące kilometrów i kończyli spotkanie w okolicach 3 w nocy czasu kazachskiego. Słabo wyglądało to też personalnie, bo ubytki kadrowe w postaci braku Vadisa i Radovicia były aż nadto widoczne, a nowi gracze nie odegrali wielkiej roli. Pasquato, Hildeberto, Niezgoda i Moneta z różnych względów nie powąchali murawy w rewanżu, natomiast Sadiku i wchodzący z ławki Mączyński rozczarowali. Tak naprawdę gdyby Legia nie poczyniła latem żadnego zakupu, w rewanżu nie zaprezentowałaby się gorzej.

Podobna sytuacja miała też miejsce w poprzednim sezonie, bo najwidoczniej taka jest specyfika lipcowo-sierpniowych bojów o puchary. Przed rokiem na warszawian także nie można było patrzeć, co jednak nie przeszkodziło drużynie finalnie dojść do bardzo wysokiego poziomu, czyli grania jak równy z równy z Realem i Sportingiem oraz masakrowania rywali w lidze. W tym sezonie może być podobnie – piłkarze mogą dojść z formą fizyczną, a nowi zaadaptować się w zespole i stanowić bardzo poważne wzmocnienia. Cóż jednak z tego, skoro – odwrotnie niż przed rokiem – nie udało się przebrnąć kluczowej fazy eliminacji Ligi Mistrzów…

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Liga Mistrzów

Liga Mistrzów

Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

AbsurDB
34
Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

Komentarze

68 komentarzy

Loading...