Jeszcze niedawno wydawało się, że powrót Roberta Kubicy do Formuły 1 to science-fiction. Polski kierowca po koszmarnym wypadku 6,5 roku temu miał pogruchotaną i niesprawną rękę. Dziś wsiadł do tegorocznego bolidu Renault i przejechał nim 142 okrążenia, tak, jakby nigdy nie przestał jeździć w F1! Czasy niby nie miały znaczenia, ale grzechem by było nie wspomnieć, że były rewelacyjne. Polak wykręcił 4. czas dzisiejszej sesji, na poziomie tego, który Jolyon Palmer zaliczył kilka dni temu w kwalifikacjach.
Podstawowa różnica jest taka, że Palmer bolidem Renault jeździ od 2 lat, a Kubica wsiadł dziś do niego po raz pierwszy w życiu. Jakby tego było mało, współczesny samochód francuskiego teamu w żaden sposób nie przypomina niczego, czym Robert poruszał się wcześniej. Jest dłuższy, szerszy i o 100 kilogramów cięższy.
– Kiedy do ważącego 1300 kilogramów samochodu rajdowego dołoży się 20 kilogramów, różnica jest ogromna. To wyobraźcie sobie jaką różnicę robi 100 kilo w 600-kilogramowym bolidzie – mówił tuż po zakończeniu testu. Był piekielnie zmęczony, ale zadowolony. Żartował, uśmiechał się, użył nawet słowa „fakap”, opisując przygodę z samego początku testu, kiedy zapomniał o szerokości bolidu i nieco przytarł nos. Potem zaliczył spina, ale błyskawicznie obrócił bolid i przez obie sesje nie miał już żadnych problemów. Co najważniejsze, jeździł bardzo szybko i równym wysokim tempem, a właśnie powtarzalność w Formule 1 jest kluczowa.
Szczęśliwy, ale nie na 100 procent
– To był bardzo dobry, produktywny test. Wykonałem mnóstwo pracy i w stu procentach zrealizowałem program. Było bardzo gorąco i ciężko – oceniał. – To nie był łatwy dzień, ale zrobiliśmy kawał dobrej roboty.
Dzisiejszy dzień udowodnił całemu światu Formuły 1, że Robert Kubica jest gotowy do powrotu. Egzamin na piekielnie trudnym technicznie i wymagającym fizycznie torze zdał na piątkę. – Zgadzam się z tym, co powiedział Nico Hulkenberg, że jeśli ktoś poradzi sobie na Hungaroringu, to poradzi sobie także na każdym innym torze. Jestem szczęśliwy – przyznał. – Ale nie w 100 procentach – zaraz dodał w swoim stylu.
Kubica zwrócił uwagę na jeszcze jedną rzecz. W porannej sesji wskoczył do bolidu przed 9 rano, skończył jeździć o 13. Zjadł lekki lunch i miał chwilę na analizę.
– Dopiero wtedy mogłem na spokojnie odetchnąć i pomyśleć. Przeanalizowałem pewne rzeczy, zastanowiłem się co, gdzie i jak poprawić. Kiedy o 14 wsiadłem do niego ponownie, było tak, jakbym wskoczył do innego bolidu, dużo łatwiej i bardziej naturalnie. To było najlepsze uczucie dziś – ocenił. – Czułem duży postęp, z okrążenia na okrążenie czułem się lepiej.
Robert Kubica rano przejechał 74 okrążenia, czyli o 4 więcej niż wynosi dystans wyścigu o GP Węgier. W popołudniowej sesji przejechał kolejny wyścig – w sumie 142 okrążenia w ciągu jednego dnia. Nieźle, jak na kogoś, kto miał być niesprawnym inwalidą. – Nie ma rzeczy niemożliwych – stwierdził na konferencji po zakończeniu jazdy. Niepotrzebnie. Patrząc na niego, na jego rękę i mając w pamięci to, co przeszedł, nikt nie miał co do tego wątpliwości…
Widać było, że jest w fantastycznej formie fizycznej. W ramach przygotowań do powrotu dużo jeździł na rowerze, trenował na siłowni. Jest bardzo szczupły, szczuplejszy niż w czasach Formuły 1, nie mówiąc nawet o jego karierze w rajdach, kiedy poważnie nabrał masy. Teraz przejechał 622 kilometry i gdyby tylko mógł, jechałby dalej. – Fizycznie czuję się dobrze, jutro mógłbym znowu jeździć – przyznał.
Jest dużo lepiej niż myślałem
– W czasie pierwszego dnia testów przejechałem tegorocznym bolidem Renault 142 okrążenia bez większych problemów. Jest dobrze. 3 miesiące temu, a nawet 2 dni temu, wziąłbym to w ciemno – powiedział mi po teście Robert Kubica. – Dla każdego kierowcy minimum to dwa dni testów. Ale po dzisiejszym mam bardzo pozytywne odczucia. Teraz, kiedy już trochę ochłonąłem, mogę powiedzieć, że jest dużo lepiej niż myślałem.
Same wyniki, jak wszyscy podkreślają, nie mają wielkiego znaczenia. Faktem jednak jest, że na Hungaroringu, licząc także wczorajsze testy, szybciej od Kubicy jeździli tylko kierowcy Ferrari i McLarena. Startujący wczoraj w Renault Nicholas Lafiti wykręcił czas 1:20.302. Najlepszy wynik Polaka w tym samym samochodzie to 1:18.572. Jakieś pytania?
Dziś na Hungaroringu głównym bohaterem był oczywiście Robert Kubica. Kiedy kończył pierwszą sesję, pod garażem Renault był tłum ludzi. Do 4-krotnego mistrza świata Sebastiana Vettela w tym czasie nikt nie wyszedł. Po zakończeniu testu sala konferencyjna na spotkaniu z polskim kierowcą pękała w szwach, czemu zresztą trudno się dziwić.
Keep calm and support Kubica
Poza samym Robertem najwięcej uwagi przyciągali… jego kibice. Dziś na Hungaroringu w sumie zameldowało się 3,5 tysiąca widzów, z czego ogromną większość stanowili ci, którzy przyjechali dopingować Kubicę. Zdecydowanie, zostali bardzo dobre zauważeni: przez zespół Renault, ludzi zarządzających Formułą 1, dziennikarzy z całego świata i oczywiście samego zainteresowanego. Ci kibice także są argumentem przemawiającym za polskim kierowcą.
Thank you thank you thank you 🙌
These fans have been amazing today. The #BestFans!! #Kubica #BudaTest pic.twitter.com/1gNCJKUz4F— Renault Sport F1 (@RenaultSportF1) August 2, 2017
Wszelkie typy ludzi: młodzi, starsi, emeryci, kobiety i dzieci. Z miast, miasteczek, wsi. Z flagami, transparentami, banerami. W najróżniejszych koszulkach – reprezentacji Polski, z napisami „keep calm and support Kubica”, „Forza Kubica”, „guess who’s back”, „the king is back”, „Polska”, czy po prostu „Robert Kubica”, plus oczywiście takimi sprzed lat: w barwach teamów BMW Sauber i Renault. Te koszulki gdzieś na dnie szafy, w najniższej szufladzie, czekały na swoją chwilę. Podobnie, jak Kubica i jego kibice. Wielu przyznaje, że już straciło nadzieję na to, że znów zobaczą go w bolidzie Formuły 1. Strasznie przeżyli wypadek, potem trzymali za niego kciuki w rajdach. Większość nie zastanawiała się ani chwili, kiedy usłyszała o teście na Hungaroringu. Byli też tacy, którzy zmienili plany i wbrew protestom żony zamiast chorwackiej riwiery czy plaży w Bułgarii, wybrali Balaton, z dwudniowym postojem w szczerym polu pod Budapesztem.
Pamiętacie zarzuty tak zwanych prawdziwych kibiców, że na mecze reprezentacji na Stadionie Narodowym przychodzą Janusze z całymi rodzinami, przez co doping jest gorszy? Na Hungaroringu też były całe rodziny, ale o dopingu i klimacie na trybunach nie można powiedzieć złego słowa.
Jaka była atmosfera? Wyobraźcie sobie, co widzi kierowca, który w 6 sekund, z prędkością około 300 kilometrów na godzinę pędzi prostą startową. Czy widzi kibiców? Jeśli w ogóle, to jako jedną wielką plamę. Czy słyszy, co śpiewają i krzyczą? Nie ma żadnych szans. Każdy, kto kiedykolwiek był na torze i wie, jaki hałas wydaje pędzący bolid, ma pełną świadomość, że kierowca nie słyszy nic poza rykiem silnika, przez który z pomocą radia próbują się przebić inżynierowie.
Co na to kibice? Przez cały dzień, od 9 rano, kiedy Kubica po raz pierwszy wyjechał z garażu Renault, aż do 18, kiedy zakończył testy, nie ustawali w dopingowaniu go. Za każdym razem, gdy polski kierowca pędził prostą startową, tysiące fanów wstawało z miejsc, machało flagami, krzyczało „Rooooo-bert Ku-bi-ca”, klaskało, hałasowało trąbkami i tak dalej. W międzyczasie był także „Mazurek Dąbrowskiego”. Jeszcze bardziej się ożywiali, kiedy Kubica zjeżdżał do alei serwisowej – wtedy doping nie cichł nawet na chwilę. Ale prawdziwa kulminacja następowała wtedy, gdy Kubica kończył poranną oraz popołudniową sesję. Kibice przezornie zajęli miejsca na trybunie naprzeciw boksów Renault. Kiedy Robert wyszedł z bolidu, reagowali mniej więcej tak, jak reaguje się na gwiazdę rocka na koniec koncertu, kiedy niby jest już po wszystkim, ale wszyscy mają nadzieję na kolejnego bisa. Racjonalnie trudno to wytłumaczyć, wszystko sprawia wrażenie lekkiego szaleństwa. Ale z drugiej strony – wielu z ludzi, którzy dziś zasiedli na trybunach Hungaroringu, czekało na tę chwilę od prawie 7 lat i już powoli traciło nadzieję. No, może poza jednym z kibiców, który na dużej biało-czerwonej fladze wypisał „Ja wiedziałem, że wróci”…
Dziękuję za wsparcie i wiarę
Na koniec podziękowali Kubicy, a potem wywołali przed garaż członków zespołu Renault i chóralnie odśpiewali im „Merci, Renault”, co na wszystkich zrobiło piorunujące wrażenie.
#BudaTest #wow #kubica #f1 pic.twitter.com/lnb5Y2pjlZ
— sopel (@sopel1987) August 2, 2017
– Bardzo dziękuję im za wsparcie i wiarę. Mam nadzieję, że dobrze się bawili – mówi Kubica. – A moment, kiedy zaśpiewali „Merci, Renault” był dla mnie highlightem dzisiejszego dnia. Byłem kompletnie zaskoczony, to było świetne. Cieszę się, że kibice także zdają sobie sprawę, że bez Renault to wszystko byłoby niemożliwe.
Kilka tysięcy polskich kibiców przyjechało na Hungaroring na testy. Oczywiście, fajnie patrzeć na żywo, jak dzieje się historia, ale z drugiej strony – to tylko testy, które koniec końców mogą nie mieć większego znaczenia. Aż strach myśleć, co będzie się działo na trybunach, jeśli Robert Kubica naprawdę wróci do Formuły 1…
Rzecznik Renault na gorąco stwierdził tylko, że na miejscu polskich kibiców jeszcze by nie kupował biletów na Spa i Monzę (27.08 i 3.09). Sam Kubica podkreśla, że liczy na kolejne testy, ale pozostaje realistą. Z drugiej strony – pamiętacie, co mówił o rzeczach niemożliwych?
Aha, w testach najszybszy był Sebastian Vettel, ale prawdę mówiąc nawet niemieccy dziennikarze mieli to gdzieś…
JAN CIOSEK, Hungaroring