W pierwszej kolejce mieliśmy kilka bardzo ciekawych debiutów. Sandecja po raz pierwszy zagrała w ekstraklasie, Michał Probierz po raz pierwszy poprowadził Cracovię, a w efektowny sposób z naszą ligą przywitali się Angulo czy Carlitos. Na stołkach trenerskich w swoich klubach ligowy debiut zanotowali też Rumak, Mamrot, Skorża i Furman Brzęczek. Dziś jednak będziemy świadkami debiutu najbardziej spektakularnego, bo z szerszą publicznością przywita się włoski pistolet, Gino Lettieri. Innymi słowy, każdy fan ekstraklasy powinien zapowiedzieć, że dziś o 18:00 nie ma go dla nikogo.
Lettieri to facet, którego wyprzedza własna renoma. Nie zdążył jeszcze poprowadzić u nas żadnego meczu, a już zrobiło się o nim bardzo głośno. Ogólnie gość nie pierdoli się w tańcu. Nie pozwala na spożywanie posiłków w klapkach, a czasem nawet na spożywanie posiłków w ogóle. I od samego początku rozstawia “Polaczków” po kątach. Z Niemiec także przychodzą jednoznaczne sygnały na jego temat, na przykład takie, jak od jednego z tamtejszych dziennikarzy: – Lettieri nie potrafi chwalić. Widzi w ludziach wyłącznie błędy, krytykuje, pokrzykuje. Na pierwszy rzut oka jest to więc – wypisz, wymaluj – Stefan z “Poranku Kojota”.
Nie zrozumcie nas jednak źle, metody Lettieriego mogą być tym, co idealnie się sprawdzi w ekstraklasowych warunkach. U Włocha nie będzie gwizdorzenia, nie będzie wybrzydzania i kręcenia nosem (przynajmniej dopóki szatnia się nie zbuntuje). Będzie za to dyscyplina, wewnętrzna presja, a wszystko ma chodzić tak, jak to sobie Gino wymyślił. Kto wie, czy akurat tego typu rządy twardą ręką nie są dziś w Kielcach zwyczajnie potrzebne, zwłaszcza że drużyna zdaje się być w rozsypce. Tak czy inaczej, dla nas emocje zaczną się już podczas zwyczajowych rozmów z trenerami przed meczem.
Lettieri zadebiutuje w meczu z Zagłębiem, co jest o tyle niekomfortowe, że i przed rokiem piłkarze Korony na początek spotkali się z lubinianami, którzy wytarli nimi podłogę (4 gole w pół godziny!). Różnica jest jednak taka, że dziś mecz odbędzie się w Kielcach, czyli na terenie, który do niedawna można było określać mianem jaskini lwa. Ale też Zagłębie zagra dziś w zupełnie innym zestawieniu…
Innym, chociaż nie wydaje nam się, by Stokowiec miał wpuścić od pierwszych minut któregoś z nowych piłkarzy. Latem Zagłębie sprowadziło graczy, przy których trzeba wręcz postawić ogromny znak zapytania. Zwłaszcza trio Świerczok, Matuszczyk, Pawłowski to ludzie, którzy z pewnością mają potencjał na granie na wysokim poziomie, ale też w swoich dotychczasowych karierach zdecydowanie częściej kopali się po czołach. A przy tym nie należą też do osób, które lubią gryźć się w język. Innymi słowy, teoretycznie ich sprowadzenie może dać tyle samo pożytku, co i kłopotów.
Tak jak jednak napisaliśmy, raczej nie spodziewamy się ich od początku. W zmian zobaczymy piłkarzy, którzy byli częścią młodzieżówki na nieudanym Euro 2017, czyli Jacha, Kubickiego i Buksę. Ogólnie więc zobaczymy drużynę Piotra Stokowca w wersji odmłodzonej i spolszczonej. Ciekawe też, czy zobaczymy ją także w wersji wybieganej, co po raz ostatni Miedziowi zaprezentowali mniej więcej rok temu. Jakkolwiek spojrzeć, w tym sezonie lubinianie nie otrzymali pocałunku śmierci w postaci występów w Europie, więc może wrócą wreszcie do grania, jakim cieszyli kibiców w sezonie 2015/16.
Aha, zapomnielibyśmy. Dodatkowy smaczek to oczywiście starcie Rymaniaka ze swoim poprzednim klubem. I tym razem piszemy to bez złośliwości, bo prawy obrońca w zeszłym sezonie naprawdę się ogarnął i stał się mocnym punktem swojego zespołu. Innymi słowy, chyba będziemy musieli znaleźć sobie innego piłkarza, który dumnie będzie piastował funkcję naczelnego parodysty ligi.