Stary człowiek, a może. Gdy odchodził z Barcy wydawało się, że to już nie czas na największe kluby świata. Natomiast on, jak gdyby nigdy nic, doszedł z Juventusem do finału Champions League, a teraz jako 34-letni facet podpisał umowę na dwa lata z PSG.
To gość, którego niezmiernie lubimy, bo nie dość że jest piłkarskim magikiem i tak świetnym do oglądania obrońcą, poza boiskiem to niesamowicie barwny gość. Za dzieciaka wstawał o czwartej i pomagał ojcu na farmie. A za dnia pracować nie kończył, bo z rolnika wieczorami zamieniał się w kelnera. Teraz kolejnym wysokim kontraktem wynagradza stare czasy sobie i rodzinie.
W ostatnim sezonie grał w kratkę, ale najważniejszym meczów nie opuścił. Półfinał i finał Pucharu Włoch – Dani Alves na boisku. 1/8, ćwierćfinały, półfinały i finał Champions League – to samo. Miał momenty, w których zachwycał jak za dawnych lat, a może i bardziej – szczególnie w półfinale Ligi Mistrzów z Monaco.
Alves i Unai Emery powinni bez problemu złapać wspólny język. Trochę czasu podczas swoich karier, co prawda nie jednocześnie, ale jednak w Sevilli spędzili. Trener PSG sprowadza faceta, który wreszcie wzmocni prawą obronę, która w porównaniu z pozostałymi pozycjami, najmocniej obsadzona nie była. Alves dwa lata jeszcze spokojnie pociągnie. A jak go znamy, to za sobą w górę pociągnie całe PSG.
Z perspektywy wicemistrzów Francji to transferowy majstersztyk, nie dość, że wyrwali sprzed nosa Manchesterowi City, to jeszcze ściągnęli go za darmo. Tym większa heca, że władze Juventusu zgodziły się na rozwiązanie z nim umowy, ktora obowiązywałaby jeszcze rok. Dzięki temu Alves podpisał – napiszemy to, choć właściwie bez 100% pewności – ostatni dobry kontrakt w karierze.