Śląsk odpadający z eliminacji Ligi Mistrzów po 1:6 z Helsingborgiem, gubiący punkty z Buducnostem Podgorica. Lech pozwalający z nich ograbić siebie, ale też całą ligę i Żetysu, i Chazarowi, i AIK Solna. Ruch rozjechany dwukrotnie przez Viktorię Pilzno. Legia wylatująca za burtę LE jeszcze przed fazą grupową. Rok 2012 był dla polskich drużyn w pucharach katastrofalny. Dlatego teraz, gdy wreszcie przestaje się liczyć w rankingach – i klubowym, i federacyjnym – trzeba go pogrzebać i czym prędzej zapomnieć.
Jak najlepiej to zrobić? No oczywiście zasypując bezcennymi punktami w rankingach, które co roku determinują koszyki, a więc i skalę trudności kolejnych europucharów. Czego potrzebujemy, by naszą punktację zdecydowanie podnieść?
Na początek wyjaśnienie punktowania w rankingu federacji, determinującym liczbę drużyn w europejskich pucharach, a także fazę rozgrywek, od której zaczynają (uwaga: ranking od sezonu 13/14 do 17/18 będzie je określał dla rozgrywek 2019/20, nie 2018/19):
Do tego trzeba jeszcze dodać zastrzeżenie, że punkty zdobyte przez wszystkie zespoły są dzielone przez ich liczbę, dlatego jedna ułańska szarża i trzy szybkie eurowpierdole i tak niewiele dają.
Tutaj z kolei wyjaśnienie punktacji w rozgrywkach UEFA w rankingu klubowym (decydującym o rozstawieniu lub losowaniu naszych zespołów z koszyka nierozstawionych):
Dotąd do pięcioletniego wyniku klubu doliczało się jeszcze 20% punktów federacji z tego samego okresu, ale od kolejnego sezonu akurat to się w pucharach zmienia. Teraz zespoły ze współczynnikiem niższym niż 20% współczynnika federacji startują do rozgrywek nie ze swoimi punktami, a właśnie z tymi 20% osiągniętych przez ligę.
Czyli – dla przykładu – współczynnik Arki Gdynia na ten sezon wyniósłby ze względu na brak pucharowej historii ostatnich pięciu lat 0,000, ale jako że 20% punktów Polski jako federacji z pięciu ostatnich sezonów wynosi 3,450, Arka startuje z takim właśnie współczynnikiem.
Okej, podstawy znane? No więc teraz przejdźmy do praktyki.
POLSKA I JEJ RANKING FEDERACYJNY
2,500. Współczynnik za sezon 12/13, a właściwie za lato 2012, po którym nie mieliśmy już żadnego przedstawiciela w pucharach, jest wręcz uwłaczający. Wyższy osiągneli i Azerowie (3,000), i Węgrzy (3,000), i Serbowie (3,000), i jeszcze 24 inne federacje. Nieznacznie wyprzedziliśmy za to Austrię (2,250), Mołdawię (2,250), Finlandię (2,000), Słowację (1,500) czy Gruzję (1,500).
Najkrócej mówiąc – dziesięć wygranych w eliminacjach i jesteśmy w domu. Każda punktowana po 1 „oczku” daje nam łącznie 10 punktów dzielonych przez 4. Oczywiście są też inne konfiguracje (np. 6 wygranych + 8 remisów w eliminacjach, 7 wygranych + 6 remisów itd.). Wszystko, co ponad to, zapiszemy sobie na plus.
Jakie to daje nam perspektywy? Wszystkim federacjom znajdującym się ponad nami, z wyjątkiem Austrii, odpadają sezony znacznie obfitsze. Notując nieznacznie lepszy sezon od Rumunów, jesteśmy w stanie bez problemu ich łyknąć. Raczej poza zasięgiem jest za to 17. Dania, która sezon 12/13 zaliczyła dość średni i która i po jego wymazaniu jest przed nami o 3,45 pkt. Wyżej niż na 18. pozycję wspięlibyśmy się więc tylko wtedy, gdyby przynajmniej dwa nasze kluby zaliczyły wybitny sezon w europucharach.
źródło: kassiesa.home.xs4all.nl
Przypomnijmy, że dopiero 15. miejsce dawało dotąd możliwość wystawienia wicemistrza w eliminacjach Champions League, to akurat ma pozostać w nowym formacie niezmienne. Na pierwszą piętnastkę jednak nie mamy co liczyć, różnice są – nawet mimo zniwelowania ich o feralny rok 2012 – zbyt duże. Ale już za rok, gdy odpadnie kolejny średni sezon – 2013/14 – można walczyć. Pod warunkiem, że tego się koncertowo nie spieprzy.
LEGIA WARSZAWA I JEJ RANKING KLUBOWY
Legii odpada najwięcej „oczek”, bo 2,000 pkt w rankingu klubowym, z czego 0,500 to doliczane punkty krajowe, a 1,500 to jej dorobek (za odpadnięcie w fazie play-offs eliminacji do Ligi Europy). Każdy wynik ponad to, a więc awans do fazy grupowej Ligi Europy czy wejście raz jeszcze do piłkarskiego raju Champions League, z automatu daje warszawskiej drużynie podniesienie rankingu na kolejny rok.
Oczywiście w Champions League o punktowanie znacznie łatwiej, bowiem nie dość, że udział w fazie grupowej Ligi Europy jest punktowany za dwa (LM za cztery), to dwa pierwsze punkty za wygraną lub dwa remisy w grupie nie są doliczane do bilansu. Posłużymy się przykładem:
Legia awansuje do fazy grupowej LE, czyli zarabia 2 punkty do rankingu. Remisuje pierwszy mecz (remis punktowany za 1 pkt), remisuje drugi (znów 1 pkt), dopiero pokrywając 2 gwarantowane punkty za fazę grupową. I od tego momentu zarabia już dodatkowe „oczka” rankingowe. Jedno za remis, dwa za wygraną.
Legia awansuje do fazy grupowej LM, czyli zarabia 4 punkty do rankingu. Nie musi ich pokryć wynikami w grupie, by zacząć zarabiać kolejne, więc przy jakimkolwiek wyniku innym od porażki, dolicza sobie kolejne „oczka”. Jedno za remis, dwa za wygraną.
Legia ma przy tym dużo do ugrania, bo mało goniących ją ekip z bezpośredniego rankingowego sąsiedztwa, miało tak fatalny sezon 12/13. Za to wysokie współczynniki odpadają ekipom wyprzedzającym mistrzów Polski, na których Legia broniąc tytuł mogłaby wpaść w eliminacjach za rok – Steaua traci aż 13,360 za dojście do 1/8 finału Ligi Europy, Viktoria Pilzno – 15,700 za to samo, Celtic – 16,860 za wyjście z 10 punktami z grupy Champions League. Już to, bez wychodzenia na boisko, pozwala Legii znaleźć się na równi z Celtikiem i wyżej zarówno od Rumunów, jak i od Czechów. Tylko od niej zależy, czy taki stan rzeczy utrzyma się i po tym sezonie.
Na niebiesko kluby, które uczestniczą w tegorocznych europucharach, na zielono te, które kwalifikacji nie wywalczyły, źródło: kassiesa.home.xs4all.nl
JAGIELLONIA BIAŁYSTOK I JEJ RANKING KLUBOWY
Ranking klubowy Jagiellonii jest tak niski (0,500 za sezon 14/15), że dla niej współczynnik na nowy sezon wyniesie dokładnie tyle, co 20% współczynnika Polski z rankingu federacyjnego, chyba że uda jej się zarobić tyle punktów, by ten wynik przebić. W najbardziej pesymistycznym wariancie, zakładającym odpadnięcie wszystkich naszych zespołów na dzień dobry, po dwóch porażkach, polski ranking wynosić będzie w przyszłym sezonie 2,825. Jaga, by to jej ranking był brany pod uwagę, musiałaby więc awansować do fazy grupowej Ligi Europy i tam również zapunktować ekstra przynajmniej raz.
LECH POZNAŃ I JEGO RANKING KLUBOWY
Lech za swoje średnio udane podboje z sezonu 12/13 w rankingu klubowym dopisał sobie 1,500 pkt, z czego tylko 1 punkcik za odpadnięcie w 3. rundzie eliminacji Ligi Europy to jego własny dorobek. Logicznym jest więc, że już za przejście do ostatniej fazy eliminacji, tuż przed podziałem na grupy, daje Kolejorzowi podnieść swój klubowy ranking.
W tym momencie w zestawieniu branym pod uwagę w sezonie 2017/18, Lecha wyprzedza kilka zespołów, które akurat sezon 12/13 mogą w Europie zaliczyć do udanych, więc im odpadnięcia tamtych rozgrywek znacznie bardziej żal. Mowa choćby o Rosenborgu, ówczesnych pogromcach Legii, któremu zostanie odebrana ponad 1/3 obecnie rozliczanego współczynnika. Podobnie jak Twente czy Nordsjaelland, które straci połowę swoich punktów.
ARKA GDYNIA I JEJ RANKING KLUBOWY
Arka to podobny przypadek, co Jagiellonia, z tym, że ona startuje nie z współczynnikiem 0,500, a z 0,000. Ale także, jak Jaga, musiałaby awansować do fazy grupowej LE i tam ugrać coś ponad bazowe dwa punkty rankingowe, by podczas ewentualnej przyszłorocznej przygody w pucharach liczył się jej – a nie krajowy – współczynnik.
***
Jak więc widać, w wielu przypadkach ugranie czegoś więcej niż w – szczęśliwie przysypanym już kurzem – sezonie 12/13 nie jest wcale zadaniem szczególnie wymagającym. I Legia ma szansę podskoczyć w rankingu klubowym dość mocno, i Lech zrobić to samo w nieco niższych rejonach tabeli. Z kolei Arka i Jagiellonia grają raczej dla ligi, bo tak jak chcielibyśmy widzieć je rozstawiające po kątach faworytów w fazie grupowej Ligi Europy, tak trudno nam sobie dziś to wyobrazić. Ale robiąc to, zyskują i dla siebie – w końcu to ranking ligowy Polski będzie się najprawdopodobniej w ich przypadku liczył w nadchodzącym sezonie.
SZYMON PODSTUFKA