Reklama

Pas leży na strychu, w worku na śmieci. Co z tego mam, że jestem mistrzem świata?

redakcja

Autor:redakcja

10 czerwca 2017, 14:17 • 21 min czytania 6 komentarzy

Najbardziej utytułowany polski kickbokser od czasów Marka Piotrowskiego i Przemysława Salety. Sportowiec po godzinach, wcześniej ochroniarz i strażak. Mistrz świata bez fanpage’a. Czy Michał Turyński do prestiżowego tytułu WAKO PRO dorzuci trofeum kickbokserskiego odpowiednika KSW – DSF Kickboxing Challenge? Walczy o nie już 23 czerwca. Ale sport jest tylko pobocznym tematem naszej rozmowy. Nie brakuje w niej naprawdę oryginalnych historii, zapraszamy do lektury.

Pas leży na strychu, w worku na śmieci. Co z tego mam, że jestem mistrzem świata?

Jutro, o 2 w nocy, jadę do Rumunii. (rozmawialiśmy w środę)

Po co?

Odbywają się tam mistrzostwa Europy zawodowych ochroniarzy. Będziemy strzelać, ochraniać VIP-a, wyskakiwać z samochodów.

Będą ludzie z Secret Service?

Reklama

Właśnie najlepsze jest to, że wszystkie jednostki elitarne przyjeżdżają, ale jako obserwatorzy, boją się kompromitacji. Rywalizować z nami będą natomiast na pewno grupy niezrzeszone. Np. niezrzeszona grupa z Ukrainy. Brzmi niegroźnie, a na miejscu okazuje się, że to komandosi Poroszenki. Przyjeżdżają z własnymi klamkami.

Jeszcze 5 lat temu ochraniałeś Tesco.

Całodobowe, na Długiej. Przez dwa lata byłem tam szefem ochrony. Moja kariera zawodowego ochroniarza zaczęła się od pracy na linii kas.

Otwarte 24h, czyli atrakcje przez całą dobę.

Działo się tak wiele, że mógłbym napisać o tym książkę. Różne rzeczy. Wymyślne sposoby kradzieży. Pijane, naćpane osoby z imprez. Goście napełniający kanistry i uciekający w bloki.

Pościgi?

Reklama

Były skuteczne i nie. Gonisz chłopaka, wbiega ci do mieszkania, i co zrobisz? My nie mamy prawa tam wejść. Dzwoniliśmy więc na policję, dawaliśmy im nazwisko, mówiliśmy gdzie  jeździ, co robi, że mamy udokumentowane jak działał. A po dwóch tygodniach śledztwa były umarzane. Sprawy kanistra za 20-30 zł nikomu nie chce się prowadzić.

Ilu takich gagatków łapaliście?

Byliśmy drugim ze wszystkich hipermarketów w Polsce pod względem ujęć. To było 70 ujęć  w ciągu miesiąca, 3% sprawców kradzieży sklepowych.

Nadgryzione batoniki?

Słuchaj, faceci wypijali nam perfumy, płyny do spryskiwaczy. Tylko dlatego, że była tam zawartość alkoholu. Tak zwani stali klienci. Raz dostawali mandat, a raz łomot od policjantów. My mogliśmy wiedzieć o milionach wykroczeń, przestępstw, a nie mieliśmy dowodów i de facto nic nie dało się zrobić. Złodzieje śmiali się nam prosto w twarz. Przychodził pijaczek, mówił „siema kierownik” i wynosił butelki.

Najtrudniej było rozpracować grupy zorganizowane, często nie mieliśmy na nie praktycznie nic.

Na przykład?

Wchodzą do sklepu dwie panie, na oko po sześćdziesiątce. Idą na kosmetyki i ładują towar do torby. Torby obu są czarne, chodzą po sklepie i się nimi wymieniają. Wreszcie tę pełną kosmetyków dostaje trzecia pani, która odwdzięcza się czarną torbą bez zawartości.

Sprytne.

Jest jeszcze gość, który je ochrania. Jego rolą było odwrócenie naszej uwagi. Facet robił zadymę na końcu kasy. Zaczynał się rzucać, uderzał w stół, wrzeszczał na kasjerkę. My zapierdzielamy do niego, a babcie spokojnie wychodzą sobie z dwoma tysiącami złotych w torebce.

Rozbiłeś taki gang?

Raz nam się udało. Ubrałem się po cywilnemu i szedłem za babcią aż na parking. Dwie złodziejki złapaliśmy, ich pomocnik pozostał nieuchwytny.

Ogólnie rzecz biorąc, pracując w ochronie nie masz drugiego takiego samego dnia.

Łukasz Jurkowski o swojej pracy ochroniarza opowiadał: „Szykowałeś się jak na wojnę, jak komandos. Tu granat, tu pistolet, na plecach miecz. Od początku do końca imprezy było co robić. Jak wyrzuciłeś jednego chama, to wracał z dziesięcioma i z siekierami”.

Taka prawda. Najgorsze zawsze były imprezy wioskowe, bo tam było multum ambitniaków. Typowy przerost formy nad treścią. Nie opłacało się przyjmować pozycji, ponieważ wszystko trwało trzy sekundy, ale uwaga, jak wkurzysz rolnika, to wraca ci z widłami. Ochroniarz jest zawsze pierwszym celem.

Ochraniałeś stacje benzynowe?

Moja firma ochraniała. W grupie jest łatwiej, wszyscy wszystkich kryją. W Lubinie wyszło z autokaru 150 kibiców i każdy wziął browara. Co zrobisz? Jednego łapiesz, a reszta po tobie przebiega. Trzeba mieć znieczulicę. Odsunąć się, nic więcej. To samo, jak gość wyciąga ci w sklepie toporek.

Było tak?

U nas, na Długiej. Skinheadzi natłukli jakichś Meksykanów na makaronach.

Innym razem pojawili się goście z nożami. Na szczęście wytłumaczyłem jednemu gdzie są kamery. Facet przestraszył się, że wróci do pierdla.

Maciej Miszkiń spędził pół dorosłego życia na bramkach. Strzelano do niego.

To jest normalne.

Normalne?!

Oczywiście. Do mnie nie strzelano, ale były takie akcje we Wrocławiu, nawet 4 lata temu. Na Drukarskiej strzelały do siebie dwie grupy zbrojne. Ochroniarze z bramek z ludźmi od handlu. Pokłócili się.

Nigdy nie wiesz, z jakim świrem masz do czynienia, to podstawa na bramkach. W jaki sposób zatrzymać dziewczynę, która leci na ciebie z pazurami? Jak ją złapiesz, to trzy następne wydrapią ci oczy.

turynskistrzelb

Jeśli na kogoś nie działa aspekt wizualny – napakowany smok na bramce, to może zadziałają tzw. huki. Po prostu starasz się zakrzyczeć agresora, żeby się wystraszył. To wystarcza na 95% społeczeństwa.

A na te pięć?

Te pięć to ludzie, którzy coś znaczą w środowisku przestępczym.

Przez 10 miesięcy byłem szefem ochrony jednego z wrocławskich night clubów. Dla takiego gościa pod krawatem, z walizką, ochroniarz jest półgłówkiem, niczym więcej. Raz jeden z drugim przyszli, siedli i zaczęli klepać dziewczyny po tyłkach.

Zostawiali kasę?

Tak, ale kierowniczka i tak się wkurzyła, przeginali pałę. Podszedł do nich mój kumpel. Zbyli go, chłopak się zagotował. Musiałem sam pogadać z dżentelmenami.

– Panowie, proszę opuścić lokal. Zachowujecie się niezgodnie z regulaminem.

Jeden z nich zmarszczył czoło.

A co mi zrobisz?

– Zgodnie z paragrafem x ustawy o ochronie osób i mienia, jeżeli nie zastosuje się pan do mojego polecenia, użyję w stosunku do pana środków przymusu bezpośredniego i wyprowadzę pana z lokalu siłą.

Ha, ha, ha. I co, kurwa, powiesz mi jeszcze, że masz licencję?

– Tak, drugiego stopnia, kwalifikowanego pracownika ochrony fizycznej. Wydał mi ją Komendant Wojewódzki.

Wstał i wyszedł, po prostu. Podstawowa różnica. Z napakowanego gościa bez licencji jeszcze ściągnąłby kasę za pobicie.

Ty papiery to akurat masz.

W ochronie jestem od 10 lat, zarządzałem ponad stu osobami. Rok szefowałem ochronie Aquaparku, prze dwa lata Medycznego Centrum Przetwarzania Danych. Byłem inspektorem nadzoru regionalnego, ochraniałem KGHM Rudna, Polmos. Mam trzy pełne kartki CV. Ukończony kurs samoobrony, upoważnienie na użycie broni palnej bojowej, na ochronę lotnisk, indywidualną.

Kto nie oglądał filmu „Bodyguard”…

Close Protection to najbardziej prestiżowa ochrona, wymaga dobrej psychiki. Jak ktoś ci płaci duże pieniądze, to wymaga od ciebie różnych dziwnych rzecz. Mój znajomy wieszał firanki pani Kulczykowej, nie ma zmiłuj. Tacy ludzie jak ona robią casting. Ochraniają ich goście po kryminalnej, po jednostkach specjalnych, byli antyterroryści.

Nie myślałeś o pracy w BOR?

Musiałbym rzucić karierę sportową.

W dodatku tam na początku nie zarabia się kokosów.

Przez pierwsze trzy lata 2 200, a ja mam 2 300 kredytu.

Teraz, jak jestem w straży, mogę sobie dorabiać pracując w ochronie, prowadząc treningi, robiąc cokolwiek. Tam byłbym skoszarowany.

Jesteś zawodowym strażakiem?

Półzawodowym. Zawodowcom płacą za gotowość, nam wtedy, kiedy jedziemy na akcję. Nie jeżdżę na dużo, ale mam pokończone różne kursy. Mam kwalifikowaną pomoc przedmedyczną, tytuł ratownika. Mogę się posługiwać specjalistycznym sprzętem, np. rozciąć samochód nożycami holomatro. Choć czasem byłoby szybciej wyrąbać coś zwykłym łomem. Nie można, bo prokurator zarzuci później, że regulamin nakazuje inne cięcie.

Strój strażacki przypomina zbroję. Striptizerzy rezygnują z tego typu przebrania.

Płótno nomeksowe to płótno o obniżonej palności, ale ciężkie, w cholerę.

Najbardziej w dupę w straży dało mi ukończenie kursu aparatów górnych dróg oddechowych. Kupę osób nie jest w stanie tego skończyć.

Jak wygląda?

Oddychasz tlenem sprężonym, z pleców, masz dwa potężne kontenery. Najpierw jedziesz z butlą przez 5 minut na rowerku dynamicznym, później chodzisz trzy na bieżni. Wreszcie, podmęczony, wchodzisz do komory dymowej. Tam grzeją ci czerwonymi lampami. Idziesz w labiryncie siatek, kratek, po omacku, przy stuprocentowym zadymieniu. Przeciskasz się przez różne zakamarki, dziury,  ściągając – kiedy trzeba – butlę z pleców. Wszystko przy sześćdziesięciu stopniach, krzykach kobiet, płaczu małych dzieci. Musisz się spieszyć, zaczyna brakować powietrza. Masakra.

To ma was przygotować do akcji ratunkowej podczas pożaru.

Tam jest taka sama sytuacja. Dlatego mam ogromny szacunek do tej pracy. Strażacy są wszystkim, uwierz mi. Są ratownictwem wodnym, wysokościowym, górskim, zjeżdżają pod ziemię. Zawsze w gotowości, pierwsi na miejscu. Gaszą, tną, usuwają – najbardziej uniwersalny zawód, jaki istnieje. Nasz cały czas wolny to szkolenia.

Chyba najlepszą prasą strażacy cieszyli się po akcji ratunkowej World Trade Center.

Dzisiaj już praktycznie nie ma bohaterów. Inaczej. U nas mówi się, że my wszyscy od razu jesteśmy bohaterami, z miejsca. Bo jeździmy na akcje. Nie ma parcia na to, żeby indywidualnie być bohaterem, ponieważ jak kogoś tak nazwą, to gość od razu trafia na dywanik.

Bo?

Bo zdarza się, że człowiek cofnie się do pożaru i już nie wróci. A wyszkolenie jednego strażaka to koszt ponad pół miliona złotych. Osoba wyszkolona nie może ryzykować śmierci, to wbrew regulaminowi.

Macie nadzór psychologa?

Nie mamy, niestety. Wyobraź sobie, że zarabiasz 2 tys., widzisz jak ludziom odpadają ręce, przyjeżdżasz do rozwalonych mózgów i masz świadomość, że mogą cię zwolnić za gówno, bez podania powodu, bo przez pierwsze trzy lata jesteś kandydatem.

W policji mają psychologa, ponieważ oni patrzą na skurwysyństwo. A my? Uwierz mi, wystarczy jeden wyjazd do karambolu na autostradzie, żeby mieć zwichrowaną psychikę.

Na czym głównie polega twoja przynależność do OSP?

Na braniu udziału w zawodach sportowo-pożarniczych. Piękna, polska tradycja.

Nasza jednostka działa od 47. roku. W sumie jestem w straży już siedemnasty rok. Dostałem srebrny medal za zasługi dla pożarnictwa.

Zawody strażackie… Widziałem kiedyś krótką relację w Teleexpresie.

Mamy np. sztafetę siedem razy 50 metrów z przeszkodami, przekazujemy sobie prądownicę. Pierwszy podłącza wąż do rozdzielacza, drugi skacze przez płotek, trzeci przez dwumetrowy rów. Czwarty mija pachołki, kolejny biegnie po równoważni, następny musi pokonać niespełna dwumetrową ścianę z desek, a ostatni leci podłączyć prądownice do węża. Wszystko oczywiście w pełnym oporządzeniu. W hełmie, w butach strażackich.

Taki strażacki Runmageddon.

Trzy razy z rzędu wywalczyliśmy tytuł mistrzów województwa. To pierwszy taki wyczyn w historii. Na ponad 6 tys. jednostek w kraju jesteśmy jedenastą drużyną. A są ekipy, które tuż przed zawodami dołączają do składu lekkoatletów.

Nawet na stałe w straży nie brakuje sportowców. Są bracia Rajewscy, jest Zbigniew Bródka. Panczenista po zdobyciu olimpijskiego złota, zamiast o wyjeździe do Holandii, myślał o natychmiastowym powrocie na służbę.

A dlaczego? Bo służba dzieli się na odpowiednie okresy. Masz tryb szkoleniowy, ale masz i  czuwanie. W remizie są zawsze dwa zespoły – wyjeżdżający i czuwający. Co robią ci drudzy? Jeżeli komendant coś ćwiczył, to sportowiec będzie miał u niego zajebiście. Postawi na środku remizy siłownię, dzięki czemu sportowcy cały czas są w gazie.

turynskistraz

Zapalenia ścięgien nabawiłeś się w związku z pracą w straży?

Nie, to było zwykłe zdanie domowe. Wycinałem krzak. Gałęzie obiły się o siebie i  półtora centymetrowy kolec wbił mi się między kostki palców. Dokładnie pod ścięgno a kość.

Co z tym zrobiłeś?

Pojechałem na SOR. Ratownik oczywiście zbagatelizował sprawę, „co pan, drzazgi se nie potrafisz wyciągnąć?”. Wziąłem od niego skalpel, podłubałem, zdezynfekowałem i po dwóch dniach poszedłem na trening. Przy boksowaniu nie mogłem zacisnąć pięści. Coś nie tak. Doktor wziął sączki, otworzył ranę i wyciągnął kolec. Noszę go ze sobą na pamiątkę, w kielni.

Po sprawie?

Niech pan jutro przyjdzie na zmianę bandażu” – poinstruował. Ściągam bandaż, patrzę, mam dłoń normalnie jak Hellboy. Równa z nadgarstkiem, z przedramieniem. Znajomy nie miał wątpliwości, to nie były przelewki. Natychmiast przyjęli mnie do szpitala. Tam, panie kolego, siedziałem całą Wielkanoc. Nie schodziłem spod kroplówek, cztery razy dziennie zastrzyki dożylne. Zakażenie dochodziło już do ścięgien bicepsa. Jeszcze trochę, a doszłoby do barkowych, węzłów chłonnych i chuj. Mógłbym pożegnać się z ręką, albo też z życiem. I to przez zwykłą drzazgę…

Justyna Kowalczyk złamała kość w stopie uderzając w stolik podczas urodzinowej imprezy. Santiago Canizares stracił mundial 2002 i miejsce w podstawowym  składzie reprezentacji Hiszpanii przez flakonik perfum. Ten rozbił mu się w łazience. Nadepnął na niego wychodząc spod prysznica.

No a Schumacher gdzie się rozbił? Na formule, gdzie zapierdalał trzysta na godzinę?

Porażka. W kickboxingu połamali mi nos, mam wybitą szczękę, ale tak naprawdę, odpukać, nic mi nie jest. Nasz sport jest mało kontuzjogenny. W moich Ciepłowodach jest pięciu kaleków przez piłkę nożną. Pozrywane ścięgna, kolana. Kto w B klasie się nimi zajmie? A wiesz, jakie tam są bitwy?

Jesteś jednym z tysiąca mieszkańców Ciepłowód. To gmina położona 60 km na południe od Wrocławia.

Powiem ci, że wolę zabawy wioskowe niż te wielkomiejskie. We Wrocławiu nie chodzę na dyskoteki, bo jak tylko przekroczę próg klubu, z miejsca widzę patologię. Wyłapuję dilerów, zboczeńców. To jest chory świat, nie ma selekcji.

Zboczenie zawodowe.

Na wiosce tego shitu nie ma. Możesz spokojnie napić się piwa, pośmiać się przy grillu. I co z tego, że tańczysz przy disco polo? Przynajmniej nie bazujesz na mefedronie.

Na mieście, w pracy przydała ci się kiedykolwiek broń?

Raz na jednostce wojskowej przeładowałem kałacha. Okazało się, że fałszywy alarm, dziki podleciały do ogrodzenia. Jednostka wojskowa to jedno z miejsc wpisanych do rejestru obiektów strategicznych Komendanta Wojewódzkiego. W obrębie takich obiektów mamy upoważnienie do użycia broni.

Aktualnie ochraniam Elektorciepłownię Wrocław, teren ogrodzony jest drutem kolczastym. Tam nie ma mowy o przebywaniu na terenie osób postronnych. Od razu takie osoby ujmujemy i czekamy na przyjazd policji.

Jestem zwykłym pracownikiem, sam się zdegradowałem.

Dlaczego?

Z prostego względu. Teraz w pracy może zastąpić mnie 50 osób. Będąc menadżerem masz nadzór nad kontraktem i musisz cały czas odbierać telefony. Wtedy byłoby nie do pomyślenia, że nagle wyjeżdżam sobie na tydzień do Rumunii.

Przed walką o pas WAKO PRO wziąłeś dwa miesiące wolnego.

Tak, w styczniu wykorzystałem cały urlop, na luty dostałem bezpłatny. Mam świetną szefową, to dzięki niej jeszcze trenuję.

Pokonałeś Dzevada Poturaka i wróciłeś do pracy, w której nie przysługiwał ci już żaden dzień wolny?

Tak, do końca roku.

Ile potrzebujesz miesięcznie, żeby się utrzymać?

Około 5,5 koła. Połowę dostaję od sponsorów, pomagają mi dwie firmy. Przed wyjazdem do Sarajewa napisaliśmy do czterdziestu. Siedem odpisało, że nie może mi pomóc. A ja jechałem walczyć o pas największej, najbardziej prestiżowej federacji kickboxingu na świecie. Bić się z legendą, która ma na koncie więcej nokautów niż ja stoczonych walk.

Jak Wach ruszył do Kliczki, to z własnym kucharzem. Ja byłem w Bośni tylko z trenerem. Śmiali się z nas na każdym kroku. Przyjechałem walczyć o mistrzostwo świata, a sam sobie tejpowałem łapy.

W szatni nie było ponoć ogrzewania.

Stary, ciężki PRL. Siedziałem w bluzie, żeby się nie zaziębić. Na hali nie było siedzonek, tylko normalne przyśrubowane dechy. W ringu żadnych dziewczyn. Wiadomo, kraj islamski.

Zagrano ci całego Mazurka.

Wszystkie cztery zwrotki! Poturak po drugiej zaczął się kręcić. U niego szybkie trzy minutki, a tutaj… To pewnie wyprowadziło go z równowagi. Gospodarze co rusz myśleli, że to koniec i się rozchodzili. A tu jeszcze jedna. (śmiech)

Przed tym starciem, twój rywal przez 12 lat nie przegrał na własnej ziemi.

Dobrzy zawodnicy nie chcieli jechać do Poturaka, bo wiedzieli, że jak go nie znokautują, to przegrają na punkty. Myśmy tak samo myśleli. Dobra, rozwaliłem mu łeb, zrobiłem z niego wiatrak, ale mimo wszystko dla mnie ten wynik był niespodzianką. Komentator patrzył na kartkę, parzył na Dzevada, znowu na wynik, na sędziów, na trybuny. I przerażony oddał mikrofon wizytorowi. Bał się przeczytać ten werdykt.

Po walce rozładowałeś atmosferę mówiąc, że w młodości wzorowałeś się na Poturaku.

Przecież on walczył w K-1 Global, K-1 World GP. Z największymi – Remy’m Bonjasky’m, „Cro Copem”, Le Bannerem. Michał Materla mówił: „Chcesz być legendą, musisz pokonać legendy”. Ja nie chcę walczyć z leszczami.

turynskiwako

Walcząc w kickboxingu zjechałeś cały wschód.

I gdzie bym nie pojechał – do Mołdawii, Macedonii, Rosji, na Litwę, Łotwę, Ukrainę – widzę szacunek dla wojowników. Coś, czego u nas nie ma. Tutaj organizatorom wydaje się, że są największymi panami. Gówno prawda. To my jesteśmy aktorami tego teatru. Kto przychodzi do teatru zobaczyć dyrektora?

W Polsce sypiam w podrzędnych hotelach. Na wschodzie? Nigdy nie zeszliśmy z poziomu czterech gwiazdek, nigdy. Jakim krajem jest Mołdawia? Powiesz, że biednym, prawda?

Nie kojarzy się z krajem mlekiem i miodem płynącym.

A na lotnisko przyjechali po nas najnowszymi s-klasami.

Przed galą w Mediolanie czekał na ciebie uszyty na miarę garnitur. Zadbali o to organizujący ją Rosjanie.

Do dzisiaj go mam. Buty na miarę, gacie, wszystko. Wychodziliśmy na prezentację w garniturach, ściągnęli mi nawet polską modelkę. Na Legend III walczyłem z Pavlem Zhuravlevem. 22 tys. osób, walka na Eurosporcie, coś pięknego.

Czy to zmieniło jakoś moją sytuację w Polsce? Nie. Zmieniło moją sytuację na wschodzie, gdzie dostałem od razu angaż do King of Kings. U nas nokautem roku jest zwycięstwo przed czasem z gościem, który od 5 lat nie wygrał walki.

Za dwa tygodnie walczysz o pas DSF-u.

Z wielokrotnym mistrzem Europy, świata. Zawsze tłukłem się z najlepszymi. W Polsce nie ma w ciężkiej zawodnika, którego nie miałbym na dechach. Weźmy chłopaków z FEN. Jeden – trzy sparingi, trzy razy leżał. Inny – trzy walki, dwie moje wygrane przed czasem. Boli mnie, że promuje się zawodników, którzy de facto nie są najlepsi. Spójrz, Marcin Parcheta, trzykrotny mistrz świata. Wygrał z Jackiewiczem i ludzie z KSW powiedzieli mu: „Słuchaj Marcin, ty jesteś za dobry. Nie mamy na ciebie planu marketingowego”.

Może są bardziej medialni, ja fanpage’a raczej nie założę. Na Facebooka wrzucam zdjęcia z motorami, gdzieś w błocie, a nie krzyczę dla lajków: „rozjebię tego, tamtego, szykujcie się na wojnę”.

Motory to twoja pasja.

Jedna z pasji. Dostałem od znajomego strój na tor, niedługo spróbuję swoich sił w Pucharze IMRC, totalnie amatorskim.

Kręci cię ściganie po asfalcie?

Wolę dziewicze warunki. Nie ma nic piękniejszego od jazdy w terenie. Jestem w tym zakochany. Nie raz robimy sobie takie crossowe wypady z zajawkowiczami. Przerąbać się przez rzekę crossem. Jeden utopimy, drugi trzeba będzie przez 5 godzin naprawiać. Mówimy o ciężkim terenie – 50 km robimy w 4 godziny.

Próbowałeś sił na torze żużlowym?

Powiem ci szczerze, dużo nie brakło. Trener Włókniarza Częstochowa załatwił mi buty ze specjalnym ślizgiem, skafander. Znam się z Maćkiem Jankowskim, z Piotrkiem Pawlickim, z Włókniarzem Częstochowa jeździłem na obozy. Tomek Skrzypek współpracuje z żużlowcami. Oni też jeżdżą na crossach, wszyscy. Wyrabiają sobie w ten sposób refleks, siłę i wytrzymałość.

Musieli śmiesznie przy tobie wyglądać. Jesteś od nich dwa razy większy.

I dlatego nie zrobiłbym takiego wyniku jak oni, mogę sobie ewentualnie pojeździć dla frajdy. Ważę w tej chwili 109,5 kilo, wyżej postawiony środek ciężkości.

Jeździsz na zloty?

Na różne. Pojazdów militarnych, zabytkowych. Posiadam dakarową wersję Suzuki DR 800.

Takie zloty nie polegają na narąbaniu się przy ognisku, tylko na pogadaniu, kto jakie ma części. Goście potrafią przejechać całą Europę dla jednej śrubki, żeby wymienić akumulator.

turynskimottt

Ja mam dużo pasji. Realizuje je w miarę możliwości, bo A – brakuje mi czasu, B – nie mam pieniędzy.

Dwa lata temu powiedziałeś, że nie słyszałeś o polskim zawodniku, który utrzymywałby się z kickboxingu.

Znasz takiego?

A to się nie zmieniło? Kickbokserzy walczą w FEN, w DSF.

Jeśli mówimy o samych walkach, to nie, nie zmieniło się. I w Polsce się to nie zmieni. Już nawet nie ma zwrotów. Żadne stypendia nam się nie należą, bo nie jesteśmy związkiem olimpijskim.

Najgorsze, że nie ma ligi, nie ma zapotrzebowania na walki. Ja toczę cztery pojedynki zawodowe w ciągu roku. Porównaj to sobie z osiągnięciami bokserów lat PRL, kiedy była liga. Mój trener Piotr Szypulski ma 270 walk. Gdzie ja miałbym tyle stoczyć? Są mistrzostwa Polski, jest Puchar Polski i co miesiąc soboty bokserskie. W MP, jak jesteś kozak, dasz trzy walki. Łącznie rocznie nie wyjdzie ci więcej niż 10.

Zdobyłeś tytuł mistrza Polski sześć razy z rzędu.

Mistrzostwa Polski to święto kickboxingu i dla mnie nie do pomyślenia jest, że medali nie wręcza prezes PZKB. Na mistrzostwa Europy poprzednie władze też nie jeździły, bo i po co? I jeszcze miały do mnie pretensje, że startuję w King of Kings, która jest bezpośrednią konkurencją dla WAKO.

Docenił zdobyty przez ciebie pas?

Skąd, nawet nie uścisnął mi dłoni. Chłopaki skrzyknęli się i zrobili mi miłe powitanie w remizie. Była nauczycielka poprosiła, żebym przyszedł z pasem do szkoły. I to tyle miłego.  Za sześć mistrzostw Polski z rzędu też nic nie dostałem. A to ewenement.

Nie wyobrażam sobie, żeby Zbigniewa Bońka zabrakło na finale Pucharu Polski.

Więc rozumiesz moją konsternację? Jak byłego prezesa zastąpił Piotr Siegoczyński, pasjonat, z marszu dostałem rękawice na przygotowania do World Games. Nowy prezes zrobił w 2 miesiące więcej niż poprzedni przez 16 lat. Pozyskał np. pięciu sponsorów. Nie można było zrobić tego wcześniej?

Zawsze możesz pójść do MMA.

Stoczyłem dwie zwycięskie walki w boksie i jedną w amatorskim MMA – na lidze pierwszych kroków. Trafiłem na gościa z wagi niżej, lecz z czterdziestoma zawodowymi walkami na koncie. Ja byłem po zaledwie trzech treningach parterowych. Tłukłem go przez 3,5 minuty, a potem wyciągnął mi balachę. Mógłbym gościa podnieść, ale dwa tygodnie później miałem bić się w kickboxingu. Wolałem odklepać niż pozwolić, żeby wyłamał mi łokieć.

Chciałem zobaczyć, jak to wygląda. Każdy mi mówi: „ła, czego nie ćwiczysz MMA”. A po co mi MMA?

A jak ktoś cię obali na ulicy?

To mu wsadzę palec w oko, rozerwę mu policzek, kopnę go w jaja. No co? Nie będę walczył sportowo z gościem, który mnie wywraca na ulicy, proszę cię. Tam panują inne zasady i tam MMA nie jest zajebiste pod żadnym względem.

Ja szkolę się z walki wojskowej. Główny dowodzący siłami GROM-u mówi, że nie boi się czterech potężnych chłopów z przodu, tylko małego dziecka z tyłu. KAŻDY gość, który ćwiczy krav mage da sobie radę na ulicy z mistrzem sztuk walki na macie. Zawodnik MMA jak ma kogoś kopać na ziemi, to odchodzi. Dlatego to, co robią sportowcy nie ma nic wspólnego z realną walką. Ktoś złapie w dłoń telefon, wbije ci w rękę widelec. Wojskowi są uczeni, żeby zadać jak najwięcej ciosów z jak największą szkodą dla przeciwnika. To gdzie trafią jest nieistotne. Ty masz pokonać gościa.

Z zawodników MMA najbliżej do takiego wojskowego było Kimbo Slice’owi.

Legenda. To on rozpropagował takie nieschematyczne bicie się.

Są ludzie, którzy niczego się nie boją.

Zdziwiłbyś się, jak tacy uliczni twardziele potrafią czasem reagują. Moi koledzy, wielcy wojownicy, uciekali z domu, gdy zobaczyli puste terrarium. Wielka panika.

Masz jadowite pająki?

Siedem, hoduję. Teraz akurat mam w domu remont, chcę zrobić fajną ściankę z terrariami.

Z pająkami wszystko zaczęło się w sierpniu 2007. Koledze rodziło się dziecko i poprosił mnie o przechowanie ptasznika, był wielkości paznokcia. Okazało się, że to samiczka. Dziś ma 10 lat i 25 cm rozpiętości łapek. Dał mi ją i nasz kontakt się urwał. (śmiech)

Jad ptasznika jest groźny?

Dla dorosłego człowieka nie, chyba, że dostanie odczynu uczuleniowego. Ale ukąszenie małego dziecka mogłoby się źle skończyć. Ptasznik brazylijski ma zmysł sejsmiczny – po wibracjach podłoża wie, ile ważysz. Nie zaatakuje osoby większej od siebie, cięższej niż 1,5 kilo. Jego ukąszenia to zazwyczaj odruch obronny. Np. gdy wejdzie do kapcia, a ty zaczniesz go zakładać.

Pasjonujące jest polowanie, życie takiego pająka.

Bierzesz je na ręce?

Ptasznik kędzierzawy jest tak leniwy, że można go wziąć, położyć sobie na barku i zrobić  zdjęcie, nie ma problemu. Takiego ptasznika nadrzewnego natomiast, łapałem po pokoju z półtorej godziny. Chcesz mu wymienić ziemię torfową, przykładasz do ściany pojemnik, a nagle masz go na suficie. Skurczybyk skacze na trzy metry. Jest jednak sprytny myk. Ptasznik jest zmiennocieplny. Nakarmisz go, wrzucasz do lodówki, tężeje mu krew i rusza się znacznie wolniej. Nie jest już tak agresywny.

Wspomniałeś o World Games. Jesteś uczestnikiem i ambasadorem igrzysk sportów nieolimpijskich.

Jeżeli udałoby mi się zdobyć satysfakcjonujące miejsce – a dla mnie satysfakcjonujące jest  tylko miejsce pierwsze – to odpuszczę sobie mistrzostwa świata. Na mistrzostwach Polski już nie wystartuję, każde to było dla mnie 2 tys. w plecy. Na przygotowania do walki z Poturakiem wydałem z własnej kieszeni 8,5 klocka. Jedyna walka, do której byłem w stu procentach przygotowany, zwykle jestem w połowie. Zamiast zbierać na motor, kupowałem sobie odżywki.

Jesteś jednym z czterech polskich ciężkich w historii z zawodowym pasem. Saleta był mistrzem WAKO w fullcontakcie, Łukasz Jarosz i Marcin Różalski czempionami ISKA. „Różal” rzucił kickboxing, gdy po doznaniu kontuzji zorientował się, że nikt nie zagwarantował mu nawet witaminy C.

Nic nie masz. W piłce nożnej gość zerwie więzadła i już po trzech miesiącach biega po murawie. Ja po zwykłym skręceniu śródstopia nie mogłem chodzić przez dwa i pół.

turynskigarnitu

Jeździmy do Centralnego Ośrodka Sportu w Zakopanem z zapaśnikami. Oni mają wodę mineralną, odnowę biologiczną, całe zaplecze. A my na zawody rangi mistrzostw Europy stawiamy się bez lekarza. Wracamy ze złotymi medalami, jako najlepsza drużyna, ale na lekarza nas nie stać.

To cienie uprawiania sportów walki. Tymoteusz Świątek żalił się: „rozdajesz autografy, uśmiechasz się w Puncherze, a wiesz, że masz 20 tys. długów”.

Po Sarajewie w mojej poprzedniej pracy poszła fama, że jestem już tak zarobiony, że nie opłaca mi się przychodzić na zakład. A ja miałem rozwaloną nogę, nie byłem w stanie chodzić, więc wziąłem L4.

Mniej więcej wtedy zadzwonił do mnie pewien redaktor. Pyta, czy mam specjalne miejsce na pas.

– Nie.

Jak to nie?

– Zawinąłem go w worek na śmieci i wyrzuciłem na strych.

Poważnie?

Poważnie. Co ja z tego mam, że jestem mistrzem świata? Co jeżeli wygram World Games?  Będę zwycięzcą World Games, tak jak byłem zdobywcą siedemnastu tytułów mistrza Polski. Muszę dalej zapierdalać, dalej pracował w ochronie. Za reklamę na 300 krajów dostaję 500 złotych. Kurwa mać.

Mocne słowa.

Przepraszam, że przeklinam, ale wiesz o co chodzi, to naprawdę ciężki kawałek chleba. Ja nie potrzebuję na życie, ja potrzebuję na sport.

Szefowa usunęła mi dzisiaj dwie 24-ki, miałem wpisane je tuż przed galą DSF. Wczoraj po dwudziestu czterech godzinach spędzonych w pracy pojechałem na trening. Jeden prowadziłem, drugi zrobiłem sam. Położyłem się o 15, a o 18.30 wstałem na kolejny. I tak jest cały czas.

Frustracja narasta?

Pogodziłem się już z tym, że nie zawalczę na igrzyskach. I to mimo że we Wrocławiu jest  dwanaście klubów kickbokserskich, a kickboxing uprawia w Polsce więcej osób niż lekką atletykę.

Pamiętasz, jak Gronkiewicz-Waltz chwaliła się Anitą Włodarczyk? Że super mistrzyni sportu, mieszka w Warszawie. A Włodarczyk na to: „no dobra, ale jak prosiłam o 150 tys. na remont stadionu, gdzie ćwiczę, to mi nie daliście”. I ja tak samo mogę teraz powiedzieć.

Niedawno kumpel zrobił sobie ze mną zdjęcie. Mówi: „pokażę znajomym, kurwa, nie uwierzą mi”.

– W co ci nie uwierzą?

Że pracuję z mistrzem świata na szlabanie.

ROZMAWIAŁ HUBERT KĘSKA

Fot. DSF Kickboxing Challenge, archiwum prywatne Michała Turyńskiego

Najnowsze

Hiszpania

Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Radosław Laudański
0
Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Komentarze

6 komentarzy

Loading...