Przyjęło się czasem mówić, że spadek do drugiej ligi “dobrze zespołowi zrobi”. Że ten oczyści się z piłkarskiego szrotu, ustabilizuje finansowo, zacznie budować od nowa i koniec końców korzystnie na chwilowej zapaści wyjdzie. I rzeczywiście, są być może drużyny, którym takie małe katharsis pomaga, ale są też takie jak choćby TSV 1860 Monachium – te z kolei w nowej rzeczywistości nijak nie potrafią się odnaleźć i zamiast odbić się od dna, jeszcze gorzej się pogrążają.
Sezon 2003/2004. TSV zajmuje przedostatnie miejsce w pierwszej lidze, do bezpiecznej lokaty traci aż cztery oczka. W składzie klubu z Bawarii może bez wielkich nazwisk, ale kilku jednak uznanych graczy w Niemczech – Benjamin Lauth, Markus Schroth, Roman Tyce, czy choćby Martin Stranzl. Razem z monachijczykami na zaplecze leci Eintracht Frankfurt i FC Koeln.
Sezon 2016/2017. TSV zajmuje szesnastce miejsce w drugiej lidze, do bezpiecznej lokaty traci tylko jedno oczko. W składzie klubu – choćby Sebastian Boenisch, ale i Ivica Olić czy Stefan Aigner. W barażach “Lwy” zostają opędzlowane przez Jahn Regensburg, który kiedyś klasę niżej spuszczał Franz Smuda. W tym samym czasie Eintracht Frankfurt gra w finale Pucharu Niemiec, a FC Koeln zapewnia sobie pierwszy od 25 lat udział w europejskich pucharach.
Historia TSV nie jest kolorowa, bo klub przez te wszystkie lata – a próbę powrotu do elity podejmował aż trzynaście razy – tylko raz znalazł się względnie blisko realizacji planu. Było to od razu w sezonie zaraz po spadku, ale znów zabrakło feralnych czterech punktów. Poza tym – marazm, stagnacja, a wręcz znaczący regres, bo z zespołu który miał spore perspektywy i generalnie był uznany w Niemczech, pozostaje chwiejący się do wczoraj gigant, który zaliczył właśnie spektakularną katastrofę. I to taką wielopiętrową, włącznie z rozbitą głową, popękanymi żebrami, licznymi złamania i obiciami.
Monachijczycy przegrali bowiem decydujący dwumeczu barażowy z Regensburgiem, mimo że w pierwszym meczu udało się osiągnąć relatywnie korzystne 1:1 na wyjeździe. U siebie natomiast, na Allianz-Arena – kompletna klapa. 0:2, wstyd na polu piłkarskim, ale i kibicowskim. Zacznijmy jednak od tego pierwszego.
Jeśli 1860 spadnie, to automatycznie spada także ich druga drużyna. Spadki zaliczyły już u19 i u17. Przez spadek u17, z ligi spada u16. https://t.co/Jh4MYUAukn
— Michał Serafin (@serafin_michael) 30 maja 2017
Czy można sobie wyobrazić bardziej kompromitujący skok w przepaść? Wątpliwe. Klub posypał się na absolutnie wszystkich płaszczyznach i jeśli TSV chce się odbudować to już nie tylko z myślą o pierwszym zespole, ale praktycznie o całych strukturach. A roboty jest od cholery. Generalnie bowiem Bawarczycy ślizgali się już od paru lat. Dwa lata temu w barażach minimalnie poradzili sobie z Holstein Kiel, a przed rokiem o dwa punkty wyprzedzili pozostawiony na szesnastym miejscu Duisburg. W międzyczasie zresztą głośno było o tym, że klub jest zarządzany kompletnie amatorsko, pieniądze wpadają jednym otworem, a wypadają drugim i generalnie mamy do czynienia z sytuacją analogiczną do tej w Hamburgu – tam też przecież od dawna robią wszystko, by zaznać smaku degredacji, ale jakimś cudem w ostatniej chwili udaje się wywinąć spod topora. W Monachium jednak się nie udało, a klub przypłacił to też wstydem, który przynieśli kibice.
To jest niemożliwe, że ten mecz trwa. TSV atakuje bramkę Regensburga, a w tym czasie “kibice” TSV rzucają krzesełkami w pole karne SSV.
— Maciek Zaremba (@ZarembaMac) 30 maja 2017
Przykre obrazki.
Spaść do trzeciej ligi na oczach ponad 62 tysięcy kibiców (baraż o utrzymanie w drugiej lidze i taka frekwencja!) – nic przyjemnego. Spuścić też zespół rezerw, a i obserwować degrengoladę drużyn młodzieżowych? Tym bardziej. Oj mają nad czym w błękitnej części Monachium myśleć, mają.