Gdybyście przystawili nam pistolet do głowy i zażądali wyjawienia tego, co stało się w Zgierzu prostej odpowiedzi na pytanie, czy pierwszy sezon Pepa Guardioli w Manchesterze City był rozczarowaniem, odpowiedzielibyśmy, że tak. Pomimo tego, że to żaden wstyd przegrać w LM z tak rewelacyjnym Monaco po wciągającym dwumeczu, pomimo tego, że ligowi rywale też nie oglądają dwa razy każdego funta przed wydaniem (ba, też nie oglądają go ani razu!) i pomimo tego, że Guardiola zdobył 12 punktów więcej niż w zeszłym sezonie Manuel Pellegrini. Niedosyt był jak najbardziej na miejscu, szczególnie gdy przypomnimy sobie efekt pracy Antonio Conte w tym sezonie czy nawet Jose Mourinho, który ligę skończył niżej, ale zgarnął trzy trofea.
Wszyscy trzej wydali po przyjściu fortunę na transfery, zapewne zresztą taki postawili warunek, gdy ważyły się losy podjęcia przez nich pracy. Chcieli poukładać te teamy po swojemu. Najwięcej – prawie 80 baniek więcej niż Conte – wydał Guardiola.
Blisko 215 milionów na wzmocnienia. Pellegrini, Mancini i nawet Hughes też dysponowali 9-cyfrowymi budżetami na transfery, ale takiego wyniku nigdy nie wykręcili. Te wielkie pieniądze poszły między innymi na:
– Johna Stonesa (55 baniek),
– Leroya Sane (50),
– Gabriela Jesusa (32),
– Ilkaya Gundogana (27),
– Nolito (18),
– Claudio Bravo (18).
Ponad połowa składu, każda formacja zyskała nowego członka. Zachwycił Jesus, choć mógł pomóc tylko w 11 meczach, w których wypracował 12 bramek. Rok starszy Sane był w tym sezonie obiecujący. Gundogan zagrał kilka fajnych spotkań, ale zerwał więzadła i ciężko go ocenić. Z kolei najdroższy z tego grona Stones regularnie pojawia się w zestawieniach najgorszych transferów, a nawet najgorszych piłkarzy sezonu. Podobnie zresztą jak Claudio Bravo. Nolito tylko początek miał interesujący, a w 2017 w lidze rozegrał zawrotne 39 minut w ciągu pięciu spotkań.
Jaka ocena w skali szkolnej nam z tego wychodzi? Dwa z plusem? Trzy z minusem?
Oczywiście może jeszcze wzrosnąć, bo większość ma kupę grania przed sobą i zapewne dostanie wiele szans, by coś jeszcze udowodnić w barwach City. Spaść ocena też może, ale bardziej realna wydaje się jednak pierwsza opcja. O słabym okienku trzeba mówić jednak otwarcie. Mówić, no i oczywiście działać, bo słowa to za mało, a nim się obejrzymy przyjdzie nowy sezon. A jak najlepiej zapomnieć o wyrzuceniu w błoto grubych milionów? Przykryć je kolejnymi.
Jeszcze nie mamy czerwca, a już stało się jasne, że po sporej przebudowie na modłę Pepa, Manchester City czeka – tak, tak, zgadliście – kolejna przebudowa na modłę hiszpańskiego szkoleniowca. Tym razem powinna ona być jeszcze większa, bo już wiadomo, że w klubie nie zagra pięciu graczy, a to przecież na pewno jeszcze nie koniec. I trzeba zwrócić uwagę na nazwiska. Pablo Zabaleta. Bacary Sagna. Gael Clichy. Jesus Navas. Willy Caballero. To naprawdę spory kawałek najnowszej historii The Citizens i jeszcze więcej doświadczenia. Argentyński obrońca spędził na Etihad Stadium długich 9 lat, bywał kapitanem, zdobywał trofea i rozegrał 333 mecze w błękitnej koszulce. Reszty też zdecydowanie przedstawiać nie trzeba. Samo zasypanie dołka po tej piątce, trochę potrwa i będzie kosztować.
Ale szlaban przy bramie wjazdowej już został podniesiony. I to nie cichaczem, tylko z wielką pompą, była orkiestra, fajerwerki i przemówienia, bo transferu za 50 baniek nie robisz co okienko nie robisz przecież co chwilę. Pierwszy nabytek niby można nazwać zastępcą Navasa, ale raczej jeśli mamy na myśli sztukę w formacji, a nie styl gry i boiskowe zadania. Bernardo Silva. 22 lata. Jeden z architektów wspaniałego sezonu Monaco. Drugi asystent Ligue 1. Reprezentant Portugalii (ale nie mistrz Europy, kontuzja). No i piłkarz-artysta, którego lepiej się ogląda, niż czyta nawet najlepsze opisy jego gry.
Co dalej? Dziś w centrum treningowym City sfotografowany został Ederson, co stanowi jedynie potwierdzenie doniesień portugalskich mediów sprzed kilku dni. Wszystko dogadane. I trzymajcie się mocno – 23-letni bramkarz, którego Benfica wyciągnęła dwa lata temu z Rio Ave za 500 tysięcy, ma kosztować około 40 milionów euro. Przez chwilę mówiło się nawet, że może zakręcić się w okolicach rekordowego transferu Buffona sprzed kilkunastu lat, ale – najprawdopodobniej – tytuł drugiego najdroższego bramkarza w historii to też nie w kij dmuchał. Tym bardziej, że mówimy o rezerwowym w kadrze Brazylii.
Dużo pisze się o tym, że niedługo na boki obrony przyjdą Kyle Walker z Tottenhamu i Benjamin Mendy z Monaco. Kozak w sile w wieku z ugruntowaną pozycją w Anglii i długoterminowym kontraktem u wicemistrza. Wschodząca gwiazda na lewej obronie, już reprezentant Francji, również z kontraktem do 2021. Oj, tanio na pewno nie będzie. No a poza tym chyba nikt nie wierzy, że Manchester City nie powalczy o jakiegoś ofensywnego kozaka, w przypadku którego 50 baniek byłoby na dzisiejszym rynku promocją. Od Mbappe po Sancheza, nazwisk przewija się cała masa.
Jedno jest pewne – już jest grubo, a to zaledwie wstęp.