Nawet „Gra o tron” George’a R. R. Martina nie miała takiego rozmachu, jak krakowska saga „Wisła testuje bramkarzy”. Latami na Reymonta zwożono tzw. siódmy sort kubańskich pomarańczy, golkiper wpuścił pięć goli z rezerwami, zwiedził krakowski Rynek, kupił figurkę Smoka wawelskiego i Wracał do rodzinnej wioski opromieniony wielkim światem. Wisła testowała wtedy takich fachowców jak Tomas Lesnkovsky, Dorde Pantić, Ivica Matas, Adis Nurković czy Mateus. Tego ostatniego, Brazylijczyka zgarniętego prosto z budki z lodami, użyjemy jako pretekstu by przypomnieć intrygujący przypadek Keylora Navasa. Bowiem jeszcze 26 maja 2010 meldował się w Krakowie Dida dla ubogich, a niewiele później zupełnie realne było ściągnięcie dzisiejszego bramkarza Realu Madryt.

Przez ostatnie lata spektakularnych historii pod wspólnym tytułem „Mogli grać w Polsce, ale…” dorobiliśmy się dziesiątki. Sami działacze Wisły mieli już na stole kandydatury z niejednym dużym nazwiskiem. Dość powiedzieć chociażby o napastniku Portugalczyków Ederze, którego Marcin Kuźba „przywiózł w teczce”, kiedy ten grał jeszcze w Coimbrze. Rzecz w tym, że sprawę Navasa od pozostałych, nieco bardziej wydumanych historii, różnią przynajmniej trzy fundamentalne kwestie.
1. Wisła miała dość środków, by dokonać tego transferu.
2. Była w stanie zaoferować Navasowi satysfakcjonujący go kontrakt.
3. Co najważniejsze, podjęła konkretne rozmowy.
Navasem – z myślą o transferze w letnim okienku – interesowała się już wiosną 2010 roku, kiedy Kostarykanin był jeszcze piłkarzem lokalnego Deportivo Saprissa. Korzystając z okazji, że Kostaryka grała akurat w Bratysławie mecz ze Słowacją, przedstawiciele Wisły nawet spotkali się z Navasem i jego agentem. Menedżer Ricardo Cabañas był otwarty na przedstawioną ofertę. Rzecz w tym, że transfer storpedować, a przynajmniej znacząco opóźnić, mogły problemy formalne, które rozstrzygnąć musiałaby FIFA.
Navas miał z Saprissą nietypową umowę, podpisaną bez porozumienia z agentem, która obowiązywała go do… października. Cabañas uważał, że jest nieważna, bo w świetle przepisów FIFA nie może kończyć się poza okienkiem, jednak pod uwagę nie brał tego zupełnie dyrektor Saprissy Victor Badilla. Jedyne ustępstwo, na jakie był chętny się zgodzić polegało na podpisaniu aneksu przedłużającego kontrakt do stycznia. Kiedy Navas na to nie przystał, zaczęła się formalna wojenka.
Co na to Wisła?
– Usłyszałem, że mamy zadzwonić, kiedy sprawa się wreszcie wyjaśni – twierdzi Cabañas.
Na tym kontakt się urwał.
Można działaczom Wisły zarzucać, że nie trzymali ręki na pulsie albo nie mieli dość determinacji, żeby sprawę rozwikłać i doprowadzić do końca. Inna rzecz, że nawet największe starania… mogły w tej sytuacji nie pomóc. Z jednego, prostego powodu. Navas już kilka miesięcy wcześniej był świadom, że chce go hiszpańskie Albacete Balompie. Właśnie za tym kierunkiem mocno optował Jose Luis Conejo. Były bramkarz reprezentacji Kostaryki, który od lat prowadził z Navasem indywidualne treningi, a po mundialu w 1990 roku sam wyjechał właśnie do tego klubu. Żeby tego było mało, agent Navasa na co dzień mieszka właśnie w Albacete i ma w nim świetne kontakty. Zbierając to wszystko do kupy, trudno wykluczyć, że Keylor, mimo starań Wisły, i tak zdecydowałby się na Hiszpanię.
Koniec końców Cabañasowi udało się podważyć w FIFA jego kontrakt z Saprissą i doprowadzić do podpisania umowy, gwarantującej bramkarzowi 150 tysięcy euro rocznych zarobków (około 50 tysięcy złotych miesięcznie).
Dziś możemy też tylko sobie zadawać pytania, gdzie by skończył, gdyby trafił do Wisły. Czy zaliczyłby taki skok jakościowy jak Marcelo, czy może zsunąłby się do jakiegoś Dolcanu Ząbki.
Navas się wybił na MŚ’14, a nie grze w klubach
Chyba wedlug ciebie. W sezonie 13/14 zostal wybrany najlepszym bramkarzem ligi hiszpanskiej, w barwach Levante.
Treść usunięta
Po tym wpisie sugeruję że powinni rodzice ci odłączyć internet. Bo nie wierzę że nie napisał tego jakiś gimbus, któremu jedyne co w życiu mu wychodzi to opublikowanie kretyńskiego komentarza
Całe szczęście, że Navasa ominęła niebywała przyjemność, jaką bez wątpienia byłaby gra na ekstraklasowych boiskach.
Tego Nurkovicia to ja skądś znam. Czy on przypadkiem nie przekwalifikował się na pomocnika i nie poszedł do innego polskiego klubu?
Nie, to nie ten.
Ten z Wisły to ten
https://pl.wikipedia.org/wiki/Adis_Nurkovi%C4%87
Ale ja jestem przyjebana. Dopiero teraz zrozumiałam o co chodziło z tym innym polskim klubem. Hihihi, w końcu blondi.
ten Nurković to pasowałby do Barcelony. Nazwisko ma idealne.
ciekawe czy w niedziele o 17 we Wrocławiu przy upale też byłby takim kocurem
Treść usunięta
Śmieszą mnie te wasze kartki z kalendarza. Sugerują one jakby przed rokiem 2000 nic się nie działo w polskiej piłce. Bez sensu przypominanie jest rzeczy, które większość ludzi dobrze kojarzy, bo to żadna daleka historia.