Reklama

Sezon, który najpierw wbił mnie w fotel, a potem wystrzelił z niego jak z katapulty

redakcja

Autor:redakcja

22 maja 2017, 17:59 • 4 min czytania 9 komentarzy

„To już jest koniec, nie ma już nic…” – potrafi zanucić pewnie z pół Polski, a ja tego utworu szczerze nie cierpię, bo kojarzy się zazwyczaj z końcem – rzecz jasna – czegoś przyjemnego. W dzieciństwie dudnił w uszach w trakcie powrotu z kilkudniowej wycieczki szkolnej, dziś w tle może zagrać z kilku innych powodów. Oto bowiem na kilka dobrych tygodni kończą się dla nas weekendy programowane tak, by zdążyć na wybrane wcześniej mecze. Weekendy kipiące piłkarskimi emocjami, toczone w rytm dźwięków flashscore’a informującego o kolejnych golach, czy zwyczajnie spędzone na stadionach. Pozostaje sportowa pustka. Ale i możliwość spędzenia soboty i niedzieli nie tylko z pilotem w ręku.

Sezon, który najpierw wbił mnie w fotel, a potem wystrzelił z niego jak z katapulty

Dziś mamy 22 maja 2017 roku, poniedziałek. Ostatni mecz sezonu 2016/2017 rozegrano nieco ponad 48 godzin temu, a do rozpoczęcia kolejnego pozostaje 88 dni. Przerwa spora, sezon ogórkowy, ale nie ma co się z rytmu wytrącać i tak jak „Antizipieren” pojawiało się regularnie przez ostatnie tygodnie, tak będzie również gościć na łamach Weszło przez wakacje. Wtedy kiedy za oknem skwar, w telewizji kompletna nuda, a w świecie futbolu – transfery, transfery i przede wszystkim transfery.

Póki co nie opadł jednak jeszcze kurz po zakończonych w weekend rozgrywkach, więc najbliższe poniedziałki poświęcimy na wcale-nie-takie-małe podsumowanie. Podzielę się tym, co mnie w trakcie tego roku najbardziej zaskoczyło, a co rozczarowało; jakich piłkarzy podziwiało mi się najprzyjemniej, a od oglądania których dostawałem przed telewizorem konwulsji; jakie sytuacje wywołały na twarz pełną podziwu minę, a jakie pozostawiły po sobie pokaźny niesmak. Prześwietlimy wszystkich – od mistrza po spadkowiczów.

Niemieckie kluby potrafią poruszać się w internecie. Polecam obserwować - regularne wymiany zabawnymi tweetami-szpileczkami przed meczami gwarantowane
Reklama
Niemieckie kluby potrafią poruszać się w internecie. Polecam obserwować – regularne wymiany zabawnymi tweetami-szpileczkami przed meczami gwarantowane

Zanim jednak się za to wezmę (od następnego poniedziałku) – chwila refleksji. Muszę przyznać, że szykowałem się na ten miniony już sezon Bundesligi długimi tygodniami. Zapowiadał się przecież naprawdę znakomicie (nie żeby mnie rozczarował – wręcz przeciwnie), bo przecież gdyby przeanalizować sytuację wszystkich osiemnastu zespołów, to każdy z nich miał w sobie choćby ten jeden aspekt wzbudzający ciekawość. Bayern – bo Ancelotti. Borussia – bo kadrowa rewolucja i młodzieżowy zaciąg. Schalke – bo zawierucha i w kadrze zespołu, i w klubowych gabinetach. Wolfsburg – bo Błaszczykowski. Lipsk – bo warty uwagi beniaminek o poprzeczce zawieszonej samemu sobie tak wysoko, że ta sprawiała spore problemy samolotom pasażerskim. I tak dalej, i tak dalej. Można by wymieniać bez końca.

Jak co roku zresztą w gronie kolegów, zagorzałych entuzjastów Bundesligi, typowaliśmy sobie czy to na Twitterze, czy to w prywatnych rozmowach lub w blogowych wpisach jaki ten sezon będzie. Zdawało nam się wówczas, że dodać dwa do dwóch i przewidzieć końcowy rezultat nie jest tak trudno. Jasne, braliśmy pod uwagę pewne anomalia, bo te występują zawsze, ale jako-tako wierzyliśmy, że potrafimy losy zbliżających się miesięcy przewidzieć.

Minął prawie rok. Okazuje się, że… guzik wiedzieliśmy.

Jeśli z ręką na sercu chciałbym rozliczać się z własnych przepowiedni, to okazałoby się, że wcale nie gorszą średnią trafionych typów mógłby mieć pan wulkanizator Mirosław, który na co dzień pasjonuje się żużlem, czy pani Irenka z warzywniaka za rogiem, która popołudnia spędza na plewieniu ogródka. Bawarczycy mistrzem – to się zgadza. Ingolstadt i Darmstadt powracający na zaplecze – to również. Ale reszta… Kompletny kogel-mogel.

Szczerze mówiąc nie pamiętam sezonu, który wryłby mnie w ziemię tak mocno i który dostarczyłby tak wielu emocji, zwrotów akcji, zaskakujących rozwiązań, czy zwyczajnie wydarzeń, których nadejścia nie zwiastowało absolutnie nic. Spoglądam w tę tabelę i sam nie wiem, co myśleć. Część z tych, którzy mieli być w dole – jest w górze. Ci zaś, którzy Bayernowi mieli pogrozić palcem i choć przez chwilę spróbować wykopać przed nim dołek – sami w dołek wpadli, a zamiast się wygrzebać, to na domiar złego złamali nogę i tkwili w dziurze do ostatniej kolejki. A zabawa się jeszcze przecież nie skończyła, bo Wolfsburg musi w dwumeczu z Brunszwikiem udowodnić, że miejsce w Bundeslidze należy mu się bardziej od Eintrachtu.

Reklama

Wyrosło wielu nowych bohaterów. Progres niektórych można było przewidzieć (jak na przykład kupiony za 15 milionów euro Ousmane Dembele), innych zaś prędzej wykopalibyśmy z powrotem tam, skąd przyszli (Caglar Söyüncü trafił do Freiburga z… drugiej ligi tureckiej i zagrał bardzo dobry sezon). Byli też jednak tacy, którzy zawiedli potwornie, a – co gorsza – nie spodziewaliśmy się tego po nich. Thomasa Muellera oglądało się tak jak zwykle, czyli mało przyjemnie, bo przecież Niemiec nigdy nie sprawiał wrażenia, jakby potrafił obchodzić się z piłką. Sęk jednak w tym, że dotychczas strzelał chociaż gole i asystował, a teraz nawet i tego nie robił. Nieco zgasło też kilka młodych talentów, jak choćby Max Meyer. Poupadały, choć to może za duże słowo, pomniki – dużą rysę na szkle Thomasa Tuchela wydziergał Hans-Joachim Watzke, a Markus Weinzierl spalił się w swoim pierwszym podejściu do pracy w wielkim klubie. I znów – można by tak wymieniać bez końca, ale stukania w klawisze, poświęconych znaków, przywołanych nazwisk i udowodnionych przykładów oszczędzę sobie na kolejne poniedziałki.

Do zobaczenia więc za tydzień, wtedy ruszymy z konkretnym podsumowaniem tego, co w trakcie tych 306 spotkań (plus zbliżających się dwóch barażowych), działo się na niemieckich boiskach. Auf Wiedersehen!

MARCIN BORZĘCKI

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Karbownik to ma jednak pecha. Zaczął grać na środku pomocy i złapał uraz

Szymon Piórek
2
Karbownik to ma jednak pecha. Zaczął grać na środku pomocy i złapał uraz
Niemcy

Kamil Grabara trafi do giganta? „To nie jest fikcja”

Patryk Stec
14
Kamil Grabara trafi do giganta? „To nie jest fikcja”

Komentarze

9 komentarzy

Loading...