Reklama

Arsenal nie składa broni – będzie się bił o Ligę Mistrzów

redakcja

Autor:redakcja

07 maja 2017, 19:18 • 4 min czytania 6 komentarzy

Nie ma co ukrywać, że Jose Mourinho jasno ustalił priorytety – patrzy w terminarz i wie, że drogę do Ligi Mistrzów przez krajowe rozgrywki ma długą i krętą, dlatego chce do elity przebić się przez Ligę Europy. A skoro tak, musi w weekendy kombinować, czasem wystawić bardziej rezerwowy skład, cofnąć zespół i liczyć, że mimo wszystko coś z tego będzie. Niestety dla Portugalczyka, dziś plan nie wypalił, Arsenal na jego numery się nie nabrał.

Arsenal nie składa broni – będzie się bił o Ligę Mistrzów

Kluczowy dla losów spotkania okazał się początek drugiej połowy, to wtedy Kanonierzy przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę. Najpierw uderzył Xhaka – dobrze, ale jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że z tym strzałem taki gość jak de Gea by sobie poradził. Jednak na jego nieszczęście, piłka odbiła się jeszcze od pleców Herrery i wpadła mu za kołnierz, a tutaj nie miał nic do powiedzenia. Na 2:0 podwyższył z kolei Welbeck – Arsenal zaatakował z prawej strony, pierwsza próba dośrodkowania została zablokowana, ale powtórka sięgnęła już celu. Anglik dobrze ustawił się w szesnastce, dostał piłkę na głowę i z bliska nie mógł zrobić nic innego, jak pokonać hiszpańskiego bramkarza.

Czerwone Diabły nie potrafiły się po tych dwóch ciosach podnieść. Mourinho reagował, wpuścił Rashforda i Lingarda, ale pacjent nie dawał oznak życia – Arsenal kontrolował mecz, kibice zgromadzeni na Emirates raczej nie obgryzali paznokci z nerwów, bo też wiele się nie działo. Dwukrotnie uderzył z dystansu Rooney i to właściwie tyle. Jeśli fani United spodziewali się huraganu w szesnastce Cecha, to dostali ledwie lekką bryzę.

Reklama

A szczerze mówiąc, początek tego meczu nie zwiastował takiego scenariusza. United, choć grający bez Pogby, nie przestraszyli się rywala, myśleli nawet o przejęciu inicjatywy. Niestety dla nich, zmarnowali swoją szansę z początku – strzał Martiala obronił Cech – a im dalej w las, tym było trudniej. Piłkarze Mourinho, zapewne zgodnie z taktyką, zaczęli się cofać, natomiast Arsenal wcielał się w rolę dealera i rozdawał karty. I o ile w spotkaniu z City, taki obrót spraw Mourinho bardzo odpowiadał, o tyle Arsenal na sztuczki Portugalczyka był za sprytny i nie dał się wkręcić. Choć mieli swoje za uszami (podanie Holdinga do Rooneya i parada Cecha), to jednak zasłużyli na cały łup z meczu.

Ciekawe jak przyszłość rozsądzi plan Portugalczyka – o czołowej czwórce powinien już zapomnieć, ma cztery punkty straty do lokalnego rywala. Pewnie to przewidział, jasno stawiając na Ligę Europy, ale aż trudno jest wyobrazić sobie rozczarowanie, które panowałoby w czerwonej części Manchesteru, gdyby w finale (albo już w półfinale) drugoligowych europejskich rozgrywek coś nie poszło po myśli trenera.

*

O czwórkę walczy za to Liverpool i skoro nie ma już innej opcji na awans do europejskiej elity, to każdy z fanów The Reds wyobrażał sobie, że ekipa Kloppa da maksa z siebie w lidze. Niestety, dziś na to nie wyglądało – Liverpool tylko zremisował 0:0 z Southampton, a grał przecież w przyjaznych ścianach Anfield.

Choć byśmy chcieli, nie możemy powiedzieć, że był to mecz, o którym będziemy opowiadać wnukom za ileś lat, bo prawdopodobnie w pamięci zastąpią go inne wspomnienia – malowanie ścian czy wykład z BHP. Nie działo się bowiem wiele, Święci nie potrafili w ogóle zagrozić bramce Mignoleta (zero celnych strzałów), natomiast Liverpool, choć celne strzały oddawał, nie łapał się na definicję kanonady. Ot, co jakiś czas piłkarze Kloppa walnęli z dystansu, ale Forster te próby spokojnie łapał, co jest ich najlepszą recenzją.

Tak naprawdę gol mógł paść dwukrotnie. Najlepsza sytuacją był oczywiście rzut karny, ale specjalista pokroju Milnera – w tym sezonie trafiał wszystkie jedenastki – w końcu się pomylił. Uderzył nawet znośnie, ale Forster go wyczuł i strzał odbił. Była jeszcze okazja Grujica w końcówce, ale znów błysnął bramkarz gości, zbijając uderzenie nad poprzeczkę.

Reklama

Sami widzicie: mało tego wszystkiego, nie tak powinien grać kandydat do Ligi Mistrzów z ligowym średniakiem. W efekcie Liverpool wciąż jest z przodu, ale jeśli Arsenal wygra dwa zaległe spotkania, będzie za The Reds tylko o krok, bo o jeden punkt.

*

Liverpool – Southampton 0:0

Arsenal – Manchester United 2:0 

Xhaka 54, Welbeck 57′

Najnowsze

Anglia

Komentarze

6 komentarzy

Loading...