Z dystansu próbował Rashford. Z bliska strzałem z woleja Lingard. Będąc oko w oko z bramkarzem także Mchitarjan. I potrzeba było dopiero uderzenia ze stojącej piłki w wykonaniu tego pierwszego, by Manchester przestał obijać bramkarza Celty Vigo i trafił w końcu do siatki. Tym samym „Czerwone Diabły” wywożą z Półwyspu Iberyjskiego jednobramkową zaliczkę i przed rewanżem na Old Trafford ustawiają się w bardzo uprzywilejowanej sytuacji.
Choć pewnie jeszcze kilka lat temu podobne starcie moglibyśmy kończyć już po 45 minutach, to Manchester United dziś też był zdecydowanym faworytem i jak na faworyta przystało – zagrał znacznie lepiej. Goście byli dziś tą drużyną, która dyktowała rywalom warunki gry – prowadziła atak pozycyjny, konsekwentnie tkała kolejnymi zagraniami pajęczynę podań na połowie Celty i gdy tylko wypatrzyła choćby najmniejszą lukę w defensywie, starała się to wykorzystać. Długo jednak żaden z podopiecznych Jose Mourinho nie potrafił trafić do siatki. Pierwszy sygnał ostrzegawczy? Bomba Rasfhorda zza pola karnego, którą jakimś cudem sparował do boku Alvarez. Nie minęła chwila, a środkiem pola kapitalnie przedarł się Pogba, dostarczając wypieszczoną do granic możliwości piłkę do Mchitarjana. Ormianin wszystko zrobił idealnie do momentu uderzenia – świetnie przyjął, zastawił obrońcę, ale gdy już przyszło mu przerzucić bramkarza, obił mu piszczel.
Celta próbowała się odgryzać i chyba najlepszą okazję ku temu miał Daniel Wass, który z kolei chyba nawet nie spodziewał się, że otrzyma tak precyzyjne dośrodkowanie i praktycznie będąc jakieś trzy, może cztery metry od bramki Romero posłał piłkę w bandy reklamowe. Po drugiej stronie za to nadal błyszczał Alvarez, który może i nie musiał popisywać się jakimś wybitnym refleksem, ale wystarczyło to, by po prostu dobrze ustawiać się między słupkami. Jak na przykład w tej akcji, gdy Lingard sieknął z woleja, ale w sam środek bramki.
Zdawało się przez długi czas, że bramka dla United to kwestia czasu. Że stojący w bramce gospodarzy bramkarz w końcu nie zdąży z reakcją i w końcu uda się oddać strzał na tyle precyzyjny, że piłka wyląduje w siatce. Tymczasem, jak się okazało, wcale nie trzeba było zdejmować pajęczyny. No bo tylko spójrzmy – strzał całkiem niezły, piłka odkręcająca się w stronę dłuższego słupka, ale jednak na takim poziomie oczekiwalibyśmy, by jakieś dziewięć na dziesięć tego typu uderzeń było co najmniej odbijanych do boku. Zwłaszcza, że Rashford bezczelnie posłał piłkę w róg, którego teoretycznie jak oka w głowie pilnować powinien Alvarez.
CLT 0-1 MUN | Rashford with the freekick 🔥 #MUFC pic.twitter.com/gXytvqE6Iw
— All United Goals (@AllUnitedGoals) 4 maja 2017
Manchester zrobił więc swoje – zdobył gola na wyjeździe, wypracował zaliczkę i raczej nie musiał już forsować tempa. Ciepło mogło się tylko zrobić kibicom United, gdy piłka po rykoszecie o mały włos nie wpadłaby za kołnierz Romero, ale była to praktycznie jedyna chwila, gdy prowadzenie gości było zagrożone. Koniec końców więc „Czerwone Diabły” w dobrym stylu i raczej bez wielkiej nerwowości mogą oczekiwać na rewanż i dopełnić formalności wskakując na prom do Szwecji.