W końcówce sezonu nad Ekstraklasą będzie unosił się duch Tomasza Hajty, który do znudzenia podkreśla jak ważne w futbolu są detale. Skoro po podziale punktów tabela w niektórych rejonach jest płaska jak Keira Knightley, to oczywiste, że o końcowych lokatach (czyli też pieniądzach), mistrzostwie, awansie do pucharów czy spadku zadecydują minimalne różnice. I gdybyśmy mieli wskazać jeden ze szczegółów, który może tu odegrać bardzo ważną rolę, powiedzielibyśmy chyba, że warto zerknąć w kierunku podziału meczów na te u siebie i na wyjeździe.
Jak wiadomo, równy nie jest. Ci którzy na to zasłużyli, najlepsze drużyny grup po fazie zasadniczej, cztery mecze zagrają przed własną publicznością, a trzy na wyjeździe, terminarz pozostałych wygląda odwrotnie. Postanowiliśmy zastanowić się, czy na podstawie wyników w sezonie zasadniczym są wyraźne przypadki, dla których może oznaczać to ułatwienie lub problemy.
Lechia Gdańsk – 37 pkt u siebie, 16 pkt na wyjazdach
U siebie najwięcej punktów w całej lidze, ledwie remis i dwie porażki po stronie strat. Na wyjazdach – sorry, ale tak nie gra kandydat do mistrzostwa Polski. Szczególnie ostatnio wygląda to trochę tak, jakby połowy drużyna miała chorobę lokomocyjną i to z takimi objawami, że odechciewa się kopać piłkę na samą myśl o wsadzeniu tyłka do autokaru i wycieczce. Od połowy października: remis z Arką, porażka z Wisłą Kraków, porażka z Koroną, remis z Bruk-Betem, porażka z Lechem, porażka z Ruchem, remis z Piastem, porażka z Pogonią.
Trzy wygrane w tych meczach i to Lechia byłaby głównym kandydatem do tytułu. Pół żartem można powiedzieć, że aż dziw bierze, że w sparingu w Iławie z Jeziorakiem poszło Lechii tak gładko (11-0 z zespołem z A-klasy).
Dlatego podopieczni Piotra Nowaka mogą się cieszyć, że częściej podejmą drużyny u siebie, niż ruszą w Polskę. Jednak jeśli nie dojdzie do przełamania w Krakowie, Poznaniu czy też w Warszawie, o mistrzostwo i tak będzie trudno.
Wisła Kraków – 33 pkt u siebie, 11 pkt na wyjazdach
O przełamanie Lechii już w trakcie pierwszego wyjazdu łatwo nie będzie, bo to bliźniaczy przypadek. Choć i tak trzeba podkreślić progres, bo do dwóch z trzech wyjazdowych zwycięstw Białej Gwiazdy doszło już za kadencji Kiko Ramireza. Przy czym z drugiej strony – ostatni mecz fazy zasadniczej w Lublinie znów zasiał spore ziarno niepewności. Mamy wątpliwości, czy fakt, że brakowało Gonzaleza, Sadloka i Mączyńskiego jest wymówką dla aż tak słabej gry.
O Wiśle piszemy jako o drużynie, która ma największe szanse, by wsadzić kij w szprychy wielkiej czwórce (pięć punktów straty do Lechii), ale przy utrzymaniu takiej dysproporcji w punktowaniu, ten jeden mecz więcej poza własnym stadionem może zrobić różnicę. Warszawa, Białystok, Kielce i Poznań – w rundzie zasadniczej udało się przywieźć z tych miejsc łącznie jeden punkt, powtórka z rozrywki powinna przekreślić szanse na coś więcej niż piąta lokata.
Korona Kielce – 31 pkt u siebie, 8 pkt na wyjazdach
Oczywiście można wyjść z założenia, że teraz to już Koronie wszystko jedno, bo oni to swoje “małe mistrzostwo” wywalczyli, przynajmniej takie odnieśliśmy wrażenie, gdy oglądaliśmy obrazki z ich szatni po meczu z Bruk-Betem. Ale popatrzymy na sprawę tak, jakby Korona jeszcze ostatniego słowa w tym sezonie nie powiedziała. Kto wie, może brak presji po wywalczeniu awansu sprawi, że teraz i na obcych boiskach będzie grało się łatwiej?
Przed najgorszą w całej lidze drużyną, jeśli popatrzymy na wyjazdy, podróże do Poznania, Gdańska, Niecieczy i Szczecina. W sezonie zasadniczym udało się już wygrać na stadionie Bruk-Bet (to jedno z dwóch zwycięstw), dobre miejsce na przełamanie. Przy jednoczesnym ugraniu jakichś punktów z Wisłą, Jagiellonią czy Legią u siebie, gdzie Korona jest mocna, można pozostawić po sobie bardzo dobre wrażenie.
Legia Warszawa – 24 pkt u siebie, 34 pkt na wyjazdach
Ciągle zdarza się słyszeć legendy o tym, że przeciętny ligowiec przed wyjazdem na Łazienkowską stresuje się jak uczniak przed ważną klasówką, ale nijak nie pasują one do dzisiejszej sytuacji. Legia więcej punktów traci w domu, za to poza Warszawą nastukała ich najwięcej spośród wszystkich drużyn. By nie cofać się zbyt daleko, wystarczy wspomnieć, że tylko wiosną wygrał w stolicy Ruch, zremisowały mizerny na wiosnę Bruk-Bet i Korona, o której postawie poza Kielcami już wspominaliśmy. I jeśli przypomnimy sobie te zakończone podziałem punktów spotkania, to wiemy, że z perspektywy warszawian mogło być jeszcze gorzej.
Na początku słaba na wyjazdach Wisła, potem Bruk-Bet, z którym Legia jeszcze nigdy nie wygrała, Lech i słaba na wyjazdach Lechia. Nie najgorszy zestaw, ale ciężko wykluczyć stratę punktów nawet w dwóch domowych meczach.
Zagłębie Lubin – 17 pkt u siebie, 22 pkt na wyjazdach
Jeśli zastanawiamy się, skąd wzięła się lubińska katastrofa z brakiem awansu do ósemki, to mizeria na własnym boisku jest dość ważną sprawą. Tylko jedna ekipa zdobyła mniej punktów u siebie, ale o niej za moment. Czyli cztery mecze pod nosem to niekoniecznie atut. Oczywiście będziemy zaskoczeni, jeśli Miedziowi skończą sezon jeszcze niżej niż dziesiątą lokata, ale by do tego nie doszło, trzeba przede wszystkim dobrze zacząć zmagania. Na dzień dobry do Lubina przyjeżdża Cracovia, ale z mocnym postanowieniem o tej samej treści. Piąty mecz bez domowego zwycięstwa z rzędu (trzy porażki i remis), może wprowadzić jeszcze większą nerwowość u gospodarzy, więc z przełamanie lepiej nie czekać do kolejnych meczów (Piast, Śląsk, Arka).
Śląsk Wrocław – 15 pkt u siebie, 19 pkt na wyjazdach
Trzy zwycięstwa na stadionie we Wrocławiu. Pamiętamy jeszcze czasy, gdy za kadencji Tadeusza Pawłowskiego nazywano ten sam stadion “twierdzą”, dziś to bardziej centrum wsparcia punktowego dla ligowych rywali. Nic dziwnego, że wielu wrocławian woli pozostać w domu, niż tarabanić się na stadion, by oglądać taką drużynę. Dwie domowe wygrane u siebie na wiosnę trochę podreperowały bilans, ale do zapewnienia ligowego bytu droga jeszcze daleka.
Górnik Łęczna, Ruch Chorzów, Arka Gdynia, Cracovia – cztery szanse, by zapracować na spokój i odzyskanie zaufania fanów. W rundzie zasadniczej po meczach u siebie z tymi drużynami do dorobku wpadły tylko dwa punkty, więc nietrudno będzie się poprawić.
Fot. FotoPyK