Gra o sto milionów. Taki roboczy tytuł spokojnie mogłaby nosić batalia o utrzymanie w Premier League. Nawet będąc najgorszym, nawet nie zdobywając choćby jednego punktu w sezonie, przy obecnej umowie telewizyjnej rzeczona stówka to pewnik. Dlatego też walka o to, kto pozostanie w angielskim raju – piłkarskim i finansowym – grzeje w Anglii podobnie, jak batalia o mistrzostwo czy o awans do Champions League.
Tak przedstawia się symulacja podziału pieniędzy za sezon 2016/17, a przecież z każdymi rozgrywkami tort rośnie do coraz większych rozmiarów. W przyszłym roku najprawdopodobniej nawet ostatni zespół w tabeli przebije symboliczną granicę stu milionów funtów za sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej.
W obliczeniach sportsclubstats.com batalia o to, by nie trzeba było zwalniać siedzenia przy stole, przy którym ciasto jest dzielone, przedstawia się następująco:
W tabeli kolejno: zespół, szanse na zajęcie poszczególnych miejsc w tabeli, przewidywana średnia pozycja w tabeli, szanse na spadek do Championship
Nadziei dla Middlesbrough oraz Sunderlandu, a więc zespołu, który w ostatnich latach do rangi sztuki podniósł uciekanie spod topora oddzielającego pierwszą siedemnastkę od trzech wyrzutków, już praktycznie nie widać. Nawet mając w pamięci dwa zaległe spotkania Czarnych Kotów i przy założeniu, że Hull, Swansea i Middlesbrough nagle kompletnie się zatną, i tak do nadrobienia pozostaje aż 12 punktów straty do okupujących ostatnie bezpieczne miejsce Tygrysów. Terminarz Sunderlandu wygląda zaś tak:
– Middlesbrough (wyjazd)
– Bournemouth (dom)
– Hull (wyjazd)
– Swansea (dom)
– Arsenal (wyjazd)
– Chelsea (wyjazd)
Z jednej strony – jest szansa na wsadzenie kija w szprychy każdemu z bezpośrednich rywali do utrzymania. Z drugiej – nawet zakładając, że Sunderland, ten sam, który w 32 kolejkach zdobył 21 punktów, a więc średnio 0,65 pkt na mecz, w czterech kolejnych potyczkach zgarnie komplet oczek, wciąż trzeba będzie jeszcze coś ugrać na The Emirates i Stamford Bridge. Przeciwko zespołom, które – co dość istotne – powinny do końca mieć o co walczyć. W zasadzie jedynym pozytywem dla Czarnych Kotów jest już nie jakakolwiek szansa, by się uratować, a fakt, że pożegnanie nastąpi po meczach z absolutną czołówką. Że będzie za czym tęsknić, skoro „do widzenia” powiedzą właśnie zespoły Arsenalu i Chelsea.
W niemal identycznym położeniu – z tą różnicą, że mają o jeden mecz rozegrany więcej i trzy punkty przewagi – jest Boro. Tylko że o ile kalendarz Sunderlandu wydaje się być naszpikowany kolcami, o tyle ten Middlesbrough przypomina australijską kolczatkę:
– Sunderland (dom)
– Manchester City (dom)
– Chelsea (wyjazd)
– Southampton (dom)
– Liverpool (wyjazd)
Dlatego też trudno się dziwić, że algorytm sportsclubstats.com w zasadzie wykluczył te dwa zespoły z walki, a minimalnie większe szanse na utrzymanie (0,5% vs. 0,4%) daje jednak Sunderlandowi. Na placu boju pozostaje więc w teorii 10 zespołów. W praktyce – trzy, dla których prawdopodobieństwo zjazdu do Championship wynosi więcej niż pół procenta. Swansea, Hull i Burnley – ci ostatni jednak z ryzykiem spadku nieprzekraczającym półtora procenta. Czyli – najkrócej mówiąc – praktycznie pewne jest, że polska reprezentacja w Premier League skurczy się o jednego przedstawiciela. Którego?
Najpierw rzut oka na tabelę, a konkretnie na interesujące nas miejsca:
16. Burnley – 36 pkt w 34 meczach
17. Hull – 33 pkt w 34 meczach
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
18. Swansea – 31 pkt w 34 meczach
19. Middlesbrough – 24 pkt w 33 meczach
20. Sunderland – 21 pkt w 32 meczach
W najlepszej formie na dziś wydaje się być Hull. Zespół ostatnimi czasy zabójczo skuteczny na własnym terenie, nie pozwalający z niego wywieźć punktów kolejno: Swansea (2:1), West Hamowi (2:1), Middlesbrough (4:2) i Watfordowi (2:0), mający w dodatku przewagę psychologiczną nad Łabędziami w postaci niedawnej wygranej po golach Niasse. Z kolei przewagą Swans – nieznaczną, ale zawsze – zdaje się być terminarz. Spójrzmy:
Swansea:
– Manchester United (wyjazd)
– Everton (dom)
– Sunderland (wyjazd)
– West Brom (dom)
Przy korzystnym układzie wyników w pozostałych spotkaniach, rywale z dwóch ostatnich kolejek nie będą już grali o nic. West Brom to w tej kwestii pewniak, możliwe że przed 38. serią gier nie będzie nawet mógł poruszyć się w tabeli o choćby jedno miejsce, los Sunderlandu do tego czasu także powinien już być ostatecznie przypieczętowany.
Hull City:
– Southampton (wyjazd)
– Sunderland (dom)
– Crystal Palace (wyjazd)
– Tottenham (dom)
Tygrysy czeka nieco więcej komplikacji. Nie jest bowiem niemożliwa sytuacja, w której Tottenham w ostatniej kolejce będzie grać nawet o mistrzostwo kraju, a jeżeli można sobie wyobrazić najgorszy moment, by wpaść na Crystal Palace, to właśnie w najbliższym czasie, gdy Orły mają na swoim koncie świeże skalpy Chelsea, Arsenalu i Liverpoolu, zdjęte na przestrzeni zaledwie kilku tygodni. Determinacja Sunderlandu będzie z kolei zależeć od tego, czy wcześniej pogrzebie swoje szanse, czy Czarne Koty będą jeszcze resztką sił drapać paznokciami wieko trumny, licząc na to, że ktoś ich rozpaczliwe próby zauważy i poda pomocną dłoń. Ujmijmy to tak – w porównaniu do Middlesbrough czy Sunderlandu, taki kalendarz i tak można nazwać przynajmniej dobrym, ale wybojów zdaje się być nieco więcej niż na drodze Swansea.
Serce, które chciałoby, by zarówno zespoły Łukasza Fabiańskiego, jak i Kamila Grosickiego utrzymały się w lidze, podpowiada jednak, by do równania włączyć też zmarginalizowany w obliczeniach sportsclubstats.com zespół Burnley. W końcu ligowa forma The Clarets jest ostatnimi czasy absolutnie dramatyczna: PRRPPRPZRPP. No i o ile z Crystal Palace Hull zmierzy się za kilkanaście dni, więc można jeszcze liczyć, że Benteke i spółka wytracą do tego czasu impet, o tyle Burnley na Selhurst Park przyjedzie już za pięć dni. Z tym, że później droga zespołu Seana Dyche’a to już raczej (niestety dla naszych) wędrówka po ścieżce usłanej różami. Dwa mecze na Turf Moor (z West Bromem i West Hamem), gdzie The Clarets wciąż mają lepszy bilans choćby od Manchesteru United (10 wygranych, 2 remisy, 5 porażek) i jeden, jedyny wyjazd na Bournemouth.
Dlatego wszystko wskazuje na to, że bój o utrzymanie do samego końca może być sprawą wewnątrzpolską. Patrząc na to, jak wiele dobrego dla Hull ostatnio robi „Grosik”, a także ile roboty między słupkami ma co spotkanie „Fabian”, trzeba to powiedzieć wprost i z nieskrywaną dumą: Polacy odegrają w tym roku kluczowe role w skoku na sto milionów.
SP