Reklama

Lewis Hamilton: moja szybkość to dar od Boga

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

14 kwietnia 2017, 20:30 • 9 min czytania 3 komentarze

Kolor skóry nie jest pewnie tak istotny, biorąc pod uwagę, że w tym sporcie występuje się w kasku, rękawicach i kombinezonie, spod których nie wystaje ani odrobina ciała. Nie da się jednak zaprzeczyć, że Lewis Hamilton jest pierwszym ciemnoskórym kierowcą w historii Formuły 1, więc siłą rzeczy – także pierwszym ciemnoskórym zwycięzcą wyścigu i mistrzem świata. Jest także cholernie szybki i jeszcze bardziej pewny siebie. I zawsze gra o pełną pulę. W tym sezonie wygrał jeden wyścig i obie sesje kwalifikacyjne. Cel jest jasny: czwarty w karierze tytuł najlepszego kierowcy świata.

Lewis Hamilton: moja szybkość to dar od Boga

– Mam ogromną potrzebę rywalizacji. Nie chodzi tylko o wyścigi, muszę być najlepszy we wszystkim, co robię. Gdy gram na gitarze, także chcę być w tym tak dobry, jak to możliwe. We wszystko wkładam sto procent możliwości i umiejętności. Od kiedy pamiętam, zawsze starałem się rozgryźć jak mogę robić coś lepiej – mówi Lewis Hamilton.

Dziś te słowa nikogo nie dziwią, w końcu mówimy o gościu, który pobił dziesiątki rekordów i był o włos od wyczynu wręcz nierealnego: zdobycia mistrzostwa świata w pierwszym sezonie startów w Formule 1. Ale prawda jest taka, że Hamilton – jeśli chodzi o pewność siebie – rzeczywiście zawsze był w innej lidze. Dość powiedzieć, że miał 10 lat, kiedy wbił się na galę wręczania nagród magazynu „Autosport”. Podszedł do Rona Dennisa, szefa McLarena i powiedział: „Witam, nazywam się Lewis Hamilton, wygrałem kartingowe mistrzostwa Wielkiej Brytanii, a pewnego dnia chcę jeździć dla pana, dla McLarena”. Grubo? Na pewno. Ale najlepsze jest to, że dokładnie tak się stało.

Wygrał każdą serię, w której startował

Hamilton niespełna trzy lata później trafił do prowadzonego przez zespól Formuły 1 programu wspierania młodych kierowców. Młodych kierowców, a nie dzieciaków. Był oczywiście najmłodszym zawodnikiem, który kiedykolwiek znalazł się w tym programie.

Reklama

– Jest świetnym kierowcą, bardzo silnym i dojrzałym, a ma dopiero 16 lat – powiedział kilka lat później Michael Schumacher po wyścigu gokartów, w którym rywalizował z Hamiltonem oraz między innymi Nico Rosbergiem. – Jeśli będzie się tak rozwijał, jestem pewny, że trafi do Formuły 1. To coś niesamowitego widzieć dzieciaka w jego wieku na torze. Z pewnością ma wyścigową mentalność.

kubica

Takie słowa od legendy wyścigów? Nastolatkowi może uderzyć do głowy woda sodowa. Hamilton jednak, choć zawsze lubił nosić głowę wysoko, nie przestał robić tego, co najważniejsze: ciężko pracować. I na efekty nie trzeba było długo czekać. Trudno za przypadek uznać fakt, że zdołał wygrać każdą istotną serię wyścigową, w której startował.

W brytyjskiej Formule 2000 w pierwszym sezonie (17 lat) zajął trzecie miejsce, rok później nie miał już sobie równych. W debiutanckim roku w Formule 3 Euroseries był piąty (Robert Kubica był siódmy), w kolejnym roku pozamiatał rywali w sposób niepozostawiający najmniejszych wątpliwości: 15 wygranych i 13 razy pole position w 20 startach! W serii GP2, czyli na bezpośrednim zapleczu Formuły 1, też był w gazie: 5 wygranych i 14 miejsc na podium w 21 wyścigach dały mu pewne mistrzostwo. Wymarzone miejsce w McLarenie już na niego czekało.

Dziewięć pudeł z rzędu od debiutu

Hamilton jest idealnym dowodem na to, że w życiu jednak trzeba mieć trochę szczęścia. McLaren miał najmocniejszy bolid pod koniec lat osiemdziesiątych oraz dekadę później. W 2007, kiedy do gry wszedł Lewis, samochód brytyjskiej stajni znów wymiatał. Jak się potem okazało, było to po części efektem afery szpiegowskiej, w której pracownik Ferrari przekazywał tajne dane inżynierom McLarena.

Reklama

Faktem jednak jest, że kiedy 22-latek ze Stevenage debiutował w Formule 1, miał do dyspozycji supermocne auto. Tak mocne, że mimo braku doświadczenia i przy szybko rosnącej presji, był w stanie zameldować się na podium w dziewięciu pierwszych wyścigach sezonu (w tym dwa zwycięstwa). To dało mu prowadzenie w klasyfikacji generalnej. I tak, choć to pewnie trochę nudne, był wtedy najmłodszym w historii liderem mistrzostw świata. Kiedy dołożył zwycięstwa na Węgrzech i w Japonii, wydawało się, że jest pozamiatane. Na dwa wyścigi przed końcem sezonu miał 12 punktów przewagi nad kolegą z zespołu Fernando Alonso (choć słowo „kolega” to w tym przypadku spore nadużycie, bo między panami od początku iskrzyło) i aż 17 nad Kimim Raikkonenem. Zwycięstwo było wtedy warte 10 punktów, drugie miejsce 8, a trzecie 6. Inaczej mówiąc, Hamiltona tytułu mogła pozbawić w zasadzie tylko spektakularna wyścigowa remontada spektakularne odrobienie strat.

W przedostatnim wyścigu po prostym błędzie Hamilton wpakował się w żwir przy wjeździe do alei serwisowej i nie ukończył zawodów (wygrał je Raikkonen przed Alonso). Wciąż miał jednak cztery punkty przewagi nad Hiszpanem i siedem nad Finem, w dodatku w Brazylii był przed nimi w kwalifikacjach. Tymczasem już na starcie stracił dwie pozycje, potem wypadł na chwilę z toru i dał się wyprzedzić kolejnym rywalom. To jeszcze nie koniec: nagle jego bolid zwolnił i Brytyjczyk spadł na 18. pozycję. Okazało się, że przypadkiem nacisnął niewłaściwy przycisk na kierownicy i przez pewien czas… nie mógł zmieniać biegów! Kiedy wrócił do normalnej jazdy, łatwo wyprzedził wielu rywali, ale ostatecznie zakończył wyścig dopiero na 7. miejscu. To oznaczało, że przegrał tytuł z Raikkonenem o jeden punkt!

Hamilton był wściekły, a jego zespół rozczarowany. Cieszył się Kimi oraz… większość kibiców. Oni Brytyjczyka nazywali FIAmiltonem, sugerując, że Międzynarodowa Federacja Samochodowa (FIA) zdecydowanie go faworyzuje. Tak było choćby w Niemczech, gdzie 22-latek wypadł z toru i zagrzebał się w żwirze. Do akcji wkroczył dźwig, który pomógł mu wrócić na trasę i dokończyć wyścig, choć było to ewidentne naruszenie przepisów. Kiedy kierowca McLarena popełniał poważne wykroczenia, FIA przymykało oczy, ewentualnie nakładało na niego nic nieznaczące kary finansowe.

Niektórzy sugerowali, że może chodzić o poprawność polityczną i fakt innego koloru skóry Hamiltona. On sam kiedyś bagatelizował fakt bycia pierwszym ciemnoskórym kierowcą F1. – Kiedy zaczynałem jeździć w Formule 1, starałem się to ignorować. Im starszy jestem, tym bardziej doceniam ten fakt – mówił niedawno. – To wspaniałe uczucie być osobą, która przełamuje bariery, jak siostry Williams w tenisie, czy Tiger Woods w golfie. Spotykam dzieciaki z różnych krajów i kultur, wszystkie mówią, że chcą jeździć w Formule 1. Czują, że ten sport jest otwarty dla wszystkich.

Ups, będzie bolało!

Tak czy inaczej, Hamilton błyszczał w pierwszym sezonie w Formule 1, ale mimo że miał do dyspozycji świetne auto i mógł liczyć na mniej lub bardziej wydumaną przychylność FIA, tytułu nie zdobył. Ewidentnie, im bliżej było do ostatecznych rozstrzygnięć, tym więcej błędów popełniał młody Anglik.

– Tak naprawdę nic nie jest w stanie przygotować cię na to, co cię czeka w bolidzie Formuły 1. Straszna jest świadomość, że jedziesz wartym miliony dolarów samochodem i jeśli go rozbijesz, będzie to kosztować mnóstwo pieniędzy, przez co możesz nie dostać kolejnej szansy – wspominał w jednym z wywiadów. Ale o samych wypadkach, których trochę mu się przytrafiło w pierwszym sezonie, mówił też tak: W sumie jechanie prosto na barierę jest całkiem ekscytujące. Pierwsza część jest naprawdę fajna, zwłaszcza jeśli wpadniesz w pułapkę żwirową, a potem wybije cię w powietrze. Ale potem widzisz zbliżającą się ścianę i myślisz: „Ups, będzie bolało!”

To, co najważniejsze z pierwszego sezonu w Formule 1, to fakt wyciągania wniosków. W kolejnym roku startów Hamilton jeździł już w dużo bardziej dojrzały sposób, popełniał znacznie mniej błędów. Wygrał pięć wyścigów, w kolejnych pięciu meldował się na podium. Nie ukończył tylko jednych zawodów, za to tych najbardziej pamiętnych dla polskich kibiców: w Kanadzie, gdzie jedyny raz w historii Formuły 1 odegrano Mazurka Dąbrowskiego dla Roberta Kubicy. W efekcie tym razem nie dał sobie wydrzeć tytułu, choć swoich kibiców znów przyprawił o palpitację serca. Na dające mu mistrzostwo piąte miejsce w kończącym zmagania GP Brazylii wskoczył dwa zakręty przed metą! W symboliczny sposób zrewanżował się Ferrari: wicemistrza świata Felipe Massę wyprzedził na koniec sezonu o jeden punkcik.

– Miałem serce w gardle, niemal eksplodowałem. Nie wiem, w jaki sposób zdołałem opanować emocję. To był najtrudniejszy wyścig w moim życiu. Nie wiem, jak tego dokonałem – mówił już po wszystkim. Tego dnia został najmłodszym mistrzem świata w historii Formuły 1, kilka lat później jego wynik pobił Sebastian Vettel.

Dostał dar od Boga

Zdobycie tytułu spełniło jego marzenia nie tylko sportowe, ale także – finansowe. Nowy kontrakt z McLarenem, w którego barwach jeździł przez kolejne cztery sezony, zrobił z niego najlepiej zarabiającego brytyjskiego sportowca. Milionowe dochody nie sprawiły jednak, że Hamilton zaczął szastać forsą na prawo i lewo. Kiedy „The Guardian” doniósł, że mistrz Formuły 1 zapłacił 200 tysięcy funtów za prawo do tablicy rejestracyjnej „LEW 1S”, ten natychmiast sprostował informację. – Dla mnie to brzmi jak najbardziej idiotyczny numer rejestracyjny, o jakim w życiu słyszałem. Nie jestem tak głupi, żeby wydać kilkaset tysięcy na cholerną rejestrację. Prawdę mówiąc, nie wydałbym na specjalny numer nawet stu funtów. Przecież to tylko tablica! – oświadczył kierowca McLarena.

Hamilton zarabia miliony, obraca się w towarzystwie pięknych kobiet (przez wiele lat był w związku z Nicole Scherzinger, wokalistką Pussycat Dolls), ale stale podkreśla jak ważna jest dla niego wiara. Na plecach ma wytatuowany wielki krzyż z anielskimi skrzydłami, na barku napis „Wiara”, na bicepsie Najświętsze Serce Jezusa, na ramieniu Pietę, słynną rzeźbę Michała Anioła, przedstawiającą Maryję trzymającą zdjętego z krzyża Jezusa. – Każdy z moich tatuaży ma znaczenie. Jestem głęboko wierzący, więc chciałem mieć obrazy związane z religią – mówi Hamilton, który chodził do katolickiej szkoły (między innymi uczył się gry na fortepianie, do dziś zdarza mu się pograć dla relaksu). – Głęboko wierzę, że mój talent pochodzi od Boga, że dostałem prawdziwe błogosławieństwo.

lewis tatoo

Czysty, pachnący i skuteczny

Z kolei życie gwiazdy światowego sportu oczywiście z jednej strony jest błogosławieństwem, ale z drugiej – przekleństwem. – Staram się robić dobre rzeczy, wykorzystując moje wpływy i to, że ludzie mnie znają. Ale nie zawsze jest łatwo znosić popularność. Nie mogę na przykład pójść do kina. Nawet kiedy na stacji benzynowej pójdę do toalety, ludzie ustawiają się w kolejce po autograf – mówi.

Skoro mowa o toalecie – Hamilton słynie z tego, że dużą wagę przykłada do swojego wyglądu. Po wyścigu często każe dziennikarzom długo na siebie czekać. – Wykorzystam tyle czasu, ile będę potrzebował. Chcę być czysty i pachnieć dobrze. Uważam, że mężczyźni generalnie nie doceniają odpowiedniej pielęgnacji. Oczekujemy, że kobiety będę wypielęgnowane i one to robią. Ale myślę, że równie ważne jest, żeby mężczyzna wyglądał świeżo i czysto.

Ten rok jest dla Hamiltona bardzo ważny. W 2014 i 2015 zdobył – już barwach Teamu Mercedes – dwa tytuły z rzędu. W poprzednim sezonie, choć wygrał cztery ostatnie wyścigi (w sumie dziesięć, nigdy wcześniej tyle zwycięstw nie dało miejsca innego niż pierwsze) o pięć punktów przegrał z kolegę z zespołu Nico Rosbergiem. Niemiec wyciął mu potem niezły numer ogłaszając koniec kariery i nie dając okazji do rewanżu. W tym sezonie partnerem Hamiltona jest Fin Valtteri Bottas, bardzo dobry zawodnik w świetnym samochodzie, ale jednak trudno się spodziewać, żeby realnie mógł walczyć z Anglikiem o tytuł. Pierwsze pokazy siły już mieliśmy: wygrane kwalifikacje i drugie miejsce w Australii oraz idealny weekend w Chinach – pole position, najszybsze okrążenie wyścigu oraz oczywiście zwycięstwo.

– Trochę mi szkoda kibiców. Pamiętam okres, kiedy wygrywał Michael Schumacher. Wstawałem rano, oglądałem start zawodów i wracałem spać. Wstawałem po zakończeniu wyścigu i tak wiedząc, co się stało. Jestem przekonany, że wiele osób robi tak samo teraz – mówił w ubiegłym roku, gdy Mercedes wygrał 19 z 21 wyścigów.

Wszystko wskazuje na to, że w tym roku może być podobnie.

JAN CIOSEK

Najnowsze

Formuła 1

Formuła 1

Dziesięć wyścigów posuchy i koniec. Verstappen wygrywa w Brazylii i… zgarnia mistrzostwo?

Sebastian Warzecha
1
Dziesięć wyścigów posuchy i koniec. Verstappen wygrywa w Brazylii i… zgarnia mistrzostwo?

Komentarze

3 komentarze

Loading...