Potwornie bolesne deja vu z Paryża to chyba jedyna rzecz, jaką odczuwać mogą dziś kibice i piłkarze Barcelony. Podobnie bowiem jak przed kilkoma tygodniami na Parc des Princes, tak i dziś w stolicy Piemontu Blaugrana była bardzo bezradna w starciu z rywalem. I znów na półmetku walki o awans zrobiła sobie okropnie pod górkę, nie dając zbyt wielu argumentów za tym, że losy dwumeczu uda się jeszcze odwrócić. No, poza oczywiście słynną remontadą, w ramach której udało się już udowodnić, że niemożliwe absolutnie nie istnieje.
Bez wątpienia po dzisiejszym wieczorze Massimiliano Allegri mógłby siąść do klawiatury i wystukać obszerne dzieło traktujące o tym, jak zdusić wszystkie możliwe atuty Barcy. Juventus był dziś bowiem perfekcyjnie zorganizowany w defensywie, w pewnych chwilach, zwłaszcza w pierwszej odsłonie, można było odnieść wrażenie, że sztab szkoleniowy gospodarzy ten mecz już widział i teraz wprowadził tylko kilka prostych instrukcji tak, by rywali zatrzymać. Szalejący Messi z piłką przy nodze? Nie dziś, bo na każdy jego ruch przypadało średnio dwóch, trzech wściekle doskakujących rywali. Piekielnie kreatywny Iniesta? Praktycznie non stop obklejony przez przeciwników. Neymar, może Suarez? Za każdym razem, gdy próbowali się rozpędzić, na ich drodze wyrastali piłkarze Juve, zazwyczaj w duetach lub tercetach.
Barcelonie było grać o tyle ciężej, że minęło nieco ponad 20 minut, a Katalończycy już musieli odrabiać straty. Wystarczyły naprawdę detale – raz Dybali pozostawiono o jakieś kilka centymetrów pola za dużo, a ten sprytnym strzałem pokonał ter Stegena.
DYBALA ⚽️⚽️⚽️
Juventus 1-0 Barcelona #JuveBarca #JuveFCB #UCL #Juve #ForzaJuve #fcb #barca #ChampionsLeague pic.twitter.com/bglCvxfNUb— Πίτερ (@CyprusPete) 11 kwietnia 2017
Dwa – wtedy gdy ten sam Dybala odnalazł się na skraju szesnastki i kapitalnym rogalem zawinął przy krótkim słupku.
Dybala 2-0 Barcelona. Golazo pic.twitter.com/FVlrCCCZu0
— Fútbol Curioso ™ (@CuriosodeFutbol) 11 kwietnia 2017
Barca przyjęła znienacka dwa potężne gongi i w kolejnych minutach przypominała otumanionego boksera, który nie do końca jest świadomy tego, że w ogóle stoi w ringu. Raz błysnął Messi, gdy kosmicznym podaniem obsłużył Iniestę, ale co z tego, skoro w sytuacji jeden na jeden kapitalnie interweniował Buffon. Czy jakieś jeszcze zagrożenie potrafili przed przerwą stworzyć goście? Praktycznie żadnego. Turyński mur był dziś tak szczelny, że piekielnie ciężko byłoby w niego wcisnąć choćby szpilkę. Znakomite przesuwanie się formacji, agresja, doskok i pozostawienie rywalowi tyle miejsca, że sztuką było choćby obrócić się z piłką.
Po zmianie stron obraz gry jakoś drastycznie się nie zmienił, bo choć Katalończycy czasem wdzierali się w szesnastkę, to albo przytomnie z bramki wyskakiwał Buffon, albo obrońcy ustawiali się w ten sposób, że napastnicy koniec końców do piłki doskoczyć nie potrafili. Doskoczył za to przy rzucie rożnym Chiellini, choć wątpimy by pojedynek główkowy z Mascherano był dla Włocha specjalnie wymagający.
0:3 w pierwszym meczu i spora przewaga Juventusu, bo choć “Stara Dama” miała znacznie rzadziej piłkę przy nodze, to było o niebo efektywniejsza. Jasne, czasami zdarzało się nie upilnować rywali, ale i trudno też oczekiwać, by mając naprzeciwko Messiego czy Neymara udało się ich wykluczyć z gry na całe 90 minut. I teoretycznie moglibyśmy napisać, że wielkich szans Barcie nie dajemy, że losy dwumeczu wydają się być już przesądzone i musiałby wydarzyć się spory cud, by ekipa Enrique stratę odrobiła. No, ale wtedy przypominamy, co wydarzyło się w rewanżu z PSG i z rozsądku wolimy ugryźć się w język. Bo że Blaugrana do tak spektakularnych akcji jest zdolna, to już doskonale wiemy.
I jeszcze parę słów o trójce sędziowskiej dowodzonej przez Szymona Marciniaka. Pierwsza połowa? Bardzo dobra, praktycznie bez zarzutu. Druga? No, to już jest do czego się przyczepić… Niezrozumiała kartka dla Samiego Khediry, gdy ten był faulowany przez Gomesa, analogiczna sytuacja z Roberto, który rzekomo był faulowany, choć zdawało się, że to on potrącił przeciwnika. Do tego niesłusznie wskazany spalony przy koniec końców nieuznanym golu Cuadrado, mocno dyskusyjne nieodgwizdanie rzutu karnego, gdy piłkę ręką trącił Chiellini. Coś nam się niestety wydaje, że kontrowersji wokół tego występu będzie jeszcze sporo i wcale polscy arbitrzy nie muszą z nich wyjść zwycięsko.