Mecz miał zacząć się o 12:30, ale Fiorentina… nie dojechała odpowiednio wcześnie na Marassi. Czekaliśmy dobre pół godziny aż sędzia rozpocznie mecz. Czemu autokar z gośćmi tyle się spóźnił? Otóż w Genui odbywał się dziś maraton. I tak oto, jak mówi Andrzej Iwan, ludzie biegający absolutnie bez żadnego powodu i celu przeszkodzili tym, którzy biegają za piłką. A co lepsi, z piłką.
Kto w tym wypadku był kim? Cóż, i przed meczem, i tuż po nim trudno nam podzielić role bohaterów pozytywnych i negatywnych. W tabeli to sąsiedzi, przed meczem dzieliło ich jedno miejsce. Gra? Tak jak i wynik – na remis. Trochę szumu pod jedną bramką, trochę wiatru pod drugą, takie typowe niedzielne pykanie koło południa. Jeśli mielibyśmy wskazać zespół bliższych przechylenia szali na swoją stronę – to pewnie byłaby to Fiorentina. Już na wejściu dostała gonga po strzale Bruno Fernandesa, ale potem nie tylko dwukrotnie wyrównywała, ale jeszcze dwa razy obiła słupek bramki Emiliano Viviano.
Emiliano Viviano, który stał się zresztą najważniejszym bohaterem tego meczu.
Na początku spotkania komentator wspomniał, że bramkarz Sampdorii, jest jednocześnie wielkim fanem Fiorentiny. Pomyśleliśmy: oho, to ciekawe, kiedy się o tym przekonamy. I tak jak przez cały mecz spisywał się nieźle, tak tuż przed końcem spotkania zabawił się w lotnego bramkarza. Kiedy Fiorentina rozgrywała piłkę przed polem karnym Sampy, ten wyszedł na piąty metr. Od czapy, jak Mariusz Pawełek ze swoim pajacykiem na Cracovii przy wyjściu do dośrodkowania, do którego biec nie miał prawa. A jak już Viviano wyszedł, to Babacar po prostu strzelił w sam środek, pod poprzeczkę. Umówmy się, że zmieszczenie piłki pod poprzeczką jest dużo łatwiejsze, gdy między linią bramkową a bramkarzem jest pięć metrów. 2:2 i tak zamiast czterech punktów straty do Fiorentiny, Sampdoria ma ich aż siedem.
Inna sprawa, że już w doliczonym czasie, w ostatniej akcji meczu, Viviano uratował Sampdorię oraz… Bartosza Bereszyńskiego. Fiorentina niesiona entuzjazmem po wyrównaniu chciała jeszcze więcej. Badelj zagrał prostopadle górą na Babacara, który uciekł Bereszyńskiemu i kiedy już myśleliśmy, że wina za porażkę spadnie na Polaka, Viviano świetnie interweniował i zrehabilitował się za błąd sprzed chwili.
Jak oceniamy Polaków? Słodko-gorzko. Zacznijmy od Bereszyńskiego. Z powodu kontuzji Jacopo Sali wszedł na boisko już po kwadransie gry z Interem, a dziś wrócił do pierwszego składu. Decyzja o wyjeździe do Włoch była dla Bereszyńskiego bardzo dobra, bo dziś zamiast pojedynków z Jevticiem czy Kownackim mógł powalczyć z Federico Bernardeschim czy wspomnianym Khoumą Babacarem. Sęk w tym, że o ile z naszymi ligowcami by sobie radził, o tyle z piłkarzami Fiorentiny wyglądało to różnie. Świetne interwencje, jak na przykład wślizg przecinający dogranie Milicia w pole karne, przeplatał z błędami.
Przyczepić trzeba się przede wszystkim do sytuacji, gdy miał piłkę przy nodze i kierował się w kierunku bramki, podskoczyło do niego dwóch rywali i zrobił najgorsze, co mógł, czyli zabrał się z piłką w drugą stronę. Badelj zabrał mu piłkę, podał Bernardeschiemu, a ten odholowywany przez Bereszyńskiego dobiegł aż do pola karnego Sampdorii i zagrał na skrzydło. Ostatecznie Skriniar wybił piłkę. Na minus zaliczamy też to, jak po dośrodkowaniu Tello do Kalinicia wyskoczyli Silvestre i Bereszyński, a Chorwat i tak uderzył na bramkę. Całe szczęście dla defensorów Sampy – w słupek. Natomiast na wielki plus dla Bartka akcja, gdy przechwycił bezpańską piłkę pod własnym polem karnym, przebiegł pod drugą „szesnastkę” i podał do Quagliarelli, ale przeciął to obrońca. W skali szkolnej – trzy z plusem.
Natomiast Karol Linetty był jak komar, który wkurza całe towarzystwo, ale krzywdy nikomu nie zrobi. Pomocnik reprezentacji zaliczył kilka świetnych odbiorów, ale niedokładność w zagraniach mogła irytować. Większą część czasu po prostu kręcił się przy rywalu posiadającym piłkę i odbierał możliwość spokojnego rozegrania czy dogrania w pole karne. Raz dał sobie założyć siatkę, ale generalnie ani Bernardeshi, który to zrobił, ani jego koledzy nie mieli z Karolem najłatwiejszego życia. Zszedł na dwadzieścia minut przed końcem, zagrał poprawnie, ale Barreto czy Torreira, czyli jego kumple z drugiej linii wypadli jednak na jego tle lepiej. No i – tuż po zmianie zastępujący Linettego Alvarez zdobył bramkę na 2:1.
\
Sampdoria – Fiorentina 2:2 (1:0)
Fernandes 5′
Rodriguez 60′
Alvarez 71′
Babacar 89′