Na boisku – dwa razy z rzędu ugodowy remis. Poza nim? Kontrowersje, sprzeczki, niejasności i kurz, który nie opadnie tak szybko, jak można by się było spodziewać. W ubiegły weekend byliśmy świadkami kolejnych derbów Zagłębia Ruhry i choć te znów zakończyły się podziałem punktów, to odbiły się w Niemczech szerokim echem.
Po meczu gorąco było w obozie tak jednych, jak i drugich. Gospodarze przede wszystkim nie mogli pogodzić się z decyzją sędziego, który praktycznie w ostatniej akcji meczu nie podyktował rzutu karnego po tym, jak ręką piłkę odbił Bartra. Czy słusznie? Oceńcie sami.
Burzliwa końcówka #Revierderby z sędzią na pierwszym planie. pic.twitter.com/GhZIPVta5d
— Eurosport Polska (@Eurosport_PL) 1 kwietnia 2017
Fakt faktem niemieccy eksperci, nawet już na chłodno, nie są przekonani co do tego, że gospodarze powinni dostać karnego (chodzi o to, czy Bartra zagrał ręką z premedytacją), ale – jakkolwiek spojrzeć – sprawa jest piekielnie kontrowersyjna.
Felix Zwayer generalnie w samej końcówce nie mógł za bardzo poradzić sobie z chaosem, który na boisku zapanował. Raz że nie wskazał na jedenasty metr, a dwa – zawieruszyła mu się gdzieś czerwona kartka. Nie tyle nawet gdzieś, co po prostu na boisku, więc tuż po ostatnim gwizdku klubowa maskotka Schalke – niejaki Erwin – wykorzystała okazję pokazując arbitrowi zaginiony kartonik. Zwayer z lekkim niedowierzaniem nie chciał prezentu przyjąć, a dziś komisja dyscyplinarna stwierdziła, że Erwina przed swoje oblicze wzywać za ten incydent nie będzie.
Gorąco było zresztą również na linii Watzke – Heidel. Atak wyprowadził ten pierwszy, zaś dyrektor klubu z Gelsenkirchen odpowiedział przytomną kontrą.
Trafiła więc kosa na kamień, bo obaj panowie nie należą raczej do tych, którzy unikają słownych szamotanin. I to w sumie nawet dobrze, bo pieprzu wielkiej rywalizacji Schalke z Borussią nigdy mało. Być może zresztą Watzke dał nieco upust swojej frustracji, którą w trakcie spotkania wywołał… Pierre-Emerick Aubameyang. I nie chodzi nawet o to, że Gabończyk zmarnował przy stanie 1:0 kapitalną okazję do podwyższenia rezultatu. Sprawa rozbija się bowiem o cieszynkę, jaką zaprezentował po pierwszym trafieniu. W swoim stylu naciągnął na głowę maskę, z tym że nie bawił się w żadne przebieranki, nie stylizował się na Batmana czy innego Zorro, a zrobił reklamę firmie Nike, z którą prywatnie współpracuje. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że promowanie Nike’a gryzie się nieco z polityką klubu, któremu sprzęt dostarcza Puma.
A tak a propos samych derbów, to kolejna fajna historia młodego produktu rodzimej akademii Schalke pisze się na naszych oczach. Przez drobny uraz z Borussią nie mógł zagrać rewelacyjny w tym sezonie Sead Kolasinac, więc zastąpił go inny wychowanek – Thilo Kehrer. Zastąpił zresztą w wielkim stylu rozgrywając świetne spotkanie i zdobywając przy okazji swojego pierwszego gola w barwach S04.
***
W międzyczasie dziwna sprawa w meczu Mainz. Sam przez wiele lat kopałem piłkę, znam klimat szatni, zwyczaje zawodników i tak dalej, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem…
Nie wiem, być może ktoś z was, drogich czytelników, ma pomysł na to, o co chodziło Giulio Donatiemu, gdy wodą oblewał sobie gacie. Chętnie posłucham sugestii w komentarzach.
***
Andries Jonker jakiś czas temu zastąpił Valeriena Ismaela w Wolfsburgu i bez cienia wątpliwości można powiedzieć, że odmienił zespół. „Wilki” w końcu regularnie punktują, grają już przyjemniejszy dla oka futbol, a polisą Jonkera na strzelanie jest Mario Gomez. Niemiec u żadnego z trenerów, z jakimi w trakcie swojej kariery współpracował, nie miał tak znakomitych statystyk. U Holendra zdążył bowiem zagrać jeszcze parę spotkań w Bayernie, gdy ten wiosną 2011 roku zluzował Louisa van Gaala. Bilans napastnika wygląda więc następująco:
– 5:1 z Bayerem Leverkusen – trzy gole
– 1:1 z Eintrachtem Frankfurt – jeden gol
– 4:1 z Schalke – jeden gol
– 8:1 z St. Pauli – trzy gole
– 2:1 ze Stuttgartem – jeden gol
I już w Wolfsburgu:
– 1:1 z Mainz – jeden gol
– 1:0 z Lipskiem – jeden gol
– 1:0 z Darmstadt – jeden gol
– 3:3 z Bayerem Leverkusen – trzy gole
Dziewięć meczów, piętnaście goli. Maszyna. Zwłaszcza, że ten weekendowy hat-trick na BayArena został zdobyty w niesamowicie krótkim czasie.
***
Pamiętacie może jak jakiś czas temu wspominaliśmy o powrocie na boisko Tima Wiese? Tak, tak, tego samego Wiese, który najpierw był zawodowym bramkarzem, potem zatrzasnął się w siłowni rozrastając się do absurdalnych rozmiarów, a na koniec zadebiutował w wrestlingu. W weekend sympatyczny Niemiec zagrał po raz pierwszy w grającym na ósmym poziomie rozgrywkowym SSV Dillingen. No co jak co – jest kawał chłopa.
Gabaryty trzydrzwiowej szafy z lustrem niezbyt jednak pomogły, bo Dillingen przegrało swój kolejny mecz – tym razem 1:2 z TSV Haunsheim.
MARCIN BORZĘCKI