Derby Merseyside. Jeden z tych meczów, który eleketryzuje tak miejscową społeczność, jak i tę skupioną poza Liverpoolem, a pewnie i poza samymi Wyspami. Dziś czas na kolejną odsłonę, która – z uwagi na etap sezonu, w jaki wchodzą oba zespoły – powinna rozjaśnić nam kluczowe kwestie.
„The Reds” pod batutą Juergena Kloppa niby wykonują krok do przodu, niby mają mecze, gdy całkowicie przekonują nas do siebie, ale sytuacja w tabeli tak znakomicie tego nie odzwierciedla. Czwarte miejsce i aż trzynaście oczek straty do liderującej Chelsea – nie jest to efekt, jakiego na Anfield oczekiwano wraz z zatrudnieniem Niemca. Dzisiejszym meczem może więc w końcu uda się zdefiniować cele, jakie w tym sezonie ma LFC – czy należy brać Liverpool pod uwagę w kwestii walki o wicemistrzostwo kraju, czy też to ekipa, która nasyci się miejscem w TOP4.
Siłą gospodarzy w tym starciu będzie na pewno to, że drużyna nie jest uzależniona od jednego zawodnika. Patrząc w klasyfikację strzelców, można dojść do prostego wniosku – odpowiedzialność za trafianie do siatki rozkłada się na cały zespół.
Raz na listę strzelców wpisze się Mane a raz Firmino. Kiedy indziej do siatki trafi Lallana, a jak nie on, to z pomocą przyjdzie Milner. I tak dalej, i tak dalej. Defensorzy Evertonu będą więc musieli wykazać się podzielną uwagą, by zatrzymać rywala.
A na kim przede wszystkim muszą skupić się obrońcy Liverpoolu? To chyba jasne.
Everton w tym sezonie ligowym, gdy Romelu Lukaku strzela co najmniej 1 gola w meczu: 10 wygranych, 2 remisy, 2 porażki. The Influential One.
— Szymon Podstufka (@PodstufkaSzymon) 1 kwietnia 2017
Belg jest bezdyskusyjnie największą gwiazdą zespołu, gra swój najlepszy sezon odkąd zaczął występować w Evertonie i nikogo nie dziwi zainteresowanie ze strony innych klubów.
Zresztą całkiem niedawno pisaliśmy o tym, że lato zapowiada się dla samego zainteresowanego niezwykle ciekawie. Prawdopodobnie więc dla Ronalda Koemana to ostatnie chwile na to, by wycisnąć z potencjału Lukaku jak najwięcej. Podporządkować drużynę całkowicie pod niego, zrzucić na jego barki odpowiedzialność za strzelanie goli i zwyczajnie wykręcić możliwie jak najlepszy wynik. A potem zastanowić się, co zrobić z tym fantem. W tekście sprzed dwóch tygodni podpowiadaliśmy tak:
Everton ma teraz kilka rozwiązań. Po pierwsze – opylić Belga latem. Ostatnio Chelsea proponowała 57 milionów funtów, teraz może wyłoży jeszcze więcej. W grę mieliby wchodzić ogółem The Blues albo Man Utd, a efekt domina mogą zacząć… Chińczycy. Tamtejsza Super League chętnie zarzuciłaby sieci na Rooney’a i Diego Costę, podchody istniały już w ostatnich okienkach, a obu mógłby zastąpić o wiele młodszy Lukaku.
No chyba, że zaczynając od dzisiejszego meczu, a kończąc dopiero, gdy opadnie kurz po ostatniej kolejce, Everton przekona Belga, że i w tym klubie, zdradzającym od jakiegoś czasu coraz większe ambicje, jest w stanie wygrać coś wielkiego. Bo to nie zarobki, a szansa zapisania się w historii futbolu jako zdobywca kolejnych trofeów, zdaje się najbardziej doskwierać Lukaku.
No to co – zapinamy pasy?