Dwa samoloty krążyły dzisiaj nad stadionem The Hawthorns – jeden popierający Wengera, z napisem in Arsene we trust, drugi z przekazem zupełnie przeciwnym, domagającym się, by właśnie wygasający kontrakt był dla Francuza ostatnim. Przyznać trzeba, że widok to dość nietypowy, bo czasem jakiś helikopter pokrąży nad stadionem, ale dwóch samolotów to jeszcze nie widzieliśmy. A co jeszcze dziwniejsze i ciekawsze, to nie te maszyny zawładnęły przestrzenią powietrzną w tych okolicach. Zrobił to Craig Dawson.
Naprawdę, nie wypada, by Arsenal tracił bramki w ten sposób. Jasne, zdajemy sobie sprawę, że ekipa Wengera notuje jeszcze bardziej niewyraźny sezon niż zwykle, a WBA są mocni przy stałych fragmentach, ale dwie bramki jakie wsadził Kanonierom Dawson to wstyd sporego kalibru. Po gościach nie było widać zacięcia, oddawali przestrzeń w szesnastce bez walki, bo tę tylko pozorowali i Anglik wchodził jak do siebie. Po raz pierwszy już w dwunastej minucie, kiedy wykorzystał dośrodkowanie Chadliego. Po raz drugi, gdy ustalił wynik w 75. minucie. Zobaczcie tylko na tę drugą bramkę, przecież to jest kompromitacja. Na upartego trzech piłkarzy WBA mogło strzelać, Arsenal nie istniał, rozmył się jak mgła.
Video: 3-1 Dawson. #wbaars pic.twitter.com/IMgR1KxVz5
— Anything PL (@AnythingPL) 18 marca 2017
Na dobrą sprawę Kanonierzy ciałem i duchem byli obecni tylko wtedy, gdy przyszło im gonić wynik 0:1. Wtedy tak, wyglądali jak drużyna z krwi i kości, czego potwierdzeniem bramka Sancheza. Chilijczyk znów pokazał klasę, przyjął piłkę w polu karnym i nie spanikował, tylko idealnie ustawił sobie futbolówkę i umieścił ją pod ladą. No i okej, ale ile ten biedny facet może ciągnąć za sobą te zgraję? Dziś nie dał rady, jego bramka nie dała nawet punktu. Wiadomo, Arsenal miał przewagę w posiadaniu piłki, ale grał wolno, nudno, schematycznie i z rzadka stwarzał zagrożenie. A jeśli już, to albo na wysokości stawał Foster, choćby wtedy gdy wyjął strzał Ramseya, albo sprzyjała fortuna, kiedy Welbeck obił poprzeczkę.
Konkretniejsze było WBA, mogli prowadzić już do przerwy, ale w fenomenalny sposób uderzenie McCleana obronił Cech, kiedy skorzystał z genialnego refleksu i odbił piłkę zmierzającą w swój prawy górny róg. Niestety dla Wengera i Arsenalu, chwilę potem czeski bramkarz zasygnalizował kontuzję i zmienił go Ospina. To fachowiec solidny, ale z pewnością nie tej klasy co doświadczony konkurent. I przy bramce na 2:1 to wyszło – Kolumbijczyk odbił piłkę niefortunnie pod nogi Robsona-Kanu, a ten wpakował ją do siatki. Goście sygnalizowali spalonego, ze względu na pozycję McCleana, ale on nawet nie dotknął piłki. Zwykłe błaganie o litość, której sędzia słusznie nie udzielił.
Skończyło się na 3:1 dla WBA i Arsenal ma coraz większe powody do niepokoju. Owszem, czwarty Liverpool rozegrał jeden mecz więcej, jednak i tak strata pięciu punktów do The Reds wygląda źle, zwłaszcza dla Kanonierów w tej marnej formie.