Reklama

Śląsk łapie oddech, a Bruk-Bet dzielnie kontynuuje misję utrudniania sobie życia

redakcja

Autor:redakcja

17 marca 2017, 20:51 • 3 min czytania 11 komentarzy

No i właśnie za to kochamy tę ligę. Faworyt z górnej części tabeli źle zaczyna wiosnę, dostaje w końcu mecz u siebie, dołującego rywala z Mariuszem Pawełkiem w bramce na przełamanie i… z trudem wychodzi z własnej połowy. Taka nieprzewidywalność tylko tutaj, tylko nad Wisłą i tylko z udziałem tych zawodników.

Śląsk łapie oddech, a Bruk-Bet dzielnie kontynuuje misję utrudniania sobie życia

Musielibyście podać nam naprawdę solidną dawkę środków odurzających, byśmy wpadli na to, że nie minie kilka minut tego meczu, a Morioka z Romanem rozpoczną akcję bramkową rozklepaniem rywala na skrzydle. Rozklepaniem – co istotne – tylko przy użyciu głowy. Piłka odbijana w powietrzu, potem zgrana do Japończyka, który wjechał przed pole karne i posłał prostopadłe ciasteczko do Picha. Słowak to w tej rundzie polisa wrocławian, jak dotąd praktycznie jedyny gość, któremu chciało się siać zamęt pod bramką rywali. Dziś jednak miał partnerów w osobach Morioki i Romana, co wystarczyło do tego, by stworzyć ze Śląska stronę przeważającą. Goście tak szybko, jak objęli prowadzenie, tak szybko też wyszli jednak z założenia, że cofną się głębiej i jakoś to będzie. Jak można się nietrudno domyślić – to był błąd.

Głodny jeszcze wtedy zwycięstwa Bruk-Bet przeszedł więc w posiadanie piłki i zaczął kąsać. A to miejsca na skrzydle szukał Nowak (w sumie to przez cały swój czas na murawie szukał miejsca wszędzie tylko nie w szesnastce…), a to zagrożenie próbował stworzyć niebezpiecznymi dośrodkowaniami Babiarz, a to swoich okazji poszukiwał Gergel. Każda z tych prób rozbijała się jednak albo o głowę Celebana, albo skuteczne interwencje jego kolegów. Nie byłby sobą jednak Mariusz Pawełek, gdyby w charakterystyczny dla siebie sposób postanowił nie celebrować swoich urodzin. Tak jak dzieci w szkole podstawowej rozdają cukierki, tak bramkarz Śląska uznał, że to doskonała okazja, by dać coś od siebie tym, którzy tak bardzo chcieli dziś wpakować piłkę do siatki. Posłał więc piłkę na wysokości kostek, rozpoczął kontratak Bruk-Betu, co koniec końców skończyło się rzutem wolnym na skraju szesnastki. Oczywiście jakby mało było udziału Pawełka w tej akcji, to uderzona przez Gergela piłka obiła słupek, przeturlała się gdzieś wokół bramkarza i spadła pod nogi Putiwcewa. Piłka wystawiona na tacy, więc stoper niecieczan nie miał prawa tego zmarnować.

Poza tymi golami pierwsza połowa przywoływała jednak w naszych umysłach najstraszniejsze koszmary. Błyskawicznie przed oczami stanęły te wszystkie ponure popołudnia z ekstraklasą – chaos, mizeria, wszystkie możliwe synonimy dziadostwa. Tak to niestety wygląda, gdy na placu mamy dwa zespoły i oba są w swojej wizji spójne, a sama wizja jest wyjątkowa niefortunna. Nikt nie chciał zaatakować, więc nieuchronnie zbliżał się ten moment, gdy trzeba sięgać po zapałki i powoli wtykać je między powieki.

Z tego też powodu nie mieliśmy wielkich oczekiwań przed drugą połową. Widocznie jednak w szatni Śląska pojawił się ktoś wyjątkowy – nie wiemy, może nawet sam Al Pacino z „Męskiej gry” i tchnął w piłkarzy nowe życie. Ta sama jedenastka zawodników, która apatycznie snuła się po boisku, nagle szturmem ruszyła przed siebie. Kapitalnie rąbnął z dystansu Roman, ale jego strzał jeszcze efektowniej sparował Pilarz. Doskonałą okazję miał Morioka, ale jego również zatrzymał golkiper Bruk-Betu. Śląsk zamknął jednak gospodarzy na ich połowie i ani mu się śniło, by choć na chwilę zredukować bieg. Totalna kontrola tego, co dzieje się na boisku, zupełnie jak w starciu komisarza Ryby z Wąskim.

Reklama

Koniec końców udało się jednak pokonać dobrze dysponowanego dziś Pilarza. Ostatnie minuty spotkania, centra Picha, zgranie Zwolińskiego i Kokoszka jakimś cudem mieszczący futbolówkę między Frycem a słupkiem. Śląsk rzutem na taśmę wystawia więc głowę ponad lustro wody i łapie szybkie hausty powietrza, a Bruk-Bet… No cóż, podopieczni Michniewicza z tygodnia na tydzień borują coraz większą dziurę w swoim pontonie, na którym mieli spokojnie utrzymać się na powierzchni (czytaj: w pierwszej ósemce).

69zs1Uy

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Conrado odchodzi z Lechii. „Noszenie tej koszulki było dla mnie zaszczytem”

Bartosz Lodko
6
Conrado odchodzi z Lechii. „Noszenie tej koszulki było dla mnie zaszczytem”

Komentarze

11 komentarzy

Loading...