Historia Łukasza Załuski jest powszechnie znana – najlepsze dla piłkarza lata przesiedział na ławce w Celtiku. Jakkolwiek patrzeć – ciągle wielki klub, a pieniądze przyzwoite, więc nawet nietrudno zrozumieć ten wybór. Głównie w pozycji siedzącej Polak spędził również sezon w Bundeslidze. Jednak o ile w tych miejscach bramkarzowi stosunkowo łatwo było zaakceptować rolę rezerwowego, o tyle po powrocie do Ekstraklasy Załuska miał coś do udowodnienia. I chyba najwyższa pora ogłosić, że przez te wszystkie lata gość nie zapomniał, jak się broni.
A trzeba przypomnieć, że na początku bywało różnie. Sezon w bramce Białej Gwiazdy rozpoczął Michał Miśkiewicz, ale szybko zawalił w meczu z Arką Gdynia. Do klatki wskoczył Załuska, ale jego występy z Lechią, Cracovią i Zagłębiem Sosnowiec w PP do najlepszych nie należały. Na domiar złego przyplątał się uraz. I znów ławka. Ale że Miśkiewicz był pewny jak obietnice wypłaty składane przez Ireneusza Króla Załuska na stałe wrócił do składu. Można było mieć do niego jeszcze pretensje po spotkaniach Zagłębiem Lubin i Pogonią, ale od końcówki listopada – wzór.
Nie tylko nic nie zawalił, ale przede wszystkim ratował kolegom skórę. Nie zawsze jego postawa daje efekt punktowy, co zaobserwować mogliśmy choćby w niedzielę w Warszawie, jednak generalnie trzeba powiedzieć, że wiosną bramkarz robi wiele, by dołączyć do ligowej czołówki na swojej pozycji. Konkurencję ma sporą – świetny powrót Kuciaka – ale zaryzykujemy stwierdzenie, że zdobyte w Szkocji doświadczenie daje o sobie znać.
Załuska to filar ekipy kozaków tej kolejki, ale nie jej największa gwiazda. Na ten tytuł zasłużył Gerard Badia, który praktycznie w pojedynkę ośmieszał obronę Śląska. Kapitalny występ, który nagrodziliśmy dychą. Najbliżej tego poziomu był Fedor Cernych, ale generalnie wszyscy pomocnicy i napastnicy, których wyróżniliśmy, zagrali koncert.
Nagroda specjalna wędruje z kolei do Macieja Wilusza. Świetne tygodnie. Po pierwsze – gra. Po drugie – Lech wygrywa, gdy to się dzieje. Po trzecie – gra coraz lepiej, czego dowodem jest miano kozaka. Łatka odklejona.
O ile Wisła przestała mieć problem z bramkarzami, o tyle Śląsk to – obok Pogoni i Korony – ekipa, gdzie sytuacja na tej pozycji stabilna nie jest. Pawełek już raczej się nie zmieni i będzie robił te swoje klopsy. Problem w tym, że ze Słowacji ściągnięto gościa, który jest jeszcze słabszy od niego. W meczu z Piastem puszczał praktycznie wszystko, co leciało w jego kierunku. Dość istotna w tym kontekście wydaje się informacja, że kontrakt ze Śląskiem ma podpisany teoretycznie najzdolniejszy bramkarz w tym kraju. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że Jakub Wrąbel jest i będzie jedynką w kadrze Marcina Dorny. Zamiast ogrywać się w Ekstraklasie, chłopak przygotowuje się do turnieju na wypożyczeniu do Olimpii Grudziądz.
A w Śląsku – jak tak dalej pójdzie – między słupkami będzie musiał stanąć chyba dyrektor Matysek.
Fot. 400mm.pl