Nic dziwnego, że choć Memphis Depay musiał opuścić Manchester United, to jego były klub zapewnił sobie prawo odkupu– to wciąż dobry piłkarz, tam mu nie poszło, ale ma papiery by odpalić. Cóż, jeśli będzie grał tak jak dzisiaj, być może jeszcze wróci i pokaże swoją lepszą twarz.
Matko, co on zapakował. Widzieliśmy już sporo goli z połowy, ale przy okazji takich strzelający często ma masę czasu, może sprawdzić, gdzie stoi bramkarz i ocenić szanse powodzenia. Tu nie, kompletnie, Depay był ustawiony plecami do celu, a w mgnieniu oka podjął decyzję, że uderzy. I wpadło, naprawdę genialna akcja:
#Replay🎥 BUUUUUUUUUUUUUUUT DE #MEMPHIS DU MILIEU DE TERRAIN pic.twitter.com/9P99Vzw3dh
— Inside Gones (@InsideGones) 12 marca 2017
Poza tym Depay trafił wcześniej jeszcze raz i ogólnie grał dobrze, imponował dynamiką, parę razy uciekł rywalom jak dzieciom. Choć, żeby nie było tak zupełnie kolorowo, to w sumie mógł mieć nawet hattricka, ale nie trafił na praktycznie pustą bramkę.
Ogólnie, jeśli mówimy o całym spotkaniu, to jasnym było, że OL musi takich rywali jak Tuluza golić, skoro chce mieć prawo w ogóle marzyć o kwalifikacji do elity europejskiej przez rozgrywki ligowe. TFC to typowy średniak, ostatnio notorycznie tylko remisujący – z PSG super, to sukces, ale podział punktów z Nancy i Lille chluby nie przynosi. I z tą Tuluzą mecz Lyonowi długo się nie układał, w pierwszej połowie gra była szarpana, żaden z zespołów nie potrafił położyć rąk na meczu i powiedzieć „on jest mój”. A stąd groźba, że Tuluza zrobi psikusa i OL skarci – tego było rzeczywiście blisko, choćby gdy Delort w słupek.
Ten lekki chaos ostatecznie stał się sprzymierzeńcem gospodarzy – Darder wdał się w drybling, obrońcy go przeczytali, ale źle wybili piłkę. Dopadł do niej Jallet i kapitalnym uderzeniem pokonał Lafonta.
W drugiej połowie mecz zaczął się układać po myśli OL, zaraz po przerwie trafił Cornet, a później show zaczął Depay. Zadanie na ten weekend wykonane, dwa punkty do Nicei zostały odrobione. Rybus spędził cały mecz na ławce i oglądał jak radzi sobie Morel, jego rywal – francuskie media oceniają go średnio na 6 w 10-stopniowej skali, bo na pewno był to dużo lepszy występ Francuza niż przeciwko Bordeaux.
*
Nie jest trudno wyobrazić sobie, jak wiele PSG kosztował mecz z Barceloną – psychicznie i fizycznie to ogromne obciążenie. Wystarczy spojrzeć na Blaugranę, ona nie wytrzymała, przegrała z La Coruną, a przecież w środę napisała jedną z najpiękniejszych historii Ligi Mistrzów. Jak więc musiało się czuć PSG, skoro wypuścili z rąk taką szansę w takim stylu? No, a trzeba żyć dalej.
Rywal na mecz po takiej katastrofie wydawał się idealny – Lorient to ostatnia drużyna w tabeli, naczelny kandydat do spadku. Łatwo jednak nie było, jasne, goście górowali nad rywalem wyszkoleniem, kulturą gry i tak dalej, lecz ambitni gospodarze atakowali i mieli swoje okazje. Choćby Wakaso, ale jego strzał w bardzo dobrym stylu obronił Trapp. Lorient jednak na swoją bramkę pracowało i w końcu ją dostało, kiedy Ciani uderzył głową po wrzutce z rożnego (choć też trzeba przyznać, że faulowany był Meunier).
W ostatecznym rozrachunku ten gol nic konkretnego nie dał Morszczukom, ale kto by przypuszczał, że PSG nie będzie mieć pewnego wyniku do końca spotkania? 2:1 to przewaga, ale minimalna – jeden błąd, ktoś się gdzieś przewróci, nie zaasekuruje i jest klops. Ostatecznie taki się nie przytrafił, lecz od Paryżan, mimo środowej traumy, oczekujemy czegoś lepszego.
Bo na przykład oba gole jakie strzelili, to żaden festiwal wielkiej klasy. Pierwszy – samobój, piłkę po wrzutce Di Marii z rożnego skierował do siatki Jeanott. Drugi – z dystansu uderzył Nkunku i nie popisał się bramkarz, który powinien ten strzał odbić. Czyli wygrana jest, ale w stylu nie dającym optymizmu na walkę z Monaco.
Aha, Krychowiak spędził cały mecz na ławce, ale to niestety chyba żadne większe zaskoczenie.
*
Komplet wyników:
Saint-Etienne – Metz 2:2
Beric 53’, Perrin 90+5’ – Sarr 1’, Falette 67’
Lyon – Tuluza 4:0
Jallet 36’, Cornet 47’, Depay 53’, Depay 82’
Lorient – PSG 1:2
Ciani 68’ – Jeannot (s.) 28’, Nkunku 52’