To, że Napoli już właściwie wypisało się z walki o mistrzostwo Włoch, możemy napisać z pełną świadomością. Teraz komplikuje sobie jednak również rywalizację o drugie miejsce z Romą – otworzyło rywalom drogę do powiększenia przewagi do pięciu punktów, a za tydzień jedzie do Rzymu. Podopieczni Maurizio Sarriego właśnie przegrali u siebie z Atalantą, nad którą mają już tylko trzy „oczka” zapasu.
W tym sezonie z domowych spotkań Napoli wynika więcej złego niż dobrego. Niby są trzecią siłą w meczach u siebie, ale to na wyjazdach nikt nie punktuje lepiej od nich. Niby przegrali na własnym obiekcie tylko raz, ale ich bilans (9-3-1) to nic przy Juventusie (13-0-0) czy Romie (12-0-0). Niby zdobywają w Neapolu sporo bramek (30), ale niemało też ich tracą (14).
No więc teraz aktualizują te liczby jeszcze o 0:2 z Atalantą.
To był naprawdę kiepski występ Napoli, przede wszystkim w ofensywie. Być może zaczęło się dla gospodarzy zbyt dobrze, bo od szybkiej szansy, która zakończyła się poprzeczką Insigne, i być może pomyśleli, że trzy punkty przyjdą łatwo. Momentalnie zaczęły się jednak problemy: trudności z przyjęciem, niedokładne podania, mnóstwo niewymuszonych błędów, oddawanie piłki rywalom i brak pomysłu na przedostatnie się pod bramkę rywala. Nawet jak już udało się wypracować pozycje, gdy potrzebne było ostatnie dogranie – futbolówka ostatecznie wędrowała 20 metrów od celu. I kiedy gospodarze zastanawiali się, jak sforsować defensywę Atalanty, to jej obrońca Mattia Caldara najlepiej odnalazł się w polu karnym Napoli. Gol i duża konsternacja.
To jednak nic w porównaniu z odczuciami, które towarzyszyły Napoli od 70. minuty. Dla podopiecznych Sarriego właśnie otwierała się kolejna szansa po tym, jak Franck Kessie w trzy minuty zebrał dwie żółte kartki. Wydawało się, że gra w przewadze może im pomóc – poza poprzeczką z początku meczu i słupkiem Mertensa z rzutu wolnego tuż przed przerwą, z gry nie wychodziło nic. Nie funkcjonował dobrze ten zespół, nie pomagał wprowadzony z ławki Milik. Tymczasem Atalanta, przestawiając się na grę w dziesięciu, wyprowadziła od razu drugi cios. Znów zadał go Caldara, który od przyszłego sezonu będzie występował w Juventusie.
Czy Napoli rzuciło się do ataku? Próbowało – z dystansu nieznacznie pomylił się Zieliński, po wrzutce Ghoulama minimalnie spudłował Callejon, zza pola karnego uderzał Mertens, a z kolejnych sytuacji wynikało już niewiele konkretów. „Zielu” zaliczył jeden z gorszych występów w sezonie, Milik z pewnością nie jest jeszcze w optymalnej formie. Pamiętać jednak trzeba, że zawiedli wszyscy.
Naprawdę mizerna gra przed własną publicznością, a przy grze w przewadze – zamiast trafienia wyrównującego – cios, który właściwie załatwił mecz… Nic dziwnego, że piłkarzy Sarriego żegnały dziś spore gwizdy. Tym bardziej, że dla Napoli to teraz czas prawdy: po 1:3 w Madrycie mogą pożegnać się z Ligą Mistrzów, we wtorek grają półfinał Pucharu Włoch z Juventusem, a w następny weekend mogą oddalić się od wicemistrzostwa kraju.