Reklama

Koniec pięknej przygody Sutton United, ale kopciuszek pożegnał się godnie

redakcja

Autor:redakcja

20 lutego 2017, 23:16 • 3 min czytania 14 komentarzy

Często zżymamy się na modern football, bo jest przepłacony, zapomniał o wielu wartościach, ale przecież to jednak on daje większości z nas najwięcej emocji – mecze Ligi Mistrzów, topowych krajowych rozgrywek i tak dalej. Tym żyjemy. Lecz takie historie, gdy mniejsi dają lekcje większym, mają swój niepowtarzalny urok i dlatego wielu kibiców trzymało dziś kciuki za Sutton United w starciu z Arsenalem. Nie udało się, ale też chyba udać się nie mogło – to byłyby cuda za dużego kalibru. Jednak czy to odejmuje coś z tej ładnej opowieści piątoligowca? Nie, kompletnie nie.

Koniec pięknej przygody Sutton United, ale kopciuszek pożegnał się godnie

Docierał ten folklor dzisiejszego spotkania na media społecznościowe, fenomenalna była ta gra kontrastów. Choćby obrazek z szatni, w której wisiały koszulki piłkarzy wartych miliony, a która przestronnością przypominała obiekt z gimnazjum, gdzie przebierają się uczniowie na WF:

Czy popularny rezerwowy golkiper, przygotowujący obiekt na przyjazd Kanonierów:

Reklama

Kapitalne. Jednak o co tu grało Sutton – teoretycznie o zwycięstwo, jak każdy sportowiec w każdym meczu, ale praktycznie o parę momentów, pokazanie, że potrafią choć na moment dojść do Arsenalu. I takie momenty rzeczywiście były: Roarie obijał poprzeczkę pięknym strzałem, May miał swoją okazję po kompromitującym wybiciu Ospiny, Gomis kładł zwodem na ziemię Monreala. W ogóle, Sutton uniknęło dzisiaj rozpaczliwej obrony, chcieli zagrażać renomowanemu rywalowi. Ważny dla nich był każdy rzut wolny, rożny, po którym można było zagrać centrę w pole karne. Ostatecznie nic nie wpadło, ale o jeden gol na debecie Arsenal nie mógłby mieć pretensji.

Wenger nie wystawił dzisiaj najmocniejszej jedenastki, ale hej – od początku grali choćby Walcott, Monreal, Xhaka, Mustafi, Perez, Iwobi, czyli też ludzie, którzy mają obowiązek wygrać z drużyną mającą treningi dwa razy w tygodniu. A przecież jeszcze potem wszedł Sanchez. I ten Arsenal przez 26 minut miał problemy, by sforsować mądrze broniących się gospodarzy – pewnie nie mogli dostosować się do klimatu tego folkloru, swoje robiła sztuczna murawa, lecz Wenger na pewno wymagał więcej, a zobaczył jedynie kopnięcie w buraki przez Elnenego.

W końcu gol padł, po kontrze! Piłkę na prawej stronie dostał Perez, zszedł do środka i strzelił, golkipera zmylił jeszcze przebiegający Walcott, natomiast piłka wpadła do siatki. Po przerwie dzięki ładnej kombinacji drugie trafienie dołożył Walcott i Arsenal na doświadczeniu utrzymał ten wynik.

Stanęło na 2:0, dostaliśmy jeszcze obrazek, jak Shaw – rezerwowy bramkarz – je kebaba na ławce, a potem gwizdek sędziego i kibice wbiegli na murawę, by załapać się na jakąś koszulkę piłkarza Arsenalu. Śmiało mogli brać też trykoty gospodarzy, bo ci nie tylko w tym meczu pokazali, że barwy Sutton są wartościowe.

Reklama

Najnowsze

Anglia

Komentarze

14 komentarzy

Loading...