Często zżymamy się na modern football, bo jest przepłacony, zapomniał o wielu wartościach, ale przecież to jednak on daje większości z nas najwięcej emocji – mecze Ligi Mistrzów, topowych krajowych rozgrywek i tak dalej. Tym żyjemy. Lecz takie historie, gdy mniejsi dają lekcje większym, mają swój niepowtarzalny urok i dlatego wielu kibiców trzymało dziś kciuki za Sutton United w starciu z Arsenalem. Nie udało się, ale też chyba udać się nie mogło – to byłyby cuda za dużego kalibru. Jednak czy to odejmuje coś z tej ładnej opowieści piątoligowca? Nie, kompletnie nie.
Docierał ten folklor dzisiejszego spotkania na media społecznościowe, fenomenalna była ta gra kontrastów. Choćby obrazek z szatni, w której wisiały koszulki piłkarzy wartych miliony, a która przestronnością przypominała obiekt z gimnazjum, gdzie przebierają się uczniowie na WF:
W Sutton już gotowa szatnia dla Arsenalu 😁 pic.twitter.com/kj0sfk2bm4
— Gabriel Stach (@GabrielStachFCB) 20 lutego 2017
Czy popularny rezerwowy golkiper, przygotowujący obiekt na przyjazd Kanonierów:
Obrazek miesiąca – rezerwowy bramkarz Sutton odkurza ławkę rezerwowych przed meczem z Arsenalem. 😅 pic.twitter.com/clJ3wVKSln
— Tomasz Cwiakala (@cwiakala) 20 lutego 2017
Kapitalne. Jednak o co tu grało Sutton – teoretycznie o zwycięstwo, jak każdy sportowiec w każdym meczu, ale praktycznie o parę momentów, pokazanie, że potrafią choć na moment dojść do Arsenalu. I takie momenty rzeczywiście były: Roarie obijał poprzeczkę pięknym strzałem, May miał swoją okazję po kompromitującym wybiciu Ospiny, Gomis kładł zwodem na ziemię Monreala. W ogóle, Sutton uniknęło dzisiaj rozpaczliwej obrony, chcieli zagrażać renomowanemu rywalowi. Ważny dla nich był każdy rzut wolny, rożny, po którym można było zagrać centrę w pole karne. Ostatecznie nic nie wpadło, ale o jeden gol na debecie Arsenal nie mógłby mieć pretensji.
Wenger nie wystawił dzisiaj najmocniejszej jedenastki, ale hej – od początku grali choćby Walcott, Monreal, Xhaka, Mustafi, Perez, Iwobi, czyli też ludzie, którzy mają obowiązek wygrać z drużyną mającą treningi dwa razy w tygodniu. A przecież jeszcze potem wszedł Sanchez. I ten Arsenal przez 26 minut miał problemy, by sforsować mądrze broniących się gospodarzy – pewnie nie mogli dostosować się do klimatu tego folkloru, swoje robiła sztuczna murawa, lecz Wenger na pewno wymagał więcej, a zobaczył jedynie kopnięcie w buraki przez Elnenego.
W końcu gol padł, po kontrze! Piłkę na prawej stronie dostał Perez, zszedł do środka i strzelił, golkipera zmylił jeszcze przebiegający Walcott, natomiast piłka wpadła do siatki. Po przerwie dzięki ładnej kombinacji drugie trafienie dołożył Walcott i Arsenal na doświadczeniu utrzymał ten wynik.
Stanęło na 2:0, dostaliśmy jeszcze obrazek, jak Shaw – rezerwowy bramkarz – je kebaba na ławce, a potem gwizdek sędziego i kibice wbiegli na murawę, by załapać się na jakąś koszulkę piłkarza Arsenalu. Śmiało mogli brać też trykoty gospodarzy, bo ci nie tylko w tym meczu pokazali, że barwy Sutton są wartościowe.
Wayne Shaw, arquero suplente del Sutton. El partido ante Arsenal aún en juego ¡Gracias a Dios por la FA CUP! pic.twitter.com/Q0UE6F5Cl0
— Julián Capera (@JulianCaperaB) 20 lutego 2017