Lech wciąż walczy o mistrzostwo Polski i to żadna tajemnica strzeżona przez pułapki, ruchome posągi i co tam jeszcze znamy z kina akcji. Oczywiście, do lidera ma siedem punktów straty, ale gramy według wcześniej ustalonych reguł i nawet jeśli ten dystans utrzyma się do trzydziestej kolejki, to bez wyjścia lechitów na boisko może być o połowę mniejszy. Skoro więc poznaniacy grają o tytuł, powinni mieć odpowiednią kadrę, odpowiadającą ich ambicjom. Lecz jeśli spojrzeć dziś na linię obrony, to mamy wątpliwości czy tak powinien wyglądać zespół bijący się o pierwsze miejsce.
W kadrze pierwszego zespołu jest obecnie dziewięciu obrońców i jeśli spojrzeć liczbowo, rzeczywiście wygląda to fajnie – Lech gra czwórką z tyłu, czyli ma dwa razy tyle co potrzeba i jeszcze jednego w zapasie. To jednak spojrzenie pobieżne, bez pakowania się w szczegóły, bo jeśli sprawdzić dokładniej, tak różowo nie jest.
– Tymoteusz Puchacz i Marcin Wasielewski to ludzie bez żadnego doświadczenia. Jeden ma 18 lat, drugi 22, ale łączy ich zero po stronie minut na boiskach ekstraklasy,
– Tamasa Kadara zaraz nie będzie, przechodzi testy medyczne w Dynamie Kijów i prawdopodobnie serial z jego udziałem dobiegnie końca,
– Jan Bednarek leczy ospę,
– Maciej Wilusz to zgrana płyta, ale bardziej z braku laku niż ze względu na jakość. Wygląda na to, że nie da się wygrać meczu w lidze gdy facet przebywa na boisku (w tym sezonie Lech podjął pięć prób, cztery razy dostał w cymbał, raz zremisował),
– Dariusza Dudkę można ściągnąć nawet po karierze i ustawić wszędzie w linii obrony, ale chyba nie o to w tym wszystkim chodzi.
Ktoś może powiedzieć, że się czepiamy, bo Bednarek nie będzie się leczył całą rundę, Dudka to wciąż przyzwoity piłkarz, a klątwa Wilusza też kiedyś musi odpuścić. Jednak mówimy o meczu z Bruk-Betem i do gry o mistrza widzimy trzech obrońców – Nielsena, Kędziorę i Kostewycza (też zakładając, że nie sprowadzono byle kogo). Mało, nawet jeśli będziemy uprzejmi i dodamy do tego grona Wilusza, to w przypadku kontuzji lub kartki Bjelica będzie musiał kombinować i cudować. A skoro Lech walczy o tytuł, nie powinien być do tego zmuszony.
Takich problemów nie ma w Legii, gdzie sprawdzonych ludzi w tyłach do gry jest siedmiu. W Lechii sześciu, bo klaskającego Vitorii nie liczymy. Michał Probierz ma do dyspozycji siedmiu ludzi, a jeszcze ściągnięto mu Gordona.
Pierwsza trójka radzi sobie więc całkiem nieźle, a aspirujący tam Lech jakby zapomniał, że drużynę buduje się od tyłu. Raz jeszcze: wiemy, że wróci Bednarek. Wiemy też, że ktoś może zostać jeszcze ściągnięty, ale to już będzie transfer last minute i facet będzie potrzebował chwili, by ogarnąć o co w tym Lechu właściwie chodzi (a defensywa jest formacją, która na dotarcie się potrzebuje najwięcej czasu). Jednak to wszystko w kategoriach „będzie”. Na dziś, czyli 10 lutego, poznaniacy nie wyglądają w tyłach za mocno i nieśmiało przypominamy, że rywale zaczną kąsać od dziś i nie poczekają, aż przyjdzie ktoś nowy a Bednarek wyleczy ospę.
Fot. 400mm.pl