Reklama

West Ham United tracąc Payeta odzyskał szacunek. Kto jest zwycięzcą tej sagi?

redakcja

Autor:redakcja

22 stycznia 2017, 17:09 • 3 min czytania 6 komentarzy

To jedna z najbardziej żenujących historii tego okienka transferowego. Łzawy płacz Dimitriego Payeta z prośbą o natychmiastowy transfer, niedługo po wytargowaniu podwyżki za lojalność byłby może zrozumiały, gdyby każdego tygodnia pracował na zgodę West Hamu United na murawach Premier League. Zamiast tego mamy jednak fochy i pretensje, zresztą z obu stron, bo i kibice, i działacze, wreszcie nawet drużyna z trenerem wydają się obrażeni na niedawnego boga wschodniego Londynu.

West Ham United tracąc Payeta odzyskał szacunek. Kto jest zwycięzcą tej sagi?

Jak Payet stara się przekonać władze swojego pracodawcy do korzystnej dla siebie decyzji? Z całego wachlarza rozwiązań wybrał bezsprzecznie najlepsze: totalną wojnę i wejście all-in w ciemno z parą dwójek na ręce. Odmowa gry, odmowa treningów, niewiele brakowało, by jeszcze zarządził głodówkę albo chociaż innego rodzaju abstynencję, bo zarzekał się “na czubek własnego penisa”, że już koszulki “Młotów” nie założy. Nie może więc dziwić, że i klub zareagował adekwatnie – nie chcesz trenować z pierwszą drużyną – that’s ok, lad, zapraszamy na zajęcia zespołu U-23. Kontrakt masz ważny, z naszej strony możesz dalej go realizować grając w meczach, ale przecież sam się zarzekasz, że już tego nie zrobisz. A więc gnij w rezerwach.

Drużyna? Ha, tu reakcja była jeszcze mocniejsza. Mianowicie – według Independent – Francuza usunięto z grupy WhatsApp, w której znajdowali się piłkarze pierwszego zespołu. Administrator, Pedro Obiang, miał mu napisać, że nie jest już częścią drużyny i usunąć jego numer. W czasach 2.0 to chyba coś jak kocówa na koloniach, albo nawet wyrzucenie z podwórkowej bandy przez odebranie patyka symbolizującego miecz.

Mamy więc idealny scenariusz pod dwie historie. Pierwszą – niewolnika, torturowanego przez złych londyńczyków, tęskniącego do swojego domu w Marsylii. Szczerze – nieszczególnie przekonującą w świetle skandalicznych wypowiedzi Payeta o swoim klubie, w którym wyrósł na gwiazdę światowego formatu. Drugą – o West Hamie United, który zaczyna się kreować na klub z zasadami, który szantażom – przynajmniej nie od razu – się nie kłania.

I tak właściwie – to jesteśmy w stanie kupić. West Ham United po przeprowadzce na Stadion Olimpijski desperacko poszukuje tożsamości. Dużo słabsza gra. Szarpaniny na trybunach między fanami, którzy przywykli do nieco luźniejszej atmosfery Upton Park a stewardami, którzy przyzwyczajeni byli do nieco mniej niesfornych kibiców. Lifting herbu. To z czego słynął West Ham zaczynało ulatywać, atmosfera stawała się coraz cięższa, o czym wprost pisały choćby Guardian czy Henry Winter. Ten ostatni, popularny brytyjski dziennikarz, ujawnił, że w londyńskich poradnikach dotyczących kibiców zamieniono im nazwę na… klientów (używając każdorazowo formy “customer”).

Reklama

Ta rewolta Payeta paradoksalnie może zakończyć się całkiem pozytywnie. Nagła “zdrada” scementowała skład i kibiców, którzy znaleźli sobie wspólnego wroga. Licząc od sylwestrowej porażki z Leicester, z Payetem w składzie West Ham przegrał wszystkie trzy mecze, nie strzelił choćby gola, stracił zaś aż osiem. Gdy Payeta zabrakło – najpierw ograł 3:0 Crystal Palace a szalonego gola nożycami sieknął Andy Carroll, wczoraj zaś puknął 3:1 Middlesbrough na wyjeździe. Dla porównania: jesienią na własnym terenie londyńczycy zremisowali z Boro 1:1 (choć jedynego gola strzelił Payet).

Oczywiście to zbyt krótki okres, by wyrokować jak brak Payeta wpłynie na grę “Młotów”, ale już dziś widać, że afera pozytywnie wpłynęła na atmosferę wokół klubu. Londyńczycy znów mogą śmiało rozprawiać o zasadach i o tym, że wierność jest dla nich ważniejsza od pieniędzy. Nawet jeśli teraz wypuszczą francuskiego pomocnika – będą zwycięzcami tej sytuacji. Z Payetem w końcowym okresie zaliczali kolejne plecy na każdym polu. Bez niego dopisali sobie do dorobku 6 punktów, zaraz dorzucą do tego jakieś 20-30 milionów, a w ramach gratisu – choćby i wszystko było jedynie medialnym szumem i wyuczoną pozą – godność, szacunek i tożsamość.

Czyli coś, czego po przeprowadzce na Stadion Olimpijski brakowało im jeszcze mocniej niż dokładnych dośrodkowań i rzutów wolnych Dimitriego Payeta z ubiegłego sezonu.

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
2
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Anglia

Komentarze

6 komentarzy

Loading...