Reklama

Darmstadt chwyta się brzytwy. O utrzymanie powalczy totalny żółtodziób

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

28 grudnia 2016, 13:10 • 3 min czytania 0 komentarzy

Kiedy słyszymy powiedzenie o tym, że drugi sezon dla beniaminka jest najtrudniejszy, to z jednej strony mamy przed oczami takie Leicester City, a z drugiej – SV Darmstadt. Zdecydowanie najbiedniejszy zespół Bundesligi, do tego z wąską i wątpliwej jakości kadrą, latem ogołocony z kluczowych zawodników i na tę chwilę zamykający stawkę. Słowem – uosobienie starej piłkarskiej mądrości. I teraz, w sytuacji wręcz rozpaczliwej, zatrudniający trenera bez jakiegokolwiek doświadczenia, ale za to z ogromnymi ambicjami – Torstena Fringsa.

„Lilie” na straty spisywane były już przed rokiem, bowiem w najwyższej klasie rozgrywkowej w Niemczech od dawna nie gościł zespół tak bardzo niepasujący do elity. Zespół, który swoje mecze rozgrywał na archaicznym stadionie żywcem wyjętym z poprzedniego stulecia, zespół oparty na zawodnikach odpalonych w innych zespołach, którzy nie mieli za bardzo gdzie się podziać. Wreszcie – zespół budowany za grosze i zupełnie niedoświadczony. Darmstadt jednak jakimś cudem uniknęło spadku.

Darmstadt chwyta się brzytwy. O utrzymanie powalczy totalny żółtodziób

Nic dziwnego jednak, że latem nad Jonathan-Heimes-Stadion zleciały się sępy i powyrywały co cenniejsze kawałki. Najlepszy strzelec, Sandro Wagner, przeniósł się do Hoffenheim, stoper Rajković trafił na Sycylię, do Palermo, a mocny punkt formacji obronnej – bramkarz Christian Mathenia – dał się skusić perspektywą gry w HSV. Darmstadt pozostało więc gołe i wesołe, bo przecież, na domiar złego, architekta wszystkich sukcesów w ostatnich latach, trenera Dirka Schustera, wyciągnął Augsburg.

Scenariusz rundy jesiennej nie mógł być więc inny – „Lilie”, mimo nawet niezłego początku, zaczęły z czasem zbierać oklep za oklepem. Ostatnie osiem meczów ligowych? 0:2, 2:3, 0:1, 1:3, 0:2, 0:1, 0:1 i wreszcie 0:2. Osiemnaste miejsce w stawce i aż osiem punktów straty do bezpiecznej lokaty. Nic więc dziwnego, że w ostatnich tygodniach kolejni trenerzy odrzucali możliwość poprowadzenia SVD. Wskoczenie teraz za stery zespołu będącego w rozkładzie, to w zasadzie jak strzał w stopę i niemalże pewne wpisanie sobie w CV spadku z ligi. Tak odważnej próby nie podejmowali się więc nawet najbardziej zdesperowani szkoleniowcy dla których mogłaby to być ostatnia szansa na to, by ponownie wskoczyć na karuzelę trenerską.

W końcu jednak udało znaleźć się śmiałka, który spróbuje złapać rozwścieczonego byka za rogi i nieco go utemperować. Torsten Frings. Do niedawna jeszcze zawodowy piłkarzy, gość który przecież był w kadrze reprezentacji Niemiec na mistrzostwa świata w 2006 roku. Dziś, bez żadnego doświadczenia w nowej roli, spróbuje utrzymać Darmstadt w Bundeslidze. Jak dotychczas Frings był tylko asystentem Skripnika w Werderze, poznawał fach trenerski tylko od tej strony, a teraz przyjdzie mu, już na samym starcie, stanąć przed misją z gatunku tych praktycznie niemożliwych do wykonania.

Plusem całej sytuacji, w zasadzie dla obu stron, jest długość podpisanego kontraktu. Frings, niezależnie od tego czy Bundesligę dla Darmstadt utrzyma, czy też spadnie z hukiem, w klubie będzie mógł pracować co najmniej do 2018 roku. To zachowanie ze strony władz niezwykle rozsądne, przypominające nam nieco podejście Zagłębie Lubin, które umowy Piotra Stokowca po spadku do I ligi nie wrzuciło do niszczarki, a po kilkunastu miesiącach powróciło do elity.

Reklama

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Eintracht kasuje fortunę na napastnikach. Ale żaden jeszcze nie wypalił

Wojciech Górski
19
Eintracht kasuje fortunę na napastnikach. Ale żaden jeszcze nie wypalił

Komentarze

0 komentarzy

Loading...