Jak pewnie wiecie, po każdej kolejce Ekstraklasy mamy ochotę zmienić zawód wybieramy jedenastki kozaków i badziewiaków. Nie ma książkowych definicji, które w pełni odzwierciedlałyby powyższe etykietki, zarówno kozaczenie, jak badziewiakowanie może mieć różne oblicza. Generalnie jednak chodzi o to, by nas czymś poruszyć – piłkarskimi umiejętnościami lub ich bijącym po oczach brakiem, boiskową inteligencją lub wyjątkową głupotą, fantazją czy też kompletnym brakiem wyobraźni. I tak dalej, i tak dalej… Ekstraklasa to rozgrywki specyficzne, więc udaje się to praktycznie kolejka w kolejkę sporej grupie piłkarzy. Z reguły nie narzekamy na brak chętnych.
No więc pora podsumować te wygibasy. Piłkarze gromadzą nominacje do jedenastek kozaków i badziewiaków (niektórzy do obu w zależności od tygodnia, bo hołdują hasłu “na przypale albo wcale”), a że takich recydywistów jest wielu, postanowiliśmy też ułożyć jedenastki na podstawie tych liczb. Sprawa kluczowa – nie utożsamilibyśmy ich z najlepszą i najgorszą jedenastką rundy. To bardziej podpowiedź przy ich tworzeniu, bo przecież do takiej drużyny w zasadzie wstępu nie mają gracze bardzo solidni, świetni na przestrzeni rundy, którzy jednak nie dostarczają fajerwerów w pojedynczych występach. A z drugiej strony piłkarz, który pokaże klasę raz na miesiąc, jest mile widziany. Podobnie w przypadku badziewiaków – często naprawdę solidni piłkarze raz na kilka tygodni grają kompletną kaszanę, taką obok której nie można przejść obojętnie. Obecność w takiej jedenastce to specyficzny rodzaj docenienia.
Zacznijmy od najlepszych. Tu sprawa była klarowna – trójka na plusie i witamy w ekipie, prosimy na czerwony dywan. Problem mieliśmy jedynie przy poszukiwaniu gościa na szpicę, bo Nemanja Nikolić i Fedor Cernych co prawda zgarnęli po trzy nominacje do kozaków, ale również po razie wylądowali w badziewiakach. Szybka matematyka i niestety – bilans się nie zgadza. Stwierdziliśmy jednak, że gdy pod ręką są Miroslav Radović czy Rafał Boguski, czyli ludzie, którzy pokazali, że wiedzą, jak trafić prostokąt, to nie ma sensu zaprzątać sobie tym głowy. Dalibyśmy sobie rękę uciąć, że taki napad poradziłby sobie i czujemy, że wyszlibyśmy na tym lepiej niż niejaki Fred, który kiedyś zaufał pewnej kobiecie.
Zaskoczenia? Niespodzianki? W zasadzie brak. No może Jakub Wójcicki z dołującej Cracovii, ale akurat jemu niewiele można zarzucić. A i ofensywny styl sprzyja notowaniu liczb i łapaniu wyróżnień. Najczęściej zbieraliśmy szczęki z podłogi po meczu z udziałem Konstantina Vassiljeva, ale druga część rundy należała już do duetu Radović-Vadis.
Taktyka ze znakiem jakości Radoslava Latala, co jeszcze niedawno było gwarancją. Ci ludzie pewnie potrafiliby przypomnieć światu o Piastelonie.
O ile w przypadku kozaków poszło nam gładko jak Pudzianowi z Popkiem, o tyle badziewiacy to trochę inna para kaloszy.
Po pierwsze, obecność w różnych jedenastkach. Do grona badziewiaków rundy musimy zaliczyć dwukrotonego kozaka, Jakuba Rzeźniczaka, bowiem wcześniej aż pięć razy lądował wśród patałachów. Z kolei Michał Masłowski wśród najlepszych był raz, a wśród najgorszych aż cztery. Zapraszamy.
Po drugie, zabrakło chętnych. Trójkę na minusie miało dziewięciu piłkarzy (w kozakach równo jedenastu na plusie), więc trzeba było dobrać z tych z dwójami. O dziwo jednak nie było tak trudno, bo dwóch ananasów aż prosiło się o docenienie. Nielsena z Lecha (tego grubego) mieliśmy okazję ocenić tylko trzy razy w tym sezonie – dwa razy skończyło się to jego kompromitacją. Podobnie jak w przypadku Łukasza Hanzela z Ruchu Chorzów. Później z gry wykluczyły ich kontuzje, a że mamy święta i nie wypada się śmiać z kłopotów ze zdrowiem, nie skomentujemy tego w złośliwy sposób.
Fajna ta ekipa. Gdyby udało się to zsynchronizować i każdy tego samego dnia zagrałby tak jak na badziewiaka przystało, to przerżnęłaby nawet z:
– Legią Hasiego,
– reprezentacją artystów polskich z Rudim Schuberthem na stoperze,
– Jadwiżańskim KS,
– Langilem i jego kumplami po całonocnym paleniu,
– 4C na długiej przerwie na plecaki,
– naszą reakcyjną drużyną.
Fot. FotoPyK